środa, 30 stycznia 2013

Najlepszy czas na wyznaczanie celów jest właśnie teraz

Wyznaczanie sobie celów i ich osiąganie to podstawa w życiu. Tego powinni uczyć w szkole. Większość ludzi nawet boi się osiągać cele z powodów krytyki rówieśników, jak i również rodziców :(
Wyznaczanie celów to początek twojej drogi życia i osiągnięcia sukcesu, nie tylko materialnego.
W życiu masz dwie drogi. Możesz tworzyć swoją rzeczywistość albo być biernym uczestnikiem jej zdarzeń.
wyznaczanie celów
Co to oznacza, że masz w życiu dwie drogi. Możesz tworzyć rzeczywistość albo być jej biernym uczestnikiem?
Mianowicie, pierwsza droga to ta, którą ty sam kierujesz i planujesz.
Jesteś odpowiedzialny za to, kim jesteś i gdzie jesteś, musisz zrozumieć prawo przyciągania.
Sam odpowiadasz za to, co robisz, co się z tobą dzieje i jacy ludzie cię otaczają.
Mając plan działania na następne dni, spodziewasz się pozytywnych reakcji i nie planujesz, że coś ci nie wyjdzie.
Natomiast idąc drugą drogą bycia biernym uczestnikiem rzeczywistości, nie przejmujesz się swoim życiem.
To tak, jak płyniesz z prądem rzeki i gdzie cię poniesie, tak będzie.
Bez żadnych reakcji dajesz się nieść przez życie, które samo się planuje za ciebie, a ty nie masz wpływu na nic.
Dzieje się tak z powodu braku nauki, dlatego warto się uczyć.
Tylko kilka procent ludzi na świecie wie, jak ważne jest wyznaczanie celów.

wyznaczanie celów

Istnieją 4 podstawowe powody, dlaczego ludzie tego nie robią
1. Ludzie nie wiedzą, jak ważne jest, by mieć wyznaczone cele.
Jeśli urodziłeś się w rodzinie, w której nigdy nie były wyznaczane cele, to nigdy się z tym wcześniej nie spotkałeś i nie widziałeś efektów.
Podświadomie uznajesz, iż wyznaczanie celów nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem.
2. Nieumiejętne wyznaczanie celów.
Możesz spędzić 10 lat w szkołach, mieć tytuły i nigdy nie wyznaczyć celów.
Wyznaczanie celów powinno być lekcją podstawową, ponieważ wpływa to na wszystkie inne.
Większość ludzi nie wie, jak wyznaczać cele, dlatego tego nie robią.
3. Lęk przez odrzuceniem. Ludzie boją się wyśmiania.
Kiedy byłeś dzieckiem, wyznaczałeś sobie cele: chcę być tym czy tamtym. Rówieśnicy wiedząc o tym, śmiali się z ciebie, aby to zmienić, jest na to sposób.
Po prostu wyznacz cele i nie mów o tym nikomu. Nie musisz się chwalić i nikt nie będzie się z ciebie śmiał, bo nikt nie będzie o tym wiedział.
Wyznacz cele i powiedz o tym tylko tym, którym naprawdę ufasz i wiesz, że zamiast śmiać się z ciebie, pochwalą i zmotywują cię do działania.
4. Ostatnim powodem, dla którego ludzie nie wyznaczają celów, jest lęk przed porażką. To najtrudniejszy ze wszystkich powodów.
Gdy popełniasz błędy, to każdy cię nie zabija, a wzmacnia. Ile już błędów popełniłeś? To lęk cię paraliżuje i nie pozwala działać dalej.
Ludzie boją się porażki, bo nie rozumieją pewnej prawdy. Porażka jest wskazana i uczy nas. Bez pomyłek nie bylibyśmy wstanie uczyć się.
Musimy doświadczać porażki, aby się rozwijać. Nasz organizm jest zaprojektowany w taki sposób,że  aby coś osiągnąć, musimy wykonać setki, a nawet tysiące powtórzeń.
Dlatego nie bójmy się porażek, bo jest normalny proces w dążeniu do postawionego celu. Każda porażka zbliża cię do tego, co chcesz osiągnąć.
Nigdy nie myśl o możliwości porażki. Pamiętaj, stajesz się tym, o czym myślisz. Porażka to szansa na to, aby zacząć mądrze od nowa.
Sukces jest odwrotną stroną porażki, im szybciej upadniesz, tym szybciej nauczysz się tego, co jest potrzebne do osiągnięcia sukcesu, a pomoże ci w tym samokształcenie.
Wiele razy jeszcze poczujesz porażkę, ale jest to bardzo dobry moment, aby to przemyśleć, wyciągnąć wnioski i zacząć od nowa, nie popełniając ponownie tych samych błędów.
wyznaczanie celów
ZMIANA! jest wszechobecna w naszym życiu, jest nieunikniona i przerażająca. Ludzie boją się zmian.
Kierunki zmian możesz zaplanować poprzez cele. Możesz sprawić, aby były pozytywne i odbywały się pod twoją kontrolą. Cele oznaczają panowanie i dają ci moc.
Jeżeli dotarłeś dotąd i czytasz słowa, które tu napisałem, to z pewnością wyciągniesz wnioski i poświęcisz kilka minut dziennie na czytanie i uczenie się.
Bo to zdecydowanie zmienia twój świat na lepsze.
Sprawia, że czujesz się lepiej, masz więcej energii i wyklucza lenistwo, a osiągnięcie celu daje wielką motywację do wyznaczenia i zdobycia następnego.
Podświadomość i jej działanie to całe twoje życie, warto się o niej dowiedzieć więcej :)
Rozumiesz już jak ważne jest wyznaczanie i osiąganie celów.
To droga, twoja droga do spełnienia marzeń.
A ty masz jakieś marzenia, które chcesz spełnić?
Udało ci się osiągnąć jakiś cel?

wtorek, 29 stycznia 2013

Światło uzdrowienia

Tym, co jedynie uzdrawia trwale, jest światlo i miłość Boga. Inne uzdrawianie to leczenie bez większych skutków. Leczenie to zabawa w chorobę. Uzdrowienie  światłem jest pewne, jak pewny jest Bóg Stwórca wszelkiego życia.
Człowiek chory szuka uzdrowienia bądź leczenia. Natomiast zdrowego ten temat zupełnie nie interesuje. Zdrowie lub choroba zależy od zdolności przyjmowania i przepuszczania  przez siebie światła, które jest w swej naturze nieskazitelne.
To światło trwale uzdrawia każdego, kto o nie poprosi. Fakt jest taki, że mało kto szuka światła, a raczej chorzy szukają  leków do leczenia, które dodają energii chorobie. Sama choroba to skaza na pasmach dochodzącego do człowieka światła.  To mur energetyczno–informacyjny dla swobodnego przepływu boskich promieni.
Taka zapora istnieje w polu w postaci brył geometrycznych, które w swoim wyglądzie są jak kamienie w murze. To one tworzą zaporę dla światła niosącego uzdrowienie. W religii katolickiej nazywa się je kamieniami czy grzechami, które poprzez pokutę mają być usuwane. Pokuta niewiele daje bez zrozumienia zawartej w bryle informacji. Ludzie święci umierali w straszliwych mękach ciężkich chorób, mimo modlitw i pokutnego życia.
Bryły geometryczne tworzą zwarte przestrzenie  w danym polu i tym samym blokują dostęp boskiego światła i miłości. Te kamienie tworzą  mur, a dany człowiek staje się zupełnym ignorantem rzeczywistości, gdyż nie jest w stanie odebrać tego, co jest poza jego barykadą. Ciemność tworzy iluzję, bo jest tymczasowa, a nie wieczna. Może być w każdej chwili usunięta.
Choroba powstaje, gdy dana bryła na pewnym poziomie zanurzy się w  ciele np. na poziomie barku, to boli bark, czy na poziomie serca, to powstaje zawał itd. Bryły geometryczne zawierają informację osądów z całych linii przodków oraz wzorce pokoleniowe. Bryły znajdują się w polu morfogenetycznym każdego człowieka. Jest to pole informacyjne o przebiegu życia danej istoty.
Rozpoznanie tych pól, kończy program przeznaczenia i totalne uzdrowienie człowieka. Wówczas promienie światła spoza matrixu bez przeszkód docierają do ciała, czyniąc je zdrowym i pięknym. To  cud  i uzdrowienie w sposób niemal natychmiastowy. Na tej samej zasadzie działają miejsca mocy i cudowne uzdrowienia z ciężkich chorób osób gotowych przyjąć duże dawki światła. 
Wystarczy iskra zrozumienia, aby ten mur ciemności został zburzony jak domek z kart. Ten domek był budowany wspólnie z przodkami rodziny przez wiele wieków. Informacja zawarta w bryłach przechodziła na pokolenia. Tak wytworzyło się osobiste oprogramowanie pola, w którym każda istota przebywa. Można nazwać go przeznaczeniem, gdyż zawiera zapis doświadczeń. To iluzja matrixu.
Kiedy coraz więcej brył geometrycznych z pola morfogenetycznego podpływa do ciała, wówczas dochodzi do ciężkich chorób jak rak, cukrzyca czy wypadki. Wtedy zaczyna się leczenie farmakologiczne poprzez chemiczne leki, które nakładają ciemność -  ciemnością. Stąd rezultaty leczenia są coraz mniej efektywne. Ciemność może być uzdrowiona jedynie poprzez światło, które rozprasza ciemność.
Kto szuka leczenia, to będzie go miał przez lata.  Natomiast kto pragnie uzdrowienia, będzie szukał światła przez zrozumienie przyczyny swojej choroby. Zawarta w bryłach geometrycznych informacja rozwiąże mu problem i przyniesie uzdrowienie.
W  informacjach brył geometrycznych jest zawarte poczucie winy za osądy. Winni zawsze atakują, gdyż oskarżają. Najpierw robią to w kierunku otoczenia, wyprojektowując swoje błędy na innych, a potem na siebie. Gdy cierpią, dostają karę za swoje osądy.
W ten prosty sposób pierwotna boska niewinność została zastąpiona winą i karą za błędy  lub grzechy w pojęciu religijnym, przez twórców matrixa czyli bogów. To rewelacyjny system, który został narzucony ludziom, aby nie mogli się z niego wydostać. Daliśmy się temu nabrać i cierpimy ból fizyczny i emocjonalny za doświadczenia swoje i przodków rodziny czy narodu.
Kto boi się prawdy i nie chce spojrzeć poza ciemną kurtynę, ten sam się osądza i karze, gdyż mali bogowie wymyślili winę i karę. Prawdziwy Bóg nikogo nie osądza ani nie karze. Jest miłością i światłem zrozumienia, które oświeca każdego.
Gdy istota myśląca choć na chwilę wyrwie się z tego zaplątania i przebije przez sieć, to zobaczy inny, piękny świat, pełen miłości i wszelkiego dobra. Będzie do niego tęsknił i szukał go wszędzie. To świat niewinności i jaśniejącego światła Boga Stwórcy.
Ciężkie choroby są impulsem, aby szukać tego uzdrawiającego światła w ciemności swoich własnych wytworów i programów iluzji. Bez choroby człowiek nie jest chętny poszukiwać światła, gdyż uważa, że tego nie potrzebuje.
Czy tak musi być?
Z pewnością nie, ale choroba przeważnie jest dobroczynna. Każdy człowiek żyjący w matrixie potrzebuje uzdrowienia, gdyż jedyną funkcją na ziemi jest uzdrawianie, czyli wyjście z ciemności. Gdy istota jest już uzdrowiona, to zaczyna tworzyć swoje dzieła, bo funkcją nieba jest tworzenie. Bóg jest Stwórcą, a Jego dzieci są twórcami na boskie podobieństwo.
Uzdrawiające  światło czeka na każdego, kto jest chętny powrócić do Stwórcy życia i smakować nieba na ziemi. Choroba staje się dobrem, które wyrywa z ciemności piekielnych mocy do świetlistego nieba.
Niewinność jest światłem, a wina to ciemność i samo-karanie. Uzdrowienie polega na totalnym porzuceniu osądzania i obwiniania. Wówczas przebijające się przez ciemne mury ego–programów światło likwiduje ciemność. Wina i kara odchodzi na zawsze, gdyż nie jest trwała ani wieczna. To iluzja, w której żyjemy.
Prawdziwe jest tylko wieczne światło i miłość. Daje uzdrowienie z najcięższych chorób i rozwiązuje najtrudniejsze życiowe sytuacje. To światło powoduje poprzez miłość trwałe uzdrowienie, a nie leczenie. Uzdrowienie to porzucenie błędów ego. To stan nieba na ziemi.

sobota, 26 stycznia 2013

Jeśli kiedyś zapadnie cisza...

O jednej chwili, która może zmienić wszystko i zabrać to, bez czego nie wyobrażaliśmy sobie życia. Moment, kiedy nagle zapada głucha cisza, która początkowo jest tylko brakiem dźwięków. Cisza, która jest wyrokiem dla kogoś, kto myślał, że śpiewanie to jedyne, co potrafi. O zaczynaniu od nowa...
28 stycznia 2009 roku nagle i całkowicie straciłam słuch. Odzyskiwałam go przez pół roku, nie wiedząc w jakim stopniu leczenie się powiedzie. Tamten pamiętny dzień był przełomowym momentem w moim życiu. Ta cisza, która zapadła, była bardzo ważną lekcją, może nawet jedną z najważniejszych. Była pierwszym krokiem wyjścia z chaosu, jaki zawładnął moim życiem. Cieszę się, że tak się stało, choć do dziś całkowicie słuchu nie odzyskałam. Musiałam nauczyć się czytać z mimiki twarzy; oczu, ruchu niemych warg. Znaleźć w tej twarzy emocje, uczucia i to, czego jej właściciel nie mówi. Wtedy dopiero zrozumiałam, na czym polega komunikacja oraz jak ważny jest kontakt wzrokowy. Jakże trudno było słyszeć bez odrobiny dźwięku, bez słów, które wydawało mi się, że ułatwiają komunikację. Stanęłam w prawdzie przed sobą, nie mając żadnego wyboru. Zostałam do tego zmuszona. Najpierw był ogromny strach, który zamykał mnie na wszystko. Kiedy pogodziłam się z tym faktem, ta cisza okazała się po prostu cudowna. Miałam wrażenie, jakbym tracąc słuch, prawdziwie zaczęła słyszeć. Cisza przyniosła nieznany mi spokój. Nie była już tylko brakiem dźwięków, a wyjątkowym stanem świadomości. Nigdy nie wyobrażałam sobie życia bez mojej muzyki, bez śpiewania. Życie jednak potrafi zweryfikować wszystkie nasze wyobrażenia. Nagle się okazuje, że możemy żyć bez tego wszystkiego, bez czego jeszcze wczoraj nie wyobrażaliśmy sobie życia.
Świat ciszy był dla mnie cudownym ukojeniem i nadal jest, bo daje mi to, czego nigdy nie dał mi żaden dźwięk, choćby najpiękniejszy. Tego nie da się tak opisać, nie da... To najlepsze doświadczenie, jakie mogło mnie spotkać, choć niezwykle bolesne. Zdaję sobie sprawę z tego, że ten odzysk jest w promocji, która kiedyś może się skończyć. Godzę się z tym, że ta cisza znów może kiedyś zapaść. Już się jej nie boję. Kolejny raz nie zdecydowałabym się przejść tej drogi do świata dźwięków. Jeśli kiedyś zapadnie cisza, przywitam ją ze spokojem. Siłę czerpię z mojego wnętrza, z miejsca, w którym przebywam i prawdziwej wolności, jaką odczuwam. Nie potrzebuję do tego żadnego boga.
Życie czasem zmusza nas do sytuacji, których nie chcemy, przed którymi się bronimy i których nie umiemy sobie wyobrazić. Wystarczy przestać się bronić, nabrać dystansu, nie walczyć z tym, a nasze życie diametralnie zmieni się na lepsze. Czasem trzeba skapitulować, poddać się, zrezygnować z walki, która przynosi tylko chaos i w tej nowej sytuacji umieć znaleźć w sobie to lepsze "ja". Kiedy przestaniemy walczyć wiecznie ze sobą, pokój nastąpi na wszystkich innych polach naszego życia.

Zbaczając może z tematu, ogromną siłę wtedy, w tym kulejącym zdrowiu, dawał mi nie żaden bóg czy wiara, ale właśnie ich brak. Żałuję jedynie, że tak długo szukałam, że nie udało mi się odnaleźć mojej drogi wcześniej. Do tego momentu byłam wystraszoną małą dziewczynką. Bałam się zadawać pytania, ze strachu, jaka mogłaby być odpowiedź. Panicznie bałam się śmierci. Żyłam w ciągłym napięciu, pełna lęków i fobii. Kościół zmieniał mnie na gorsze, wpędzał mnie w ciągłe poczucie winy, zagubienie, lęk, strach, co miało swoje następstwa w życiu emocjonalnym. Najważniejsze to nie zadawać pytań, wykonywać polecenia, trzymać się nakazanych reguł i autorytetów, bo inaczej... I tu cała lista konsekwencji. Najgorsze było to, że nie miałam własnego zdania i co gorsze, nie mogłam go mieć. Najsłabsze osobniki, tak jak ja, nie miały żadnych szans. Uciekałam od ludzi i realnego świata. Kościół plus to, co w życiu przeszłam, stworzyło mieszankę wybuchową wręcz. Na początku bałam się wątpliwości i przez lata je odrzucałam, co również stwarzało problemy. Potem jednak stopniowo zaczynałam je wyjaśniać i szukać siebie w tym wszystkim, co przyniosło wyzwolenie. To tak, jakby świat nagle stanął do góry nogami! Niewiara zmieniła moje postrzeganie drugiego człowieka. To jest dla mnie jedna z najważniejszych zmian. Zniknął lęk przed ludźmi, wzrosło poczucie własnej wartości, bo jeśli kuleją gdzieś relacje z samym sobą, to samo dzieje się w relacji z innymi. Dziś nie boję się ani ludzi, dialogu, nawiązywania znajomości i wszelkich zmian ani samotności. Co ważniejsze, lubię rozmawiać z ludźmi i nie boję się wyrażania własnego zdania. To wyzwolenie nauczyło mnie asertywności i cieszenia się życiem. Zupełnie inne znaczenie zyskało pojęcie DOBRA i ZŁA. Wyzwolenie z więzów Kościoła nie oznaczało dla mnie porzucenia zasad, a jedynie ich zmianę.
Nie robię niczego ze strachu czy z powodu narzuconych mi zasad. Każdy wybór jest moim ŚWIADOMYM wyborem, nie pozbawionym norm moralnych. Gdy byłam osobą wierzącą, w tamtym czasie brakowało mi własnego, niczym nie skrępowanego wyboru oraz własnego, innego zdania. Brakowało mi powietrza, wolności. Nie przeraża mnie brak zrozumienia ze strony wierzących. Rozumiem ich, przecież sama kiedyś byłam wierząca. Jeśli chodzi o mnie, ja nie widzę żadnego muru między różnymi światopoglądami. Jeśli to Ci daje szczęście i w tym się spełniasz oraz ta droga Ci odpowiada, to ok. Mnie odpowiada ta droga i ona daje mi siłę, by pokonywać wszelkie trudności. Nie ja ten mur buduję. Dla mnie jest miejsce dla wszystkich.

piątek, 25 stycznia 2013

Nasi Niebiańscy Przyjaciele

Czy wierzysz w Anioły? Czy wierzysz, że nie jesteśmy sami? Czy wierzysz, że prosząc o pomoc, otrzymasz ją? A czy zastanawiałaś/eś się kiedykolwiek, kim jest Anioł i jak się z nim porozumieć? Jeśli tematyka Aniołów nie jest Ci obca, zapraszam do czytania. 
Swoją przygodę z Aniołami rozpoczęłam niedawno.
Jeszcze rok temu byłam zwyczajną, zakompleksioną kobietą z mnóstwem problemów, wiecznie rozczarowaną życiem, pragnącą szczerej miłości, ciągle napotykałam na przeszkody a to doprowadzało mnie do łez i smutku. Pamiętam dzień, w którym trafiłam na pewną stronę internetową, gdzie poznałam fantastyczną osobę, która zasiała w moim sercu ziarenko nadziei i rozbudziła moją ciekawość. Zaczęłam pytać, zaczęłam szukać i tak rozpoczęłam swoją pracę z Aniołami. Trafiłam na wiele stron poświęconych tematyce anielskiej, byłam wręcz zdziwiona, że aż tyle osób potrafi nawiązać kontakt z Aniołami, że tyle osób wierzy w Anioły. Przyznam szczerze, że nie zawsze wierzyłam w to, co czytałam. Niektóre historie były tak niesamowite, że aż trudne do uwierzenia. Było jednak sporo takich, które wzruszały mnie do łez, sprawiały, że chciałam nawiązać kontakt z Aniołami, prosić je o pomoc, o lepsze życie, o radość, spokój duszy i ciała. Zaczęłam czytać coraz więcej i coraz bardziej czułam zaufanie do tych Niebiańskich Istot. Zaczęłam odczuwać radość i spokój, o których istnieniu już dawno zapomniałam. Nagle problemy przestały być problemami, zaczęłam dostrzegać różne rozwiązania różnych sytuacji i choć minęło dopiero 1,5 roku, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Jestem teraz szczęśliwa, moje życie nabrało kolorów i tempa.
W ciągu tego roku ciągle towarzyszyły mi dwie przyjaciółki, które nie tylko słuchały moich opowieści i relacji, ale sprawiły, że chciałam o tym mówić, że przestałam się krępować. Pamiętam, jak któregoś dnia zaczęłam opowiadać koleżance swoją historię. Byłam w szoku, kiedy powiedziała: „To co mówisz jest niesamowite, aż trudne do uwierzenia. Ale kim właściwie jest Anioł?” Zaniemówiłam, byłam pewna, że potrafię odpowiedzieć na tak banalne pytanie i tak właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Jeszcze tego samego wieczoru zaczęłam szukać informacji na temat Aniołów, kim są, jak wyglądają, jak się z nimi porozumieć i skontaktować. Mówiąc w skrócie:
Anioł został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, promieniuje Bożym podobieństwem w wyższym stopniu niż my. Anioły są duchami czystymi, wolnymi od materii, nie są tak jak nasze dusze ograniczone lub uwięzione przestrzenią. Poruszają się z szybkością myśli, dlatego też są przy nas przez cały czas. Zdarza się, że wokół nas jest kilku Aniołów, a ponieważ są istotami niematerialnymi, nie widzimy, ile działają wokół nas. Anioł – jak już wspomniałam, jest istotą niematerialną, duchową, nieposiadającą ciała, stworzoną przez Boga na samym początku świata, jeszcze przed stworzeniem człowieka. Według Biblii jest ich nieskończenie wiele, "Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim" (Dn 7, 10), "I słyszałem głos wielu aniołów dokoła tronu... a liczba ich była miriady miriad i tysiące tysięcy" (Ap 5, 11).
Anioły szanują naszą wolną wolę, oznacza to, że pomagają nam jedynie wtedy, kiedy prosimy je o pomoc i o znaki. Nie ingerują w nasze życie, aczkolwiek codziennie kontaktują się z nami, poprzez pozytywne myśli, różnego rodzaju znaki jak np. chmury, monety, piórka, tęczę, czasem nawet poprzez teksty naszych ulubionych piosenek, a także poprzez ciągi cyfr. Zawsze kiedy prosimy o znaki i pomoc, otrzymujemy ją.
Rozróżniamy Dziewięć Chórów Anielskich:
Najwyżej w hierarchii stoją:
- Serafiny: są czystym światłem, a ponieważ znajdują się najbliżej Boga, określane są jako "płonące jasnym światłem".
- Cherubiny: są czystą miłością i są na drugim miejscu w anielskiej hierarchii. Najczęściej przedstawiają małe, pulchne dzieci ze skrzydłami (Kupidyny).
- Trony: reprezentują boską sprawiedliwość i są niczym pomost pomiędzy światem duchowym a materialnym.
- Panowania (Dominacje): sprawują nadzór nad aniołami, regulują anielskie obowiązki zgodnie z wolą Boga.
- Cnoty: zajmują się Słońcem, Księżycem, Ziemią, gwiazdami czyli fizycznym wszechświatem.
- Moce (Władze): są to wojownicy, którzy oczyszczają wszechświat z negatywnych energii.
- Zwierzchności: zapewniają pokój na ziemi według woli boskiej, poprzez sprawowanie władzy nad planetą, kierując miastami i narodami.
- Archanioły: "są one nadzorcami rodzaju ludzkiego i Aniołami Stróżami ludzi. Każdy z Archaniołów wykazuje pewną specjalność, będącą jakimś aspektem Boga". Archanioły pomagają nam w nagłych, trudnych i niespodziewanych sytuacjach, zagrożeniach, nie oznacza to jednak, że nie możemy prosić ich o pomoc w codziennych sprawach. Pomagają zawsze, kiedy je poprosimy o pomoc.
- Aniołowie Stróżowie: każdy z nas ma swojego osobistego Anioła Stróża, który jest z nami od początku aż do samego końca naszego życia. To właśnie do naszego Anioła Stróża powinniśmy kierować prośby o pomoc w każdym aspekcie naszego życia, ponieważ są one najbliżej nas.
W jaki sposób prosić Anioły o pomoc?
Nie ma na to reguły. Anioła prosić o pomoc można cichutko, w myślach, lub na głos, można napisać naszą prośbę, a nawet w momentach rozpaczy wykrzyczeć ją. Niezależnie od sposobu, jeśli prośba o pomoc lub znak pochodzi z głębi serca i jest pełna miłości, otrzymamy ją. Możemy używać własnych słów, wtedy prośba ma charakter bardziej osobisty np. zaczynając od słów: Kochane Anioły, proszę was o pomoc w/z (tu podajemy, o jaką sytuacją prosimy). Nie zapomnijmy na koniec podziękować za udzieloną pomoc.
Żeby usłyszeć Anioły najlepiej jest się zrelaksować i wyciszyć. Warto zapalić świecę, usiąść w ciszy i medytować przez chwilę. Kiedy jesteśmy zdenerwowani, trudniej nam usłyszeć i zobaczyć znaki, jakie nam Anioły wysyłają. Ponieważ ich nie widzimy, kontaktują się z nami np. poprzez nasze myśli. Czasem w momencie, kiedy wydaje nam się, że już nic się nie da zrobić, nagle doznajemy olśnienia, wpadamy na genialny pomysł, to właśnie Anioły nam podpowiedziały. Nigdy nie zostajemy bez odpowiedzi na wołanie, najczęściej jednak zdarza się tak, że zabiegani i zestresowani nie dostrzegamy znaków, które nam wysyłają.
Na początku mojej pracy z Aniołami, trafiłam na przepiękną stronę, gdzie można zadać dowolne pytanie i wylosować samemu dowolną kartę. Ku mojemu zaskoczeniu, bo nie ukrywam, że na początku podchodziłam do tego z dystansem, okazało się, że odpowiedzi były za każdym razem trafne i idealnie pasowały do mojego pytania lub też do danej sytuacji, o którą pytałam. Byłam wzruszona. Postanowiłam, że kupię swoją, osobistą talię kart. Pierwsze karty otrzymałam w prezencie od mojego męża. Talia jest przepiękna i ma cudowne przesłania. Anioły nigdy mnie nie zawiodły. Zawsze kiedy miałam jakiś problem lub dylemat, prosiłam o podpowiedź, losowałam jedną lub kilka kart i zawsze otrzymywałam trafne odpowiedzi. To było fantastyczne uczucie. Zaczęłam inaczej patrzeć na ludzi i na świat. Czułam się coraz bardziej szczęśliwa, coraz bardziej pewna siebie i coraz bardziej czułam, że żyję. Przestałam się martwić o pieniądze, przestałam się martwić o zdrowie. Wszystko układało się jak nigdy wcześniej. Zaczęłam myśleć pozytywnie, przestałam narzekać i ku mojemu zaskoczeniu zaczęłam widzieć ogromną poprawę. Zaczęłam pisać, spisywałam swoje myśli, swoje doświadczenia. Czasem czytając stare wpisy sprzed roku i starsze, nie mogę uwierzyć jak bardzo moje życie zmieniło się i jak bardzo byłam kiedyś nieszczęśliwą osobą. Na szczęście to już przeszłość. Wybaczyłam wszystkim, którzy mnie skrzywdzili, a to pomogło mi otworzyć się na miłość do świata i do ludzi. Nigdy nie sądziłam, że to takie proste.
Przeczytałam książkę Dr Doreen Virtue pt „Niebiańskie znaki” i zaczęło do mnie docierać, że przecież już to wszystko przerabiałam. Zaczęłam sobie przypominać różne sytuacja kiedy prosiłam Anioły o pomoc i wsparcie. Zawsze kiedy o coś prosiłam, na swojej drodze znajdowałam piórka. Różnej wielkości i różnych kolorów. Ciągle pod nogami leżały monety, a moją uwagę zaczęły przykuwać różne cyfry (numery domów, numery telefonów, numery na bilbordach, a nawet rejestracje samochodów). Nie zwracałam na to wcześniej szczególnej uwagi, aż do momentu przeczytania książki. Pamiętam, kiedy prosiłam o wsparcie finansowe, moje myśli był strasznie zaśmiecone obawą o pieniądze i nagle wszędzie zaczęłam dostrzegać ciąg cyfr np. miałam do zapłacenia 6.66, gdy spisywałam licznik z prądu, stan końcowy pokazywał 6666, rejestracja samochodu 666, to nie mógł być przypadek. Kiedy przeczytałam znaczenie cyfr (opieram się na książce Dr Doreen Virtue „Anielskie liczby”) okazało się, że za bardzo skupiam się na rzeczach materialnych, że moje myśli za bardzo skupiam na pieniądzach. Zaczęłam prosić Anioły o wsparcie i pomoc finansową i już po kilku dniach znowu zaczęłam dostrzegać cyfry tym razem 17.77, 777, 7777, okazało się, że moje myśli zostały oczyszczone i zmierzam we właściwym kierunku. Powierzyłam swoje troski i obawy Bogu i Aniołom i wierzyłam, że mi pomogą.
Odpuściłam. Moja sytuacja finansowa zaczęła się poprawiać.
Któregoś dnia zmywając naczynia, chciałam sprawdzić czy to naprawdę działa, czy rzeczywiście prosząc o znak, otrzymam go. Poprosiłam zatem o znak, najlepiej piórko, albo kilka piórek. Zaczęłam się rozglądać i nic. Żadnego piórka. Moja córka w tym czasie oglądała bajkę. W momencie kiedy zaczęłam wątpić, że tym razem dostanę znak usłyszałam, że jeden z bohaterów bajki prosi przyjaciela o piórko, a najlepiej o kilka piórek. Zdębiałam!
Proszę o znak, że Anioły czuwają nade mną i są przy mnie i nagle na niebie pojawia się chmura w kształcie serca! Szok! Pobiegłam szybko po telefon, żeby zrobić zdjęcie, i z serca zrobił się Anioł, siedział na chmurce i patrzył na mnie. Nie mogłam uwierzyć. Bardzo się wzruszyłam. Któregoś dnia idąc z córką do przedszkola, prosiłam Anioły, by czuwały nad nią, by nie stało się jej nic złego, by się dobrze bawiła i poprosiłam o znak, że będą przy niej.
Nic. Ani monety, ani chmurki, żadnego piórka. Byłam rozczarowana. Myślałam, że może za bardzo chciałam widzieć jakiś znak i po prostu go przeoczyłam, byłam jednak pewna, że Anioły mnie wysłuchały i nie pozwolą by cokolwiek jej groziło. Weszłyśmy do przedszkola i nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Na jednym ze stołów były poustawiane różnej wielkości drewniane pale i deseczki, koniki, jednorożce i mnóstwo kolorowych, uśmiechniętych figurek aniołków! To był znak. Na całym ciele poczułam gęsią skórkę. Łzy napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, że moje prośby zostały wysłuchane. Za każdym razem gdy otrzymuję znaki i pomoc, czuję miłość, spokój i szczęście, tak też było za każdym razem. Bo gdy nie proszę o pomoc ani o znak a znajduję np. piórko, nie czuję nic, żadnych emocji, żadnej energii, to po prostu piórko.
A czy tęcza w umywalce nie jest trochę dziwna? Dla mnie to coś fantastycznego. Dla mnie to znak. Teraz już mam 100% pewności, że nie jestem sama.
A Ty?

czwartek, 24 stycznia 2013

Hulaj, duszo, piekła nie ma

Sprawa piekła jako miejsca przebywania zmarłych po śmierci jest jedynie bezpodstawnym wymysłem. Nigdzie w Biblii ani razu nie pada słowo "piekło", ani razu nie pada też żadna informacja, aby po śmierci człowiek miał przechodzić męki. Natomiast właśnie w Biblii i to nawet katolickiej możemy znaleźć informacje, że piekła nie ma.

Najprawdopodobniej piekło zostało wymyślone, kiedy bogaty zmarły, spowiadając się na łożu śmierci, zyskał motywację, aby oddać swój majątek na kościół. W wielu filmach żartem ukazano, że takie przypadki mogły mieć miejsce, a jeżeli miały, to przecież kościół się do nich nie przyzna.
Nie wchodząc głęboko zagadnienia poruszane w Piśmie Świętym, zacznijmy od słownika trzeciego wydania Biblii Tysiąclecia. W słowniku spotykamy wyjaśnienie słowa Szeol.
„Szeol — w Starym Testamencie kraina wszystkich zmarłych — bez rozróżnienia, czy doznają szczęścia, czy kary. W greckiej Biblii — Hades.” Biblia została napisana w języku hebrajsko-armeńskim i tę część nazywa się Starym Testamentem, natomiast późniejsze pisma greckie zostały nazwane Nowym Testamentem.
Gdzie zatem jest piekło? Gdzie jest miejsce, gdzie diabły gotują ludzi w smole?
Nie lubię katolickiej Biblii, więc tu posłużę się innym przekładem pism greckich. W Księdze Objawienia (Apokalipsy) rozdział 20, wersety 13: „I wydało morze umarłych, którzy w nim się znajdowali, i śmierć, i Hades wydały umarłych, którzy się w nich znajdowali”.
Nie ma mowy o piekle jako stanie lub miejscu, w którym ma się znajdować człowiek po śmierci.
Słowo Hades i Szeol określają powszechny grób ludzkości. W grobie zaś nie zachodzą jakieś zjawiska nieokreślone. Poza tym, skoro Jezus umarł za ludzi, składając tym swoją ofiarę, i od tego czasu karą za grzech jest śmierć. Każdy, kto umarł, u Boga jest czysty jak łza. Po co zatem takiego człowieka jeszcze dręczyć, skoro kary zostały mu darowane?
Można na ten temat mieć całą masę ideologii, jednak czy mają one gdzieś potwierdzenie? Czy przekonanie, że 90% Polaków wierzy w piekło, sprawia, że to piekło faktycznie istnieje? Na czym tu polega wiara? Skąd wzięło się pojęcie tak silnie ukorzenione?
W Pierwszym Liście Piotra możemy przeczytać rozdział 5, werset 8: „Wasz wróg, Diabeł, krąży jak ryczący lew, starając się kogoś pożreć”. Czy widzieliście kiedyś atakującego lwa? Lew ryczy, aby usłyszały go przyszłe ofiary, a potem wypatruje najsłabszą sztukę i za nią biegnie. Podobnie postępuje Diabeł, nie uderza w najsilniejszych, tylko w takich, którzy uległszy pewnej ideologii, są usatysfakcjonowani tym, co wokół nich się dzieje. Natomiast sam Diabeł nie czyni wyłącznie źle. On czyni również dobrze, na początku, żeby zwabić swoje ofiary, nawet pomaga, aby potem doprowadzić do odwrócenia sytuacji, bo liczy się efekt, a nie ideologia ofiary czy ideologia wyznawana przez masy.
Jest w tych pojęciach coś niezwykłego. Ludzie, umierając, płacą za wszystkie grzechy, a potem zostaną powołani do życia na Ziemi, bo w tym celu ziemię stworzono, i rozpocznie się tysiącletnie panowanie Jezusa. Ludzie stworzyli własną religię i oczekują tego, że Bóg będzie się do nich dostosowywał. Może, słuchając wyznawców, Bóg powinien tak zrobić? Stworzyć Piekło, męczyć ludzi itp.? I wtedy Bóg zasłuży na to, aby ludzie w niego wierzyli?
Logicznie podchodząc do sprawy, można zadać pytanie, czy Bóg stworzyłby ludzi, żeby ich karać, męczyć, poniewierać? Każdy, kto przeczytał Biblię, wie, że Bóg jest miłością. Kto kocha, ten zawsze wybacza.

środa, 23 stycznia 2013

Zgoda i sprzeciw

Przeciwieństwa są po to, aby móc rozpoznać siebie. Służą one uzdrowieniu po doświadczeniach życiowych, których nie chcemy dłużej podtrzymywać. Znać siebie, to nasze zadanie z życiowej wycieczki na planetę Ziemia.
Jest takie przysłowie, że „zgoda buduje, a niezgoda rujnuje”. W przysłowiach jest zawarta pokoleniowa mądrość, doświadczana przez wieki. Zatem zgoda, czyli „tak”, prowadzi do życia, do ciągłego tworzenia i budowania szczęśliwej przyszłości.  Niezgoda, czyli ciągły sprzeciw życiu, jest burzeniem tego, co zostało już wybudowane. To droga niszczenia i śmierci.
Są to dwa podstawowe kierunki ruchu w  życiowej przestrzeni. Zgoda jest kierunkiem ku światłu, czyli ku Bogu, natomiast opór prowadzi do odwrócenia się od pierwotnego światła i pogrążanie w ciemność. Sprzeciw jest konfliktem, na którym budowane jest ego. Powstaje  z tego „nie”, taki rodzaj pajęczej sieci, coś  jak ciemna  zasłona, przykrywająca światło. Ta zasłona  czy mgła wytwarza iluzję życia, która nie dopuszcza prawdziwego widzenia, lecz jedynie postrzega poprzez zaporę.
Gdy istota odchodzi od światła, to tym samym podąża ścieżką ciemności. Wówczas coraz bardziej popada w konflikt i ograniczenie. Potem izoluje się od innych i od siebie samego, czyli oddala od  rdzenia swojej istoty. Największym ograniczeniem jest choroba i więzienie. To skutek totalnego braku światła i tym samym miłości do siebie i innych.
Miłość to radość i zgoda na wszystko, co nam się przydarza, gdyż pochodzi z tego samego źródła. Z oporu rodzi się lęk, który oddziela od siebie i od innych daną istotę.  To stan totalnego wewnętrznego konfliktu i osłabienia woli działania. Miłość nadaje kierunek ku radości i pełni wszystkiego, natomiast lęk prowadzi do rozpaczy.
Jak zobaczyć to w swoim życiu?
Bardzo prosto, gdyż samo już ciało pokazuje wybrany przez istotę kierunek. W zdrowym ciele – zdrowy duch. W chorym ciele musi być chory duch. W tych aspektach widać grę przeciwieństw. Ciało – umysł – duch jest jednym połączeniem, które działa synchronicznie.
Jeśli ciało choruje, to również umysł jest zaplątany w sieć, a duch, czyli światło, uwięziony w matni. Duch nie może być chory, ale jedynie uwięziony, gdyż ciało stworzyło dla niego skorupę, przez którą nie może przebijać się wewnętrzne światło. Istota taka pogrąża się w koszmarny sen i nie widzi z tego wyjścia, gdyż  świadomość jest bardzo mocno ograniczona. W skrajnych przypadkach śmierć może być wyzwoleniem i możliwością zmiany kierunku po ponownych narodzinach.
Człowiek, który podąża w stronę światła, jest coraz bardziej  świadomy siebie i swojego ciała. Dba o jego czystość, spożywa zdrowe pożywienie, aby  umysł mógł coraz lepiej funkcjonować. Czystość i prostota jest naczelną zasadą podążania w kierunku zgodnym z ruchem wszechświata. Można powiedzieć, że to prawy kierunek, zdążający ku prawdzie.
W czystym ciele nie ma blokad dla światła, gdyż  ciało staje się coraz bardziej przeźroczyste i przepuszczające, jakby perforowane. Bez przeszkód  przechodzą promienie wewnętrznego światła na przestrzeń zewnętrzną. Wówczas człowiek tworzy dowolnie, według swoich  potrzeb i intencji. Tylko światło stwarza, a ciemność niszczy.
Stwórca jedynie daje i rozprzestrzenia swoje dary na stworzenia. Ego zawsze bierze i zamyka dla siebie. Dwa kierunki w tej samej czasowej tubie istnieją, aby pokazać przeciwne bieguny. Jeden przynosi radość tworzenia, skąd pochodzi bogactwo materialne i duchowe. Drugi biegun zamyka  na wszystko i ogranicza.
Samo oczyszczanie ciała nie jest skuteczne, gdy mentalne śmieci z umysłu nie będą jednocześnie usuwane. Gdy z ciałem oczyszczamy umysł, to efekt jest piorunujący. To rodzaj swoistego „prania” ciała i umysłu, w pozytywnym kierunku. Wówczas sieć pajęcza zanika, a świadomość wzrasta.
Pajęczyna to programy mentalne, które zawierają przekonania powstałe z osądów własnych i rodziny pokoleniowej  oraz narodu czy rasy. Aby te przekonania mogły być usunięte, muszą być najpierw rozpoznane i uzdrowione w świetle wiedzy. Wówczas ciało dąży samoczynnie do oczyszczania, dając przestrzeń do przenikania wewnętrznych promieni światła.
Na zewnątrz objawia się to jako radość, miłość, sukces i bogactwo. Miłość jest klejem wszechświata i przyciąga to, czego potrzebujemy. Jeśli są jakieś braki, to wskazują na brak światła, które nie ma możliwości wydostania się na zewnątrz i tworzenia. Tak stwarzamy sami sobie piekło lub niebo na ziemi!
Przebudzenie do prawdziwego życia to pozbywanie się śmieci i sennych koszmarów.  Każdy z nas ma wybór, w którą stronę podążać i co przez to osiągać. W Kursie Cudów Jezus mówi, że wytrzymałość na ból ma swoje granice. Puścisz ego i  jego sprzeciw, kiedy już nie jesteś w stanie wytrzymać swego egzystencjonalnego bólu!
Tak wygląda nasza kosmiczna zabawa na planecie Ziemia, gdzie okresowo przebywamy na wycieczce czy na wczasach.  Dla niektórych te wczasy są z tsunami, a dla innych z wszelkimi wygodami.
Człowiek, któremu brakuje miłości, zaczyna spożywać duże ilości mięsa i pokarmów szkodliwych dla zdrowia. Wówczas ciało staje się ociężałe i chore, gdyż brakuje życiowej energii. W ten sposób buduje się w ciele zasłona dla wewnętrznego światła, aby nie mogło ono tworzyć szczęśliwego dla siebie życia.
Wyjściem z takiego koszmaru jest bezwarunkowa miłość. Daje ona zgodę na przekształcenie, czyli „tak” na wszystko, co się przydarza, aby rozpoznać, co jest do uzdrowienia. Wówczas zaczyna się proces wyburzania murów ego – osobowości, aby  światło mogło wyjść na zewnątrz i tworzyć od nowa inną rzeczywistość.
Zgoda – jest miłością wszechświata. Sprzeciw jest natomiast porzuceniem miłości i stwórczej mocy Boga. „Tak”  i „nie” to bieguny miłości lub nienawiści do wszystkich i wszystkiego. To pokój lub konflikt.
Egzotyczna wycieczka na Ziemię zaczyna się miłością i kończy miłością. Jedynie koszmary senne są oddaleniem od prawdziwej natury człowieka, niczym głęboki wydech z płuc. Upór lub zgoda na doświadczanie miłości i bogactwa jest dwoistą naturą istot. W ten sposób każdy wytwarza sobie świat, który go otacza. Może być szczęśliwy lub popadać w drugą skrajność.
Z mojego własnego doświadczenia wynika, że aby oczyścić i napełnić ciało dobrym pożywieniem, bardzo skuteczną metodą jest spożywanie przez dłuższy czas pokarmu bogów -  kiczeri. Do porzucania przekonań, dobre jest ustawianie  rodzin według metody Hellingera czy  odpinanie pól rodowych. Tak oczyszczona istota jest zdolna do przepuszczania światła i tworzenia nowej rzeczywistości, zgodnej z marzeniem.

wtorek, 22 stycznia 2013

Radykalne wybaczanie

Każdy z nas choć raz w życiu doznał poważnej krzywdy, a małe przykrości spotykają nas prawie codziennie. Za doznane krzywdy, brak szczęścia często obwiniamy innych. Dla dużej części jest to sposób na życie.
Archetyp ofiary zakorzenił się mocno w życiu wielu z nas i bardzo silnie wpływa na naszą świadomość. Przez wiele lat odgrywamy rolę ofiary w każdej dziedzinie życia, a poczucie krzywdy odcina nas od poczucia szczęścia i powoduje poważne choroby. A wystarczy wybaczyć, lecz nie tradycyjnie, powierzchownie, ale radykalnie i w pełni zrozumienia.
Metodę Radykalnego wybaczania opracował Colin Tipping i opisał w swojej książce Radykalne wybaczanie. Koncepcja Tipping'a uczy nas sztuki prawdziwego wybaczania, uczy dostrzegać doskonałość oraz logikę nawet w najbardziej zawikłanych i trudnych sytuacjach, bowiem to sam wszechświat stworzył je nam, byśmy czerpali z nich lekcje. Możemy zmienić sposób postrzegania zdarzeń oraz uwolnić się od gniewu, krzywdy oraz zemsty. Aby zmienić swoje życie, wyzbyć się świadomości ofiary musimy zastąpić ją czymś radykalnie innym. Musimy przyjąć sposób życia oparty nie na strachu, władzy oraz przemocy, ale na prawdziwym wybaczaniu, bezwarunkowej miłości i pokoju. Nie można w prawdziwie wybaczyć, tkwiąc jednocześnie w roli ofiary. Jeśli chcemy coś zmienić musimy w pełni tego doświadczyć, musimy w pełni odczuć, co to znaczy być ofiarą, a potem to przekształcić i się uwolnić.
Czym radykalne wybaczanie różni się o tradycyjnego? Tradycyjne wybaczanie opiera się na Jednoczesnej potrzebie wybaczenia, ale też potępienia, natomiast wybaczając radykalnie pozbywamy się potrzeby bycia ofiarą, dlatego potępianie kogokolwiek traci sens. Radyklane wybaczanie opiera się na przekonaniu, że wszystko ma duchowy sens, nie ma żadnych ograniczeń oraz jest całkowicie bezwarunkowe.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Droga do centrum

Centrum, czyli środek, jest zawsze jeden i on stanowi istotę rzeczy. Wszystko ma swoje centrum i dąży do jego poznania. Jak znaleźć swoje centrum jako istoty ludzkiej — o tym jest w poniższym artykule.

Każda istota ma potrzebę dotrzeć i poznać swoje centrum. Szuka go całe życie, potykając się po obrzeżach. Wszystko ma swój środek, począwszy od atomu, a skończywszy na kosmosie. Posłużę się budową miast, aby pokazać, jak to działa.
W centrum miasta znajduje się rynek.  Zbudowany jest tak, że w środku przeważnie jest park, a w nim okrągła fontanna z tryskającą wodą. Park otoczony jest ulicami w kształcie kwadratu, od którego odchodzą promieniście inne ulice, tworzące miasto. Tak przynajmniej zbudowane jest centrum mojego miasta Pińczowa.
W Kazimierzu nad Wisłą, w samym środku miasta znajduje się głęboka studnia, która kiedyś zapewne gromadziła ludzi nabierających z niej wodę. Dziś pewnie jest nieczynna. Kazimierz to miasto artystów, skąd czerpią oni inspirację. Nie jest przypadkiem, że miasto tak zbudowano, a artyści chętnie tu tworzą i sprzedają swoje dzieła.

Studnia w Kazimierzu łączy swoje wody z Wisłą, jako największą rzeką w Polsce. Z tego względu panuje tu specjalna energia twórcza. Rzeki stanowią układ krwionośny Ziemi, a wody podziemne ze studniami są systemem nerwowym Ziemi. Połączenie tych dwóch systemów jest odpowiednikiem jedności umysłu i serca Ziemi. Ziemia to żywy, olbrzymi organizm.
A jak ta zasada funkcjonuje w człowieku?
Bardzo podobnie. Jeśli nasze myśli są skierowane  na odczuwanie sercem, to mamy dobre połączenie umysłu i serca oraz kontakt ze sobą samym. Niby proste, ale dla większości ludzi niemal niedostępne takie połączenie. Lubimy peryferie i uciekamy od centrum. Tak dzieje się w dużych miastach, gdyż w centrum jest wielki ruch i zgiełk. To nie daje możliwości skupienia umysłu i odczuwaniu sercem otaczającej rzeczywistości.
To projekcja chaosu z  ludzkich umysłów, które zakrywają wewnętrzną ciszę i skupienie. Wiele myśli tworzy mętlik w głowie i rodzi depresję. Człowiek współczesny zbyt daleko odszedł od swojego centrum, które mogło by go uspokoić.
Aby funkcjonować jakoś w tym świecie, szukamy związków, które mają dać nam bezpieczeństwo. Niestety, takie związki są w większości nieświęte, oparte na przyciąganiu ciał. Ciała nie mogą się ze sobą połączyć. To, co się ze sobą łączy, to jest umysł i odczuwanie. Cały problem polega na tym, aby wejść w święty związek, którego celem jest dotarcie do centrum jestestwa i połączenie z nim w jedności.
To związek duchowy, oparty na wzajemnym zrozumieniu, często bez używania słów. Komunikacją jest  duchowe porozumienie na wszystkich poziomach ( ciało-umysł-duch). Nie potrzeba tu wielkiej mowy czy drogich przedmiotów, aby być spełnionym. Wystarczy ześrodkowanie, a samo ciało poddaje się wewnętrznemu  kierownictwu.
Z głębi serca rozchodzi się fala dzikiej natury, która rozlewa się na zewnątrz jak woda z bijącego źródła czy z fontanny. To źródło życia, które swobodnie płynie bez ograniczeń. W każdej ludzkiej istocie jest takie źródełko, które może być uaktywnione, gdy ma ku temu odpowiednie warunki. Zazwyczaj jest utrudniane przez ego programy, które ograniczają swobodny przepływ energii ze Źródła życia.
Kiedy pozbędziemy się tych ograniczających nas programów, które usztywniają ciało  i powodują, że człowiek nie doznaje głębii swej istoty, to wówczas staniemy się spontaniczni i dzicy w swej naturze. Dziki to poddany wewnętrznemu prowadzeniu. Ciało nabiera wtedy elastyczności i jest w ciągłym tańcu życia. Dzikie plemiona tańczą swoje życie. To ich odwieczna modlitwa.
Figurą geometryczną środka jest koło, które ma ruch obrotowy. Na zewnątrz jest kwadrat, powstały z koła zatrzymanego w ruchu obrotowym. Kwadrat jest podstawą i fundamentem  świata materialnego. Posiada 4 ostre wierzchołki, które są obroną przed inną rzeczywistością. Magiczna liczba „4” ma w sobie zaródź i źródło wiecznego strumienia stwarzania.
Ruchem wszechświata jest okrąg, przechodzący w spiralę. Tak tworzy się życie. Okrąg czy koło to twórcza energia żeńska. Kwadrat zdaje się być energią męską, która ma za zadanie bronić i chronić poczętego życia. Atom jako najmniejsza cegiełka materii pokazuje nam procesy w mini wymiarze.  W centrum atomu znajduje się proton ( + ),  czyli ładunek żeński, a wokół jądra krążą ( - ) elektrony. Pulsują one i wibrują w postaci kul i hantli.
Tak tworzą się wiry energii, którą postrzegamy jako materię.  Najbliżej jądra znajduje się  orbital przypominający „8”, gdzie jest największe prawdopodobieństwo znalezienia elektronu. Poprzez ten orbital mamy bezpośredni dostęp do jądra atomów, a tym samym do Źródła życia. „8” jako symbol nieskończoności, jest bramą naszego wnętrza, czyli centrum.
Nukleony to jądra atomów zawierające proton i neutron. Najciekawszym z nich jest neutron swobodny, który rozpada się w pierwiastkach promieniotwórczych na proton, elektron i antyneutrino. W antyneutrino znajduje się zapis pierwotnego stanu próżni, z której wszystko powstaje. W każdym pierwiastku ta trójca występuje. Ponieważ ciało składa się z atomów, to mamy bezpośredni dostęp do twórczej energii Stwórcy. Tak wygląda połączenie istoty ze Stwórcą.
Wszechświat ma budowę fraktalną i wygląda jak wielka tuba o przekroju koła. Na jednym końcu jest mikrokosmos i atomy pierwiastków, a na drugim wszechświat z kosmosami i planetami. Wystarczy spojrzeć z jednej strony tuby, aby mieć obraz drugiego końca. One są bardzo podobne. Różnią się jedynie rozmiarami. Możemy badać odległe planety lub zagłębiać się w swoje wnętrze. To zależy, do której strony życia kierujemy swoją uwagę.
Centrum istoty jest połączone ze Źródłem, które zasila nas w życiową energię. Każdy, kto znajdzie to połączenie, będzie miał łatwy dostęp do wszystkiego, czego zapragnie. Samo Źródło da mu moc i spełnienie jego potrzeb. Źródło, podobnie jak studnia, ma nieskończone możliwości zasilania.
Pierwszym organem, który powstaje z zarodka, jest serce. To w nim od samego początku do jego końca  tętni życie. Serce to centrum w człowieku i właśnie w nim można odnaleźć wszystko, czego potrzebujemy. Wystarczy wsłuchać się w jego rytmiczny dźwięk, aby odkryć swoją głębię.  Uderzenia serca są jak tykanie zegara, który wyznacza czas liniowy. Gdy serce przestaje bić, to znak, że czas życia się zakończył na tej ziemi.
Mamy dziś już Nowy Świat i nowe, młode serce, które wybija inny rytm wszechświata. Warto się połączyć z nowym sercem i rytmem kosmosu, aby odnaleźć właściwe centrum swojego istnienia. To połączenie będzie niezwykle pomocne w każdej dziedzinie życia, jak przedstawiłam to w tym artykule. Centrum to cichy dyrektor naszego istnienia i tworzenia własnej rzeczywistości.

sobota, 19 stycznia 2013

Radykalne wybaczanie

Każdy z nas choć raz w życiu doznał poważnej krzywdy, a małe przykrości spotykają nas prawie codziennie. Za doznane krzywdy, brak szczęścia często obwiniamy innych. Dla dużej części jest to sposób na życie.
Archetyp ofiary zakorzenił się mocno w życiu wielu z nas i bardzo silnie wpływa na naszą świadomość. Przez wiele lat odgrywamy rolę ofiary w każdej dziedzinie życia, a poczucie krzywdy odcina nas od poczucia szczęścia i powoduje poważne choroby. A wystarczy wybaczyć, lecz nie tradycyjnie, powierzchownie, ale radykalnie i w pełni zrozumienia.
Metodę Radykalnego wybaczania opracował Colin Tipping i opisał w swojej książce Radykalne wybaczanie. Koncepcja Tipping'a uczy nas sztuki prawdziwego wybaczania, uczy dostrzegać doskonałość oraz logikę nawet w najbardziej zawikłanych i trudnych sytuacjach, bowiem to sam wszechświat stworzył je nam, byśmy czerpali z nich lekcje. Możemy zmienić sposób postrzegania zdarzeń oraz uwolnić się od gniewu, krzywdy oraz zemsty. Aby zmienić swoje życie, wyzbyć się świadomości ofiary musimy zastąpić ją czymś radykalnie innym. Musimy przyjąć sposób życia oparty nie na strachu, władzy oraz przemocy, ale na prawdziwym wybaczaniu, bezwarunkowej miłości i pokoju. Nie można w prawdziwie wybaczyć, tkwiąc jednocześnie w roli ofiary. Jeśli chcemy coś zmienić musimy w pełni tego doświadczyć, musimy w pełni odczuć, co to znaczy być ofiarą, a potem to przekształcić i się uwolnić.
Czym radykalne wybaczanie różni się o tradycyjnego? Tradycyjne wybaczanie opiera się na Jednoczesnej potrzebie wybaczenia, ale też potępienia, natomiast wybaczając radykalnie pozbywamy się potrzeby bycia ofiarą, dlatego potępianie kogokolwiek traci sens. Radyklane wybaczanie opiera się na przekonaniu, że wszystko ma duchowy sens, nie ma żadnych ograniczeń oraz jest całkowicie bezwarunkowe.

piątek, 18 stycznia 2013

Moja wiara

...a więc moje przemyślenia, zrodzone z mojego przeżywania życia, z własnych doświadczeń. Nic nie dotyka nas cierpieniem tak głęboko, jak ludzkie niezrozumienie. Nie ma nic piękniejszego na świecie, niż bycie ukochanym dzieckiem.
Kiedy słyszę tu i ówdzie stwierdzenie, że ktoś wierzy w Pana Jezusa, ale w Matkę Bożą to już nie, wtedy nasuwa się pytanie: „To jak to jest?, to Ciebie przyniósł bocian?... Kto Cię wydał na ten świat, w którym żyjesz?” Wiara pochodzi od Matki, a dawcą wcielenia Ciała i Ducha jest Ojciec.
Rozmyślając i pytając Boga o to, co działo się, co teraz się dzieje, dostajemy odpowiedzi, które pisze także nasze życie. Maryja, młoda, bogobojna dziewczyna – uwierzyła i zaufała Aniołowi, wybranemu wśród wybranych. Ogłosił jej dobrą nowinę – oto poczniesz, i porodzisz, i dasz mu na imię. Zaufała w to, co święte i urodziła. Od Matki Boga rozpoczęła się wiara w świętość jej Syna, w świętość życia. Krewna Maryi, Elżbieta, wcześniej poczęła równie święte życie, przepowiadające większe, pełniejsze, odziane w białą szatę miłości bezgranicznej. Każda z tych dwóch prostych kobiet, zanim się spotkały w El Karem, uwierzyła w spełnienie zapowiedzianych im przez proroków, a wielkich dla świata wydarzeń. Chociaż były zwyczajne, czuły cud, który miał się przez ich kobiecość dokonać.
Maryja powiedziała: „Tak!”. Czy gdyby powiedziała: „Nie!”, to nie urodziłaby swojego Syna? Może tak. Urodziłaby dziecko, podobne do tylu innych, niczym szczególnym nie wyróżniające się. Dziecko poczęte bez grzechu w Jej łonie, jest Zbawczą Miłością, a więc dającą, ofiarowującą więcej, niż to, co daje otaczający, znany świat. A świat otaczający tamte chwile Bożego Narodzenia był bezwzględny, okrutny, wymagający ofiar, a zarazem prosty i pełen zaufania. Skąd to znam?
Zgroza spisu ludności. Bo po co ktoś chce mnie pytać o własną rodzinę, piękną, brzemienną  żonę, chudego osiołka, o jaskinię urodzenia? Jak pytają, to może coś im się nie podoba? Ale skąd te myśli? Poczucie strachu? Może chcą pomóc? Tylko czy na pewno? A może chcą nam odebrać i zabić to cudowne Życie, to piękne Jestem, nasze dziecko? Te i inne pytania mogły nękać Józefa i Maryję. I jeszcze pogłoski o zamierzeniach Heroda... Strach sprawił jedyne wyjście – ucieczkę tam, gdzie uciekali przodkowie.
Wiara w cud ocalenia prowadziła świętą rodzinę przez pustynię, tak jak wcześniej cały naród wybrany. Powtarzalność kroków przodków była jedyną drogą, której zaufali – innej nie znali, bo ta nowa Droga i Prawda i Życie właśnie czerpała soki wiary z piersi Matki, żeby prowadzić dalej. Jedni mówią, że wiara bierze się ze słuchania; inni, że widziany obraz tworzy wiarę; ale jeszcze są i tacy, według których wiara bierze się z nadziei, z zaufania.
Dzieciństwo Jezusa Chrystusa oparte na wierze rodziców, których zachowanie, postawę jako dziecko podglądał i starał się naśladować było zwyczajne, ale też pytające. Nie ograniczał się do tego, co widział, co słyszał od nauczycieli i chociaż tego nie negował, to zadawał Bogu Ojcu pytania o to, co było dla Niego zagadkowe i co wymagało wyjaśnień. Zadawał te pytania rabinom i rozmawiał z nimi o Torze. Jednak Jego pełne zaufanie Ojcu rodziło się podczas chwil odosobnienia. Góry i pustynie były niemymi(?) świadkami powstawania bezgranicznej wiary bożego dziecka. Później ogród stał się świadkiem Jego wątpliwości i cierpień.
Gdzieś pomiędzy wiarą, a wątpliwością szedł przez swoje życie, powoływał uczniów i nauczał. Gdzieś pomiędzy dokonywał też cudów. A wszystko, co uczynił było podyktowane miłością, więc tak jak dzieło Ojca – było dobre. Gdzieś pomiędzy Starym i Nowym Testamentem jesteśmy my – ludzie wierzący w przedziwną, Bożą moc, łaskę i w Boży pokój radosny i w Boże prowadzenie. Jesteśmy spoiwem, klamrą łączącą wieki, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość – tutaj, gdzie jesteśmy jest nasze najlepsze miejsce i najlepszy czas na wiarę, nadzieję i miłość.

czwartek, 17 stycznia 2013

Kto z was, zamartwiając się, może dodać łokieć do długości swojego życia?

Zapewne zawarty w tytule cytat z Ewangelii Łukasza rozdział 12, werset 25, dał podstawę stworzenia wielu poradników dotyczących ludzkiego życia. Można powiedzieć, że Biblia jest tylko zwyczajną książką, wcale nie natchnioną przez Boga. Ale nawet wtedy należy uznać ją za najmądrzejszą księgę świata.

Tak naprawdę to trudno jest stwierdzić, czy Biblia została faktycznie napisana przez ludzi natchnionych przez Boga. Mimo wszystko zawiera tak wiele słusznych porad dotyczących naszego życia, że każdy człowiek powinien co najmniej raz ją przeczytać.
Osobiście nie posługuję się katolicką Biblią, bo została niezbyt dokładnie przetłumaczona — mam tu na myśli logiczne powiązania pomiędzy różnymi miejscami. Katolicki przekład nie pokrywa się z nawiązaniami jednych rzeczy z drugimi. Przesławny werset: dzisiaj będziesz ze mną w raju — dzisiaj? Jezus do Nieba trafił po czterdziestu dniach, dlaczego więc miał oszukać innego człowieka? Kościół odpowiada: „tajemnica”. Bóg nie ma przed ludźmi tajemnic, a są jedynie rzeczy, których nasze umysły nie są w stanie pojąć.
Jednak uwagi i sugestie zawarte w Piśmie Świętym są trafne i skuteczne. Same pisma greckie — tzw. Nowy Testament, mogą zastąpić najlepsze poradniki o rozwoju osobistym i możliwościach, jakie ma człowiek.
Jezus dokonywał wielu cudów. Oczywiście. Jednak większość cudów dokonanych przez niego było jedynie siłą wiary. Za każdym razem po cudownym uzdrowieniu Jezus prosił uzdrowionych, aby nie rozpowiadali o tym, co ich spotkało tylko dlatego, że wpływ niedowiarków mógłby zasiać wątpliwość w umyśle uzdrowionego, czym nawet cofnąć uzdrowienie. Czy zatem możemy tu mówić o cudach?
Okazuje się, że na każdym kroku towarzyszą nam dwa sprzeczne działania. Wiara — niewiara i każde z nich przynosi efekt. Dlaczego Jezus już wtedy nauczał nas tego, że martwienie się do niczego nie prowadzi? Dlaczego kazał nam wierzyć w to, co chcemy osiągnąć? Czy bez powodu powiedział, że będziemy czynili rzeczy takie jak on lub większe?

środa, 16 stycznia 2013

Dzieckiem podszyci…

Dużo osób z utęsknieniem wraca do lat dziecięcych. Marzy o tym, by znów nie mieć zmartwień i nie brać odpowiedzialności za swoje czyny. By znowu ktoś kierował ich życiem i mówił im, co mają robić. Ja też nie chcę dorosnąć, ale z zupełnie innych względów. 
996576_little_girlNie chodzi o odpowiedzialność, którą trzeba na siebie wziąć. Ani o rzeczy, o których trzeba pamiętać. Nie mam też na myśli planów, wyboru odpowiedniej drogi ani decyzji, które podejmujemy, by to osiągnąć. Chodzi mi mianowicie o kwintesencję dziecka:
beztroski śmiech – nie zważając na to, co inni pomyślą; śmiać się do rozpuku, bez wstydu i krępacji. Bo co jest w tym złego? Przecież śmiech jest czymś naturalnym (przynajmniej powinien być). Ale dorośli się nie śmieją – tłumią to w sobie jak wstydliwą tajemnicę… Może nie chcą przyznać, że jednak nie jest u nich tak źle, jak mówią? A może obawiają się, że te wszystkie ‘smutasy’, które go otaczają, będą mu zazdrościć? Niech zazdroszczą!
radość – czy przyjdzie taki czas, że będzie można iść ulicą z uśmiechem na twarzy i nie być posądzonym o jakąś chorobę psychiczną? ;) Staram się uśmiechać do ludzi jak najczęściej i pewnie jak już się domyślacie, skutki są różne ;) Radość oznacza też działanie pod wpływem impulsu – miałeś kiedyś tak, że chciałeś się pokręcić wokół własnej osi przy padającym śniegu? Ulepić bałwana czy pozjeżdżać na sankach, mimo że ‘wiek na sanki’ dawno już minął? A może przypomniałeś sobie, jak fajnie było chodzić po krawężniku, udając, że to lina zawieszona na dużej wysokości? Czemu tego nie powtórzyć? Czemu do tego nie powrócić? Ile radości można czerpać z takich błahostek… nie mówiąc o ulubionym jedzeniu czy deserze ;) Zacznij czerpać radość z takich rzeczy, bo dzięki temu można skutecznie podładować bateryjki ;)
marzenia – to one wraz z nadzieją powinny podtrzymywać nas na duchu, kiedy jest naprawdę źle. Marzenia, te duże i te małe, cele, wszystko to sprawia, że stajemy się lepsi i z determinacją dążymy do ich spełnienia. Znam kilka osób, które na marzeniach opierają całe swoje życie – i dobrze na tym wychodzą ;)
zachwyt – pomyśl, kiedy ostatnio się zachwyciłeś? Czymkolwiek. Potrafisz sobie przypomnieć, kiedy powiedziałeś ‘wow’?  Czy nie byłoby cudownie zatrzymać się na chwilę i dać ponieść się emocjom? Rozejrzyj się, zobacz, jak wiele piękna Cię otacza, ile inspiracji tylko czeka, byś je zauważył…
ciekawość – pierwszy stopień do piekła czy do wiedzy? Połączona z zachwytem i radością tworzy miks, który zapewni Ci dobre samopoczucie na długi czas. Przestań siedzieć przed telewizorem i zrób coś z sobą; zacznij się rozwijać, powróć do dawnych zainteresowań. Koniec usprawiedliwiania się brakiem czasu i pieniędzy – jest tyle rzeczy do odkrycia, tyle historii do przeżycia i ludzi do poznania… Siedząc w domu i czekając, aż coś się wydarzy, możesz się przeliczyć…
Staram się ciągle wypełniać wszystkie te punkty. Odnajduję swoją dziecinność m.in. w muzyce – wtedy daję się ponieść chwili i czerpać radość garściami. Muzyka bardzo skutecznie naładowuje mi bateryjki i poprawia samopoczucie. Ciekawość i zachwyt odnajduję na fasadach budynków za każdym razem, jak spaceruję po toruńskiej starówce. Jest miliony rzeczy, które sprawiają, że ‘cieszę się jak dziecko’. Teraz Twoja kolej, byś mógł cieszyć się tym stanem: znajdź sposoby na to, by wczuć się w rytm swojego dziecięcego serca i dołącz do grona dzieckiem podszytych.

wtorek, 15 stycznia 2013

Wiara i wiedza

Wiara kontra wiedza czy wiedza i wiara jako jednia? Która opcja jest dobra, a która niekoniecznie, dowiesz się z tego artykulu. Jest to ważny temat w naszym codziennym życiu, dlatego warto go zgłębić.

Te dwa wyrazy, określające bardzo ważne  nurty życia człowieka, zaczynają się na te same litery: „wi”. Wibracją litery „w” jest liczba „5”, oznaczająca środek lub centrum. Natomiast drugą literką jest „ i ” o wibracji „9”, jako kończąca cały proces poznawania i doświadczania wszystkich podstawowych wibracji kosmicznych.

Wiara i wiedza rozpoczyna proces odnajdywania centrum w sobie i poznawania tajemnic swego istnienia. Ten zestaw „wi” może być przyczynkiem  do „widzisz i wiesz”. Aby tak się stało, należy wiedzę i wiarę połączyć w jeden związek. Stworzyć alchemiczne małżeństwo.

A jak to odbywa się w praktyce?

Oczywiście, że w naszym świecie te dwie rzeki życia nie łączą się ze sobą. Tak jest u większości ludzi. Stąd nie ma widzenia rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Do wiary brakuje wiedzy, a do wiedzy brakuje wiary.

Sama wiara w coś, co jest nie udowodnione przez doświadczenie, może być bardzo mylna. Często prowadzi do zapętlenia w fanatyzm. To samo dzieje się  z zapalonymi naukowcami, którzy odrzucają wiarę i wchodzą w ateizm. Wówczas tracą wiele, gdyż zamykają sobie drogę do prawdziwego poznania prawdy i wiedzy o sobie.

Zarówno jeden, jak i drugi biegun rozchodzi się z centrum, aby po doświadczeniach powrócić do niego. Prawa półkula mózgu odpowiada żeńskiej energii i jest odpowiedzialna za wiarę. Natomiast lewa półkula jest męska i tworzy wiedzę naukową. Jeśli te dwie półkule są rozdzielone, to  używane są w połowie swej mocy i  mamy tzw. pół-główka.

Mózg działa najlepiej, jeśli wszystkie jego funkcje są używane tak, jak zostały do tego stworzone. Wszystko ma swoje ukryte znaczenie, którego oczy ciała nie są w stanie dojrzeć. Znaczenie jest poza dwoistą naturą istoty. Tylko jednym, wewnętrznym okiem możemy odkryć znaczenie wszystkiego, co postrzegamy. Możemy wreszcie widzieć.

W jednym oku „jednorożca” jest prawdomówność. To stąd płynie złoty strumień zrozumienia góry z dołem. To brama duszy, prowadząca do czystego praźródła. To wierność sobie, bez zdrady duszy, odpowiadająca prawdzie. To wreszcie droga serca w synchronii ze Źródłem istnienia. Stąd łatwo widzieć boskim okiem.

Znaczenie jest poza dualnym postrzeganiem świata przez ego. Mózg używany w całości a nie oddzielnie, prowadzi do połączenia wiedzy z wiarą. Zawsze to połączenie istniało w postaci pomostu w szczelinie między półkulami, jako ciało modzelowate czyli wiązka neuronów zapewniająca przepływ informacji między nimi.

To dzięki mózgowi odbieramy bodźce ze świata zewnętrznego i wewnętrznego oraz ze swojego ciała, które adaptuje się do odbieranych informacji. Ego podzieliło mózg na dwie oddzielnie, funkcjonujące  półkule. W ten sposób gierki ego doprowadziły do tego, że nic nie można zrozumieć.

Ego nie jest zainteresowane  tym, aby odkryć prawdę o sobie samym. Ono działa kłamliwie, gdyż z kłamstwa jest zrodzone.
W Biblii jest napisane: „Diabeł jest waszym ojcem i chcecie spełniać jego życzenia.  On był od początku zabójcą i nie wytrwał w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Kiedy kłamie, mówi ze swego, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” Jan: 8.44

Diabeł z Biblii to po nowemu „ego”. Warto poczytać cały 8 rozdział Jana, aby dowiedzieć się, co Jezus mówił o „ego” 2 tys. lat temu, a co do tej pory nie zostało zrozumiane przez ludzi religijnych.

Wierzący myślą, że słowa pisma były kierowane do Żydów, a nie do nich. Naukowcy znowu  Biblię odrzucają i uznają za ściemę. Natomiast tzw.  „jednorożcy” dochodzą do odkrycia prawdy o sobie i o swoim ego. Są to 3 różne spojrzenia w świecie trzeciego wymiaru na to samo.

Przeciętny śmiertelnik nie rozpoznaje znaczenia, lecz widzi osąd z jednej lub drugiej półkuli i jest pewny, że zna całą prawdę. Znaczenie jest schowane poza osądem i widziane z boku, z pozycji obserwatora. Ego nakrywa prawdę, narzucając swoje znaczenie i tym kłamstwem rozsiewa iluzję.

Czas, aby prawda została odkryta na nowo, gdyż dalej kłamstwo rządzi się tym światem. Ego, czyli pół-główek, nie jest w stanie dalej żyć za zasłoną niewiedzy.

Jest niewielki procent ludzi, którzy tę prawdę starają się odkryć, ale większość nie daje na to zgody. Niestety, ta większość nadal nadaje ton kłamstwu i ukrywa prawdę. W ich zasobach są pieniądze i naukowe dowody, które nie widzą  światła dziennego. Bez środków materialnych nie można dokonać naukowych odkryć i ich zastosować, aby ruszyły świat do przodu.

W rękach rozbuchanych ego-osobowości jest dalej  dostęp do pieniędzy i wynalazków  i tym samym blokada właściwego  postępu. W ten sposób wszyscy żyjemy w pułapce matrixa, w coraz trudniejszych warunkach, zniewoleni przez garstkę rządzących.

Choć taki świat musi się nie podobać człowiekowi rozumnemu, to jednak większość ludzi daje na to przyzwolenie swymi skrajnymi poglądami. Gdy ludzkość zrozumie, skąd biorą się ich problemy, to wówczas może nastąpić zmiana postrzegania na widzenie i zmianę świadomości.

Najpierw musi zaistnieć wiara, by potem przyszła wiedza, odkrywająca prawdy wiary. Tak dochodzi się do jedności przeciwieństw i synchronizacji mózgu z umysłem wszechświata.  W ten sposób buduje się nową samoświadomość w istocie jako nowym człowieku.

Wiara i wiedza jest jak związek kobiety i mężczyzny, z którego to związku rodzi się nowe życie. Dziecko jest twórczością na poziomie ciała. Ono rozpoczyna coraz wyższą zasadę twórczą aż do samego jej Źródła. Rdzeń życia tylko stwarza, a człowiek w postaci ego to rozdziela. Te dwa kierunki są przeciwne sobie, ale mogą być połączone, jak wiara z wiedzą, aby poznać prawdę.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Związek idealny

Jest jedna osoba w Twoim środowisku, z którą powinieneś się bardzo dobrze dogadywać. Wasze relacje powinny być więcej niż przyjacielskie, a szacunek, jakim powinniście się darzyć, godny podziwu. W związku tym nie ma miejsca na sztuczną uprzejmość. 
insipite_storms_1Tylko szczera chęć zrozumienia i czysta miłość może sprawić, że odnajdziesz w tej relacji spełnienie. O jaki związek chodzi?
O związek z samym sobą. Teraz możesz sobie pomyśleć: „kurcze, przecież mi niczego nie brakuje, dobrze się czuję we własnej skórze, czasami nad sobą nie panuję czy mam inne problemy, ale to przecież normalne”. A jeśli powiem Ci, że to nie jest normalne, że można się tego pozbyć?
Poniżej wypisałam cechy, które charakteryzują osobę, która żyje w zgodzie ze sobą. To, i o wiele więcej, możesz uzyskać dzięki pracy nad sobą:
spokój, wyciszenie: będziesz w stanie uwolnić się od ciągłych gonitw myśli i spokojnie patrzeć w przyszłość
pewność siebie: zrozumiesz w końcu, że wszystkie negatywne myśli, które Cię nachodzą są tylko myślami – nie mają przełożenia w rzeczywistości
panowanie nad emocjami: w większym stopniu zapanowujesz nad swoją złością i stresem
większa świadomość: przejrzysz na oczy; będziesz świadomy swoich mocnych i słabych stron
motywacja: dzięki większej świadomości i pewności siebie sprostasz wielu przeszkodom, jakie niesie ze sobą życie
zmiana nastawienia: zrozumiesz, że Twoje obecne nastawienie prowadzi jedynie do niszczenia siebie samego.
akceptacja: przestaniesz okłamywać siebie
Czy teraz okazało się, że masz problem z którymś z wyżej wymienionych?  To oznacza, że musisz popracować nad swoim związkiem. Nie będzie to łatwe, wymaga to ciągłej pracy i częstych powtórek, ale naprawdę warto by zdobyć powyższe i to, co z nich jednoznacznie wynika, czyli szczęście.
Zachwianie w/w czynników rzutuje nie tylko na Ciebie i Twoje zdrowie (m.in. ciągły stres, stany depresyjne bardzo źle wpływają na funkcjonowanie organizmu), ale także na relacje z innymi. Nie potrafiąc dogadać się z samym sobą będziesz miał problem by zaakceptować innych i porozumieć się z nimi we właściwy sposób. Ciągły stres, gniew czy niska samoocena sprawia, że osoby z Twojego otoczenia oddalają się od Ciebie bardziej lub mniej świadomie. Najgorsze jest jednak to, że w odpowiednim momencie nie jesteś w stanie im pomóc tak, jakbyś tego chciał: zmotywować ich do działania, zrobić coś dla nich, czy doradzić. Bo sam widzisz wszystko w ciemnych barwach.
Zastanów się; będąc szczęśliwym człowiekiem, w pełni akceptującym siebie możesz dać naprawdę dużo swojemu partnerowi/partnerce. Wtedy jesteś w stanie stworzyć udany, zdrowy związek. Teraz pozostaje tylko pytanie: czy chciałbyś to zrobić?

niedziela, 13 stycznia 2013

Wszechobecna komercja na drodze do sukcesu

Czasem trudno jest nam się przyznać do tego, że padliśmy ofiarą komercji. Dzisiaj wszystko toczy się wokół zarabiania pieniędzy na wszystkim. Kto wie, czy cieszące się dziś największą popularnością nauki nie zostały stworzone tylko w celu zarabiania pieniędzy?

Często jest tak, że poznajemy coś nowego i zaczynamy to realizować w praktyce, ale efektu działania zupełnie nie widać. Wtedy osoba, która jest nazywana „ekspertem” lub „trenerem”, powie nam, że to my niewłaściwie do tego podchodzimy. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Na daną osobę może nie działać to, czym obecnie on chce wpłynąć na siebie samego.
Co ciekawe, ludzie żyli bez poznania nauki o rozwoju umysłu przez stulecia i potrafili sobie poradzić. Biedni byli biednymi, a bogaci bogatymi i nikt nie zastanawiał się, dlaczego tak jest. Podobnie pośród ludów nazywanych prymitywnymi: tak, jak powiedział szaman, tak było realizowane, choć sam szaman mógł dobrze wiedzieć, że duchy, którym oddawano cześć, wcale nie istniały. Ale widoczne jest to samo działanie, szaman rządził i mógł niemalże wszystko. Mógł sobie za żonę wziąć najpiękniejszą dziewczynę we wiosce, wolno mu było uśmiercić każdego, kto sprzeciwiał się jego woli lub mu zwyczajnie przeszkadzał.
Dzisiejszy świat wcale nie jest inny. Jeżeli jeden człowiek odniósł sukces na tle rozwoju osobistego lub rozwoju duchowego, nagle kilkudziesięciu innych go naśladuje, tworząc nowe teorie i ideologie, które wcale nie muszą funkcjonować, wystarczy, że produkt (tu książka) się sprzedaje i na tym koniec. Autor poradnika o sukcesie odniósł sukces i na tym prawdopodobnie polega cała rzecz.
Jeżeli jeden człowiek wymyślił istnienie ludzkich feromonów i zaczął na tym zarabiać pieniądze, natychmiast inni zaczęli go naśladować, a przecież nie istnieją ludzkie feromony, co opisałem w artykule: Czy istnieją naturalne ludzkie feromony?
Kiedy znalazłem w Internecie informacje o EFT i spróbowałem jego działania, co okazało się nieskuteczne, a następnie opisałem to na forum, wówczas wsadziłem kij w mrowisko. Stwierdzono wówczas zgodnie, że zaliczam się do 15% tych, na których nie działa EFT. W każdej sytuacji są reguły od wyjątków, ale nie przesadzajmy.
Jedyną znaną, skuteczną i potwierdzoną drogą do sukcesu jest wytrwałość. Tak jak podczas nauki gry na gitarze. Nie można nauczyć się grania na gitarze, kończąc na postanowieniu. Ta nauka wymaga długich godzin ćwiczenia każdego dnia. Najpierw uczymy się akordów, a potem, kiedy potrafimy wydobywać dźwięki, jesteśmy w stanie sami, bez pomocy elektronicznych urządzeń, tę gitarę nastroić. Jednak dążenie do obranego celu jest o wiele trudniejsze niż granie na gitarze, bo na drodze do celu jesteśmy wyśmiewani, obrażani, przeżywamy trudne sytuacje i musimy sobie z tym wszystkim poradzić.
Jeżeli obierzemy sobie cel, poznanie dążenia innych może nas tylko podnieść na duchu, jednak natychmiast możemy zauważyć, że każdy człowiek osiągał cel w inny sposób, ale za każdym razem możemy mówić o wytrwałości i niezachwianej wierze. Wiara też jest znaczącym czynnikiem na drodze do sukcesu. Rzadko okazuje się, że ktoś odniósł sukces, bo przeczytał sto poradników na temat odniesienia sukcesu. W artykule Droga do celu na przykładzie znanych ludzi, podałem przykłady kilku wybranych, znanych osób.
Ludzie, którzy odnieśli sukces, wypracowali sobie własne sposoby do jego osiągnięcia. Nie słuchali porad żadnych „ekspertów” i nie czytali żadnych „poradników”, bo gdyby tak było, każdy bez problemu odniósłby sukces, naśladując innych.
Może na ten dylemat jest odpowiedź Salomona w Biblii, zapisana w Księdze Kaznodziei rozdział 12, werset 12, gdzie czytamy: „Sporządzaniu wielu ksiąg nie ma końca, a nadmierne oddawanie się im męczy ciało”?

wtorek, 8 stycznia 2013

Opatentować ogień

Czy patentowanie czegoś, co zostało przez niego odkryte ma sens? Czy jest to normalne, że ktoś wpadł na pomysł na który równolegle mogli wpaść ludzie na różnych końcach świata, ale ten jeden mieszkał w USA i go opatentował i każe za niego płacić....
Gdyby Prometeusz żył w obecnych czasach i nie daj Boże pracował dla Apple na pewno ogień by został opatentowany ;) i tutaj bym się na pewno zgodził z karą jaką mu za to wymierzono ;). Śledzę poczynania koncernów bijących się o rynek różnych elektronicznych gadżetów i jestem lekko zdzwiony… Wszystko jest patentowane i na wszystkim chcą zarobić a przecież… Korzystamy wszyscy z jednego źródła, jednego oceanu myśli, do którego ktoś miał zaszczyt i łaskę – nie zawaham się użyć tego słowa, się dostroić na tyle by ściągnąć z niego jakieś rozwiązanie, KTÓRE JUŻ TAM JEST, bo przecież Prometeusz NIE WYMYŚLIŁ OGNIA, On go tylko dla nas przyniósł, ukradł z Nieba i dokładnie tak samo się dzieje z tymi wszystkimi pomysłami i ideami, które są odkrywane na świecie… nikt ich kurna nie tworzy, tylko odkrywa, przynosi do naszej rzeczywistości coś, co od dawien dawna istnieje… dobrze że na przykład Kolumb nie opatentował Ameryki… ;) jakaś paranoja!
Wszyscy mamy (no prawie, bo są mądrzy ludzie i wcale ja się do nich nie zaliczam, choć bym chciał ;)) takiego tęgiego szmergla, zaćmę umysłową polegającą na tym, że myślimy, że to nasze Ego, ŚAMO wpadło na jakiś pomysł, samo coś odkryło, samo zbudowało, samo dało radę, samo się wspięło, nauczyło, zrobiło… BZDURA! „To bujda, skandal, granda!” ;) to jedna z wielkich mai naszego obecnego czasu i za razem wielka ignorancja i manipulacja naszą cywilizacją. Każde nasze dokonanie, każde odkrycie, każdy wyczyn… ba… każdą myśl i słowo TO EFEKT PRACY, DYNAMIK, WIELU SIŁ I UKŁADÓW ENERGETYCZNYCH i mówienie sobie „ale jestem super” jest po prostu zabawne! To tak jak  Franek Dolas, który myślał, że jednym strzałem rozpętał II Wojnę Światową ;) MY JESTEŚMY JEDNO ZE ŚWIATEM, światem, który jest przede wszystkim duchowy, energetyczny, którego materialna, widoczna naszym ówczesnym, śpiącym i nieświadomym okiem rzeczywistość jest po prostu tylko czubeczkiem góry lodowej… a my myślimy, że ta widoczna część góry to wszystko…
Piszę ten artykuł.. ale kto to pisze? Co to pisze? JJ Kim ja teraz jestem? Mam dobry humor, jestem podpięty pod dobre fale energii, dobre zakresy, wibracje. Można by to porównać do radia, złapałem dobre fale i gram – spisuję to co moja antena, czyli mój umysł, serce i cała wielowymiarowa i wielowcieleniowa energetyka jest w stanie wyłapać z tego Wszechpoteżnego i nieograniczonego Oceanu Istnienia. I co? Mam powiedzieć, że ja to wymyśliłem??? Kurna! Przecież nie mam nawet wpływu na to, jakie myśli do mnie teraz przyjdą! Ok., mogę wziąć i się ukierunkować, nastroić swoje radio na jakąś częstotliwość i szukać jakiejś dobrej stacji… ALE TO NIE JA NADAJĘ TE FALE, które się tylko wyświetlają na ekranie mojego umysłu, komputera a teraz, dzięki technice i Twojego komputera i umysłu… orej! Jest wspaniale, jest pięknie! Jest cudownie! I nie mogę tego przecież kurna opatentować!!!
To tak jakbym chciał opatentować kawałek morza, powietrza J toż to jakaś bzdura. Ok, należy dbać o tych, którzy przynoszą takie fale. Są się w stanie dostroić do jakiś częstotliwości, które są dobre, które nam się podobają, z którymi rezonujemy, które sprawiają, że nasze wibracje się podnoszą i też jesteśmy w stanie sięgnąć wyżej i ściągnąć coś równie czystego albo i czystszego i sprawić, że kolejne osoba rozbłyśnie i kurna to jest właśnie życie i tego się nie da patentować na litość boską!! :)
Przewiduję, (hihi bawię się we wróżkę;)) szybki, albo niedaleki upadek tego typu bzdurnych zachowań jak patentowanie czegokolwiek. Jak mówię, warto dbać o ludzi, którzy są w stanie dostroić się do dobrych częstotliwości, wynalazków, wymiarów i przynieść WSZYSTKIM coś dobrego, należy dbać o takich ludzi (że tak sobie grunt przygotuję…;):):)) ale nie można z tego robić coś na wyłączność! To, że ktoś zamyka jakiś pomysł w jakieś durne prawa po to by czerpać z tego zyski jest zbrodnią przeciw ludzkości i obróci się to przeciwko tej osobie przede wszystkim ale też i przeciwko cywilizacji, która tego typu zachowania promuje i toleruje. Zwłaszcza teraz, w tych czasach już będzie coraz mniej miejsca na tego typu dualistyczne zachowania. Albo robimy cos dla ogółu, konkurujemy tylko dla zabawy OGÓLNEJ albo znikamy stąd…. Wydaje mi się, że owszem, będą patenty ale tylko po to aby były swego rodzaju drogowskazami i pomocami dla innych, aby mogli na ich podstawie zbudować coś lepszego, większego, lepiej działającego. Będą patenty nie chroniące tylko promujące, pomagające zrozumieć danę ideę i ją lepiej wykorzystać. To będzie jak licencja na to by coś robić. Nie będzie wymagała wniesienia opłaty, natomiast korzystający, nawet dla własnego dobra, dla tego by być zdrowym i normalnym wyrówna w jakiś sposób poziom energii w procesie brania i dawania i po prostu zapłaci wynalazcy, z czystej sympatii i wdzięczności… świat będzie dobrowolny a nie wymuszony. Będziemy to odczuwać jako coś naturalnego, jak oddychanie. Biorę, daję coś w zamian lub przekazuję tę energię w innej formie…
Kończy mi się przekaz… ;) chyba zaczynam tracić ten zakres do którego byłem dostrojony ale ok., to normalne i tak się bardzo cieszę, że coś takiego przeze mnie przepłynęło. Jestem na właściwej drodze, przynajmniej tak to czuję. Jak uda się coś napisać, coś co popłynęło z serca a ono jest dostrojone do jakiś dobrych, inspirujących wibracji to super, to cieszy mnie to bardzo. Wierzę, że będzie przestrzeń na kolejne teksty, może na filmy, webinary, spotkania… w końcu zaczynamy się dostrajać do naszych prawdziwych możliwości, talentów, potencjałów… zaczynamy ogarniać nasze kosmiczne korzenie… Ziemia staje się po prostu jedną z planet na których się mieszka, doświadcza, życie zaczyna się otwierać na większe wglądy… i o to chodzi… czas niewolnictwa, strachu i jego pochodnych już mija… teraz zaczyna się czas wolności, miłości i świętości życia… ale nie religijnej świętości… religii to my w to nie mieszajmy, bo… - temat na inne rozważania, to będzie nasza naturalna świętość i duchowa technologia… oj! Z jednej strony doczekać się nie mogę a z drugiej… każdą chwilę smakuję jak kęs cudnej potrawy wiedząc, że już niedługo, po dość długim…. Bardzo długim jedzeniu dość pośledniej żywności teraz dobierzemy się do prawdziwej uczty… każdy kęs teraz jest już ucztą.. i to co raz większą. :)

Ps. a tak poważniej... to szykują jakieś "jednolite patenty", które będą obowiązywać wszędzie. Kolega w USA wymyśli zaokrąglony róg i każdy będzie musiał za to płacić.... było śmiesznie ale teraz może być już niebezpiecznie...

niedziela, 6 stycznia 2013

Zwiastowanie? Byłem tam

Osobiste doświadczenie wiary jest najgłębszą możliwą formą w niej wzrostu. Czytając Słowa Ewangelii, często wpisuję się w wydarzenia, o których czytam. Poniższy tekst jest owocem takiego rozważania.
Byłem tam. Dużo nie wiedziałem o tej dziewczynie, ale słyszałem od tutejszych mieszkańców, że jest już zaręczona z Józefem, którego pochodzenie przecież każdy zna. Jego przodkiem jest Król Dawid, zatem płynie w nim królewska krew, a ta prosta niewiasta zostanie wkrótce włączona w ten ród. Charakterystycznym rysem jej twarzy była życzliwość. Kiedy z nią rozmawiałem, miałem wrażenie, że cała mnie słucha i nic innego ją w tym momencie nie interesuje prócz tego, co mówię. Umiejętność słuchania to dar przenikania ludzkich serc. Człowiek słyszy głos ludzkiego serca. Ona – Miriam – miała tę umiejętność. Może też dlatego tak wyraźnie usłyszała to, co Bóg jej powiedział tamtego poranka szóstego miesiąca w Nazaret (por. Łk 1, 26)
Słuchamy wielu rzeczy, ale mam wrażenie, że zbyt rzadko słuchamy człowieka. Z pamięci potrafimy odtworzyć playlistę na naszym przenośnym odtwarzaczu, ale o co prosi nas drugi człowiek, to już trudno zapamiętać. Świat słucha nie-człowieka, gdyż człowiek staje się produktem. Jeśli w Drugim nie dostrzegamy człowieka, to jego słowa i gesty są dla nas zbędne. Zupełnie niedostrzegalne. Jakby widmo. Wyobrażam sobie scenę, gdy mówię do kogoś, a on zupełnie mnie nie słyszy i nie dostrzega. Dramatyczne poczucie obcości. Gdy człowiek nie słucha Drugiego, to po to, by on poczuł się jako obcy. Jako intruz. Drugi staje się niepotrzebny.
Byłem tam. Anioł nie był specjalnie piękny. Ani lukrowany. To był zwykły wędrowiec o niezwykłym spojrzeniu. Pojawił się jakby z nikąd i szedł w stronę Miriam. Była czymś zajęta, nie pamiętam czym. Słyszałem całą krótką rozmowę. Miałem wrażenie, że cały świat ją słyszał: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty spośród wszystkich niewiast (por. Łk 1,28). Miriam z początku tylko patrzyła i stała nieruchomo. Jej powieki nie poruszały się, a twarz nie drgnęła nawet w najmniejszym grymasie. Cień padający ze stojących obok budynków wydawał się bardziej ruchliwy niż jej twarz. Jak gdyby wszystko próbowała sobie wytłumaczyć. To, że od razu poznała w przechodniu Anioła, to że podszedł do niej i to w końcu, że do niej mówi. Ona słuchała i milczała.
Milczenie wydaje się nie na miejscu w końcówce 2012 roku. Ci, którzy milczą, wydają się być nieobecni. Zatem ludzie gadają. Nie mówią, tylko gadają. Byle co, do byle kogo. Byle to inni mnie przez moment posłuchali. Ale ci inni też gadają. I tak mamy w mediach gadające głowy, które nawzajem się oskarżają o różnorakie wykroczenia. Podstawą każdej kłótni jest brak milczenia. Gdy człowiek zamyka usta, to otwiera uszy. Wiele kłótni skończyłoby się u zarodka, gdyby oponenci posłuchali się nawzajem. Milczenie jest zaproszeniem do wnętrza siebie. Milczę przed Tobą po to, aby siebie wypełnić Tobą. Przepiękny dar milczenia.
Byłem tam. Nie bój się, Miriam, bo znalazłaś łaskę u Boga (por. Łk 1, 30) – rzekł jej Anioł. Twarz Miriam się nie zmieniła. Nasłuchiwała. Skupiona na rozmowie jak zawsze. Potem zobaczyłem w jej oczach niezrozumienie. Jej głowa delikatnie poruszyła się, jakby negując to, co usłyszała. Ja też nic z tego nie zrozumiałem. Przestraszyłem się. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego (por. Łk 1,31-32). Cóż to za obietnica? Miriam spuściła na chwilę wzrok. Potem znów go podniosła i rzekła: Jak to możliwe, skoro jestem dziewicą? (Łk 1, 34)Ruach Ha-Kodesz zstąpi na ciebie, moc Ha’Eliona zakryje cię. Dlatego święte dziecko, które ci się urodzi,  będzie nazwane Synem Boga (Łk 1, 35). Delikatny wiatr wślizgnął się pomiędzy rozmówców. Włosy Miriam zakryły jej na moment twarz, jakby rzeczywista niewidzialna moc zstąpiła w tym momencie na nią. Znów zaległa cisza.
Ha-Kodesz – to z hebrajskiego najwyższy, a imię El Elion odnosi się już od Księgi Rodzaju do Boga Najwyższego. Człowiek potrzebuje Kogoś większego od siebie. Są momenty w jego życiu, których zupełnie nie rozumie. Historia toczy się, nie zwracając uwagi na ludzką w niej obecność. Wtedy człowiek potrzebuje oparcia, Kogoś, kto będzie dla niego nadzieją. Człowiek potrzebuje Kogoś, bo nie może żyć w beznadziei. Najwyższy jest nim dlatego, gdyż jest odwiecznym dawcą nadziei. Człowiek, spotykając Boga, ma nadzieję. W pierwszej kolejności na to, że nie umrze na wieki. Później ta nadzieja dotyczy też życia doczesnego – że wyzdrowieję, że zdobędę pracę, że poradzę sobie z kryzysem. W momencie granicznym brak nadziei kończy się samobójstwem. Niekoniecznie fizycznym. Często mentalnym. Człowiek przestaje wierzyć w przemianę. Staje się bierny. Ten, kto poznał El Elion, nigdy nie będzie bierny w obliczu swojego życia. Ruach Ha-Kodesz – Duch Najwyższego nie pozwoli na to. Nadzieja pozostaje.
Byłem tam. Owa cisza trwała chwilę, ale była tak bardzo wymowna, że aż trudno było oddychać. Miriam odsłoniła swoją twarz. Patrzyli na siebie, jakby chcąc uzyskać odpowiedź na niezadane pytanie. Jestem sługą Adonai – rzekła Miriam – niech mi się stanie, jak rzekłeś (Łk 1, 38). Wędrowiec spojrzał w niebo, powoli się odwrócił i jeszcze wolniej odszedł. Nie patrzyłem, gdzie idzie. Patrzyłem na Miriam. Wiatr znowu powrócił, jakby mocniejszy. Znów włosy opadły na twarz Miriam. Zakryły ją niczym zasłona. Nie ruszała się. Stała w tym samym miejscu co przed chwilą. Nie rozumiałem zbyt wiele, ale czułem, że wydarzyło się coś niezwykłego. I że byłem świadkiem. A świadek nie może się chować, tylko powinien mówić. Chciałem do niej podejść, ale przecież prawie jej nie znałem. W swej niemocy odwróciłem się i powoli odszedłem. Miriam ciągle stała. Teraz już jednak miała głowę podniesioną i jakby coś szeptała. Byłem zbyt daleko, by zobaczyć co. Tylko dłonie otwarte w geście przyjęcia sugerowały, że się modli. Miriam stała się w tym momencie cała modlitwą. I nigdy nią nie przestała być.
Modlitwa to trudna sztuka. W pojedynkę łatwo z niej zrezygnować. Zamienić na jej substytut w postaci bezmyślnie wypowiedzianej regułki. Taka modlitwa staje się ciężarem. Przykrym obowiązkiem, który nijak się ma do rzeczywistości duchowej. Taka modlitwa paradoksalnie oddala nas od tego, co boskie. Miriam cała jest modlitwą. Każdy jej gest jest wołaniem do Boga. To nie dewocja. To sposób na życie. Uświadamiać sobie, że mogę do Boga wołać wszystkim, co mam. Moją miłością do żony i córki, moją pracą, moją firmą, moją pasją czy hobby. Wszędzie tam mogę stworzyć przestrzeń modlitwy, a więc przestrzeń rzeczywistego spotkania z Bogiem. Ostatnio czytałem, jak nieżyjący już, niestety, dominikanin o. Joachim Badeni, uświadomił sobie obecność Boga… pod prysznicem. Bóg nie chce być bogiem niedzielnym. Piękną zastawą, którą wystawiamy na stół od święta. On chce uczestniczyć w naszym życiu. Bo On wszędzie chce nam dawać nadzieję. Nadzieję na to, że sprawy, które dziś przykrył cień niemocy, jutro mogą na nowo rozbłysnąć blaskiem sukcesu. Modlitwa to ciągłe odświeżanie w sobie nadziei.
Miriam wróciła potem w końcu do domu. Ja też. I każdy z nas czytających ten tekst, daj Boże, wróci 24 grudnia do swojego domu. Do miejsca, gdzie czuje się najlepiej. Do osób, które są treścią jego życia. Dom musi dawać nadzieję. Ma się stać miejscem odpoczynku i nabrania sił. Miejscem radości i pokoju. Miejscem pokonywania trudności i rodzących się konfliktów. Niech nam wszystkim o tym przypomni wigilijny stół. Spokojna lektura Słowa Bożego. Wspólna modlitwa Ojcze nasz… I gdy dojdziemy do momentu – i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom – rzeczywiście, darujmy sobie to, co nie wyszło. Obdarzmy siebie nawzajem nadzieją na piękne jutro. Nadzieją, która przecież jest odbiciem Boga na ziemi.