Każdy z nas zna powiedzenie "na cudzym
nieszczęściu swojego szczęścia nie zbudujesz" i zapewne coś w tym jest!
Jednak, tak po głębszej mojej analizie, nasuwa mi się zupełnie inna
myśl, taka zwyczajnie ludzka.
Jeżeli chcemy ułożyć sobie życie i poznać kogoś
wartościowego, to czy aby na pewno znajdziemy go wśród samotnych? Czy
ktoś, kto przed czy po czterdziestce nie miał potrzeby obcowania z
drugim człowiekiem i chęci założenia podstawowej komórki społecznej,
jaką jest rodzina, teraz raptem zacznie nadawać się do wspólnego życia i
być odpowiedzialnym partnerem oraz ojcem? Cóż, chyba niestety - nie!
Tym samym, jak tu nie szukać kogoś z "odzysku" albo zwyczajnie po ludzku "zajętego", jednak gotowego na nowe i na zmiany!
Zdaję sobie sprawę, że wsadzam kij w przysłowiowe mrowisko, ale tak po cichu czy aby nie mam racji? Ktoś, kto przez połowę życia żył sam albo ewentualnie z mamusią (a w wielu przypadkach też na jej koszt), nadaje się na odpowiedzialnego partnera i głowę oraz ojca rodziny? Tacy ludzie nie zmienią siebie i tym samym swoich potrzeb oraz ukierunkowań. Oni już dawno dokonali życiowego wyboru i albo są... bez popędu seksualnego, albo tzw. bezpłciowi życiowo, a rodzina albo odpowiedzialność to dla nich jak bajka o żelaznym wilku ;)
Natomiast ile jest osób, co żyją bo... muszą; bo rodzina, bo znajomi, bo dzieci i wszystko ważne oprócz nich i tego, co im w duszy gra! Żyją nie ze sobą, a praktycznie obok siebie i gdy przypadkiem trafiają na bratnią duszę, to z góry zostają potępieni przez ogół, gdyż w czyjejś opinii zostawili rodzinę, zabrakło im odpowiedzialności i "tak nie wypada!"
Wypada natomiast udawać uczucie, sprawiać pozory szczęśliwej rodziny i cierpieć!? Tylko ciśnie się zasadnicze pytanie - po co i w imię czego? Tzw."opinia społeczna" dzisiaj pogada o Tobie, a jutro już o kimś zupełnie innym! A Twój czas goni i żaden dzień się nie powtórzy. Życie tak szybko ucieka i później człowiek ma tylko same retoryczne pytania do Losu, typu - dlaczego ja, czemu mnie itd. Odpowiedź może być prozaiczna - bo Ty się dałeś, Ty się poddałeś, bo Tobie zabrakło odwagi!
Nikt za nas życia nie przeżyje i nie odejmie nam bólu oraz tego, co mierzi w środku. Dlatego czy warto patrzeć na innych i tak do końca liczyć się z ich zdaniem? Czy to "oni" płaczą po nocach i prowadzą retoryczne rozmowy z Losem? Chyba nie! Mamy jedno życie i chyba lepiej przeżyć je z uśmiechem na ustach i poczuciem sensu, niżeli będąc nieudacznikiem życiowym i wiecznie sfrustrowanym człowiekiem!
Jeżeli Los coś podsuwa, to...wypada chyba brać ;) Bo może się obrazić i swoje łaski skierować do zupełnie kogoś innego, kto bardziej liczy się z jego zdaniem i wierzy w lepsze jutro!
Jesteśmy ludźmi, mamy prawo błądzić, tylko czy to ma dotyczyć całego naszego życia? Ja uważam - NIE! Nie dajmy się zakotwiczyć i zgeneralizować!
Tym samym, jak tu nie szukać kogoś z "odzysku" albo zwyczajnie po ludzku "zajętego", jednak gotowego na nowe i na zmiany!
Zdaję sobie sprawę, że wsadzam kij w przysłowiowe mrowisko, ale tak po cichu czy aby nie mam racji? Ktoś, kto przez połowę życia żył sam albo ewentualnie z mamusią (a w wielu przypadkach też na jej koszt), nadaje się na odpowiedzialnego partnera i głowę oraz ojca rodziny? Tacy ludzie nie zmienią siebie i tym samym swoich potrzeb oraz ukierunkowań. Oni już dawno dokonali życiowego wyboru i albo są... bez popędu seksualnego, albo tzw. bezpłciowi życiowo, a rodzina albo odpowiedzialność to dla nich jak bajka o żelaznym wilku ;)
Natomiast ile jest osób, co żyją bo... muszą; bo rodzina, bo znajomi, bo dzieci i wszystko ważne oprócz nich i tego, co im w duszy gra! Żyją nie ze sobą, a praktycznie obok siebie i gdy przypadkiem trafiają na bratnią duszę, to z góry zostają potępieni przez ogół, gdyż w czyjejś opinii zostawili rodzinę, zabrakło im odpowiedzialności i "tak nie wypada!"
Wypada natomiast udawać uczucie, sprawiać pozory szczęśliwej rodziny i cierpieć!? Tylko ciśnie się zasadnicze pytanie - po co i w imię czego? Tzw."opinia społeczna" dzisiaj pogada o Tobie, a jutro już o kimś zupełnie innym! A Twój czas goni i żaden dzień się nie powtórzy. Życie tak szybko ucieka i później człowiek ma tylko same retoryczne pytania do Losu, typu - dlaczego ja, czemu mnie itd. Odpowiedź może być prozaiczna - bo Ty się dałeś, Ty się poddałeś, bo Tobie zabrakło odwagi!
Nikt za nas życia nie przeżyje i nie odejmie nam bólu oraz tego, co mierzi w środku. Dlatego czy warto patrzeć na innych i tak do końca liczyć się z ich zdaniem? Czy to "oni" płaczą po nocach i prowadzą retoryczne rozmowy z Losem? Chyba nie! Mamy jedno życie i chyba lepiej przeżyć je z uśmiechem na ustach i poczuciem sensu, niżeli będąc nieudacznikiem życiowym i wiecznie sfrustrowanym człowiekiem!
Jeżeli Los coś podsuwa, to...wypada chyba brać ;) Bo może się obrazić i swoje łaski skierować do zupełnie kogoś innego, kto bardziej liczy się z jego zdaniem i wierzy w lepsze jutro!
Jesteśmy ludźmi, mamy prawo błądzić, tylko czy to ma dotyczyć całego naszego życia? Ja uważam - NIE! Nie dajmy się zakotwiczyć i zgeneralizować!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz