Moja przygoda z afirmacjami rozpoczęła się ok.
2004 roku. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że jest takie
narzędzie, zwane afirmacjami, które pozwala zapanować nad własnymi
myślami. Jak to? To nad myślami można zapanować? To był dla mnie szok.
Przecież one sobie po prostu płyną.
Raz przychodzą pogodne myśli, kiedy indziej smutne. One po prostu są takie, jakie są.
Takie były moje ówczesne przekonania na temat myśli. Owszem, słyszałam o pozytywnym myśleniu, rozpoczynaniu dnia od uśmiechu do lustra, ale nigdy nawet nie spróbowałam. Aż do momentu, kiedy w moje ręce dostała się książka Luizy Hay „Możesz uzdrowić swoje życie”. Pamiętam, że przeczytałam ją jednym tchem i od razu nabrałam przekonania, że wszystko, co tam jest napisane, od razu da się wcielić w życie. Jakie to proste!
I … to był największy grzech, jaki można było popełnić, w stosunku do swoich własnych myśli. Szybko okazało się, że jest to ponad moje siły. Czytając w kółko afirmacje, które kończyły poszczególne rozdziały książki (bardzo przypadły mi do gustu!), szybko się przekonałam, że „cudowne uzdrowienie” działa tylko w momencie czytania. Było cudownie, radośnie, lekko … do momentu, kiedy trzeba było wrócić do codziennych zajęć. A wtedy wszystko wracało do normy.
„Coś jest nie tak.” – pomyślałam i sięgnęłam po raz drugi po tą samą książkę, tym razem czytając ją wolno, wybrane fragmenty, a przy tym zastanawiając się nad swoim życiem.
Pierwszą sprawą, na którą zwróciłam uwagę, był silny opór, który miałam podczas czytania niektórych fragmentów i głośnego wypowiadania wybranych zdań. Objawiał się on przede wszystkim silnym ściśnięciem gardła, aż do bólu. Po prostu słowa nie były w stanie wydostać się na zewnątrz. W mojej głowie zapaliło się pierwsze światełko. „Skąd to jest?” – pytałam samą siebie i powtarzałam swoją pierwszą, świadomie zastosowaną, afirmację: „Uwalniam się od wszelkiego oporu”.
Drugą sprawą, która zaprzątnęła moją głowę, było odkrycie, że cokolwiek się dzieje w moim życiu, jest odpowiedzią na jakąś wewnętrzną potrzebę. To była kolejna rewolucja w moim myśleniu.
To jak to? Kiedy zaczepia mnie jakiś pijak na ulicy, to znaczy, że ja tego potrzebuję? A kiedy dostaję ochrzan od mojej dyrektorki, to też jest odpowiedź na moją wewnętrzną potrzebę? Nie do końca to rozumiałam, ale postanowiłam zaryzykować. Nadarzyła się ku temu okazja. W tamtym czasie pracowałam w banku i miałam pewnego klienta, który zachowywał się w stosunku do mnie grubiańsko, wulgarnie i lekceważąco. Po kilku spotkaniach z nim doszło do tego, że zaczęłam się go panicznie bać. Jego zachowanie napawało mnie niezrozumiałym lękiem. W ramach eksperymentu, zaczęłam w drodze do pracy powtarzać sobie taką afirmację: „Ja Ewa uwalniam się od potrzeby spotykania ludzi nieżyczliwych, wulgarnych i agresywnych.” Po kilku dniach, podczas obsługi mojego znienawidzonego klienta, ten nagle powiedział: „Pani Ewo, muszę Pani coś powiedzieć. Niech się Pani nie pogniewa, ale kiedyś Pani „nie trawiłem”. A teraz dochodzę do wniosku, że fajna z Pani kobieta.” Od tamtego czasu tenże Pan kłania mi się już z odległości kilku metrów i nigdy nie usłyszałam już z jego ust żadnego słowa, które mogłoby mnie urazić. Przestali mnie też zaczepiać pijaczkowie na ulicy. Ale to był dopiero początek …..
Dzisiaj nie budzi już we mnie oburzenia, ani nawet zdziwienia, fakt, że można zmienić swoje życie stosując afirmacje. Trzeba jednak zrozumieć, czym one są i jak je stosować, aby nie zrobić sobie krzywdy. Podczas terapii uczę pacjentów zasad stosowania afirmacji, tłumaczę, jak powstają przekonania w naszych głowach i jak „przyciągają” one różne doświadczenia w życiu. Pomagam dobrać pacjentom odpowiednie słowa, aby wpłynąć na zmianę myślenia, a co za tym idzie, również na zmianę jakości życia.
Takie były moje ówczesne przekonania na temat myśli. Owszem, słyszałam o pozytywnym myśleniu, rozpoczynaniu dnia od uśmiechu do lustra, ale nigdy nawet nie spróbowałam. Aż do momentu, kiedy w moje ręce dostała się książka Luizy Hay „Możesz uzdrowić swoje życie”. Pamiętam, że przeczytałam ją jednym tchem i od razu nabrałam przekonania, że wszystko, co tam jest napisane, od razu da się wcielić w życie. Jakie to proste!
I … to był największy grzech, jaki można było popełnić, w stosunku do swoich własnych myśli. Szybko okazało się, że jest to ponad moje siły. Czytając w kółko afirmacje, które kończyły poszczególne rozdziały książki (bardzo przypadły mi do gustu!), szybko się przekonałam, że „cudowne uzdrowienie” działa tylko w momencie czytania. Było cudownie, radośnie, lekko … do momentu, kiedy trzeba było wrócić do codziennych zajęć. A wtedy wszystko wracało do normy.
„Coś jest nie tak.” – pomyślałam i sięgnęłam po raz drugi po tą samą książkę, tym razem czytając ją wolno, wybrane fragmenty, a przy tym zastanawiając się nad swoim życiem.
Pierwszą sprawą, na którą zwróciłam uwagę, był silny opór, który miałam podczas czytania niektórych fragmentów i głośnego wypowiadania wybranych zdań. Objawiał się on przede wszystkim silnym ściśnięciem gardła, aż do bólu. Po prostu słowa nie były w stanie wydostać się na zewnątrz. W mojej głowie zapaliło się pierwsze światełko. „Skąd to jest?” – pytałam samą siebie i powtarzałam swoją pierwszą, świadomie zastosowaną, afirmację: „Uwalniam się od wszelkiego oporu”.
Drugą sprawą, która zaprzątnęła moją głowę, było odkrycie, że cokolwiek się dzieje w moim życiu, jest odpowiedzią na jakąś wewnętrzną potrzebę. To była kolejna rewolucja w moim myśleniu.
To jak to? Kiedy zaczepia mnie jakiś pijak na ulicy, to znaczy, że ja tego potrzebuję? A kiedy dostaję ochrzan od mojej dyrektorki, to też jest odpowiedź na moją wewnętrzną potrzebę? Nie do końca to rozumiałam, ale postanowiłam zaryzykować. Nadarzyła się ku temu okazja. W tamtym czasie pracowałam w banku i miałam pewnego klienta, który zachowywał się w stosunku do mnie grubiańsko, wulgarnie i lekceważąco. Po kilku spotkaniach z nim doszło do tego, że zaczęłam się go panicznie bać. Jego zachowanie napawało mnie niezrozumiałym lękiem. W ramach eksperymentu, zaczęłam w drodze do pracy powtarzać sobie taką afirmację: „Ja Ewa uwalniam się od potrzeby spotykania ludzi nieżyczliwych, wulgarnych i agresywnych.” Po kilku dniach, podczas obsługi mojego znienawidzonego klienta, ten nagle powiedział: „Pani Ewo, muszę Pani coś powiedzieć. Niech się Pani nie pogniewa, ale kiedyś Pani „nie trawiłem”. A teraz dochodzę do wniosku, że fajna z Pani kobieta.” Od tamtego czasu tenże Pan kłania mi się już z odległości kilku metrów i nigdy nie usłyszałam już z jego ust żadnego słowa, które mogłoby mnie urazić. Przestali mnie też zaczepiać pijaczkowie na ulicy. Ale to był dopiero początek …..
Dzisiaj nie budzi już we mnie oburzenia, ani nawet zdziwienia, fakt, że można zmienić swoje życie stosując afirmacje. Trzeba jednak zrozumieć, czym one są i jak je stosować, aby nie zrobić sobie krzywdy. Podczas terapii uczę pacjentów zasad stosowania afirmacji, tłumaczę, jak powstają przekonania w naszych głowach i jak „przyciągają” one różne doświadczenia w życiu. Pomagam dobrać pacjentom odpowiednie słowa, aby wpłynąć na zmianę myślenia, a co za tym idzie, również na zmianę jakości życia.