niedziela, 27 maja 2012

Krzewiciele mroku

Zagadnienie kapłanów ciemności na przestrzeni wieków widziane oczyma osoby niedoświadczonej. Czyli jak to na mrocznej arenie w dawnych czasach bywało.
Mrok od zawsze był tym, co kojarzyło się z czymś nieodgadnionym, fascynującym, tajemniczym. Dlatego człowiek od zarania dziejów wiedział, że przez to pojęcie kryje w sobie nie tylko określenie sytuacji braku światła na danym terenie, ale i również szczególny stan duszy. Niektóym zaś mrok kojarzy się bezpośrednio z samym złem. Twórcą takiej koncepcji był niestety średniowieczny zabobonny i nietolerancyjny Kościół, który to, co mroczne utożsamiał bezpośrednio z działalnością szatana i jego rogatych sług.
Na szczęście gdzieś w gwałtownym wichrze dziejów znalazła się śmiała grupa ludzi, która nie obawiała się prześladowań i postanowiła dalej odkrywać nieprzeniknione czeluści mroku. I niestety ich dzieła w znaczącej części zostały zaprzepaszczone. Zresztą ci odkrywcy nie byli zbyt chętni, aby dzielić się z innymi rezultatami swoich wypracowanych w pocie czoła prac. I trudno im się dziwić, ponieważ wiedza taka w niepowołanych rękach mogła doprowadzić do katastrofy. Cóż więc takiego odkryli? Myślę, że zawdzięczamy im między innymi korzenie takich nauk, jak m.i.n ezoteryka - dlatego ośmielę się nazywać ich "ojcami założycielami".
Brzmi to nieco fantastycznie, ale raczej tak właśnie było. I tylko przez nietolerancję społeczeństwa zostali zmuszeni do odbywania tułaczki po najbardziej niedostępnych zakątkach świata, aby w spokoju kontynuować swoje dzieło. Przykładami takich krzewicieli sztuk tajemnych byli chociażby słynni druidzi, pracujący w odosobnieniu, którzy jednak nie wachali się pomóc współplemieńcom w potrzebie - kiedy wystąpił nieurodzaj bądź kiedy wybuchła wojna.

piątek, 25 maja 2012

Kosmos w nas

Prawa kosmiczne rozpościerają się na cały kosmos. Są takie same, które dotyczą ludzi, zwierząt i roślin oraz gwiazd, Ziemi i Słońca. Wszystko jest razem połączone, gdyż pochodzi od jednego Źródła. Warto poznać te prawa!

Słońce i Ziemia to dwa aspekty rzeczywistości kosmicznej, które wzajemnie na nas oddziaływają.  Słońce emituje energię męską, a Ziemia wytwarza energię żeńską. Stąd rodzą się istoty o odmiennych energiach i osobowościach.
Mamy przeto mężczyznę związanego  bardziej ze Słońcem i kobietę przynależną cechom Ziemi. Przeważnie mężczyzna jest zorientowany na „służbę sobie”, natomiast kobieta jako dająca życie – służy innym.
Te dwie skrajności przenikają się wzajemnie i stymulują kosmiczną energię do życia dla siebie lub dla innych. Egoizm jest wynikiem nadmiaru słonecznej energii męskiej, która chce być zawsze w centrum zainteresowania i służy tylko sobie i swoim zachciankom. Takim ludziom jest zawsze bardzo gorąco, gdyż posiadają nadmiar energii o zakresie widma czerwieni, pomarańczy i żółci.
Ziemia obdarza wszystkie istoty swoimi darami i żywi wszelkie żyjące stworzenia. Prawdziwa kobiecość powinna dawać i tworzyć, dlatego twórcy zawsze są bardziej kobiecy niż męscy, pomimo swej płci. Kolorem radiestezyjnym żeńskim jest: indygo, niebieski i fiolet. To zimne kolory.
Na Słońcu nie ma życia, jest tylko ogień, który pali i dlatego tam nic nie może być stworzone. Słońce może rozprzestrzeniać się dla siebie, podobnie jak to czyni egoista. Egoista nie jest w stanie zaznać prawdziwej miłości ani przyjaźni, gdyż jego energia jest nastawiona na branie i wykorzystywanie innych, a nie na dawanie siebie. Egoista nie może być twórcą!
Miłość to połączenie tych dwóch aspektów kosmicznych w jedną całość. Miłość to wzajemne zrozumienie i szacunek dla drugiej istoty. Kolorem miłości jest zieleń, jako neutralny aspekt. To kolor natury. Kto lubi przyrodę i przebywanie w niej, jest  w wewnętrznej harmonii.
Każdy z nas szuka miłości i szczęścia, ale może tylko dać to, co ma! Egoiści nie potrafią dawać, gdyż czują ciągłą pustkę w sobie. Oni otaczają się zewnętrznym bogactwem, aby zabić pustą wewnętrzną przestrzeń.
Altruiści natomiast dają wszystko, co mają, aż do własnego zubożenia.  Nasza Matka Ziemia została tak bardzo wykorzystana  przez ludzkość, że jeszcze trochę i nie będzie miała co dać. Ciągła eksploatacja Ziemi i jej zasobów może pozbawić nas dostatku.  Jeśli człowiek nie zacznie wzbogacać ziemi  w naturalne odżywki, to ziemia przestanie rodzić.
Podobne zjawisko zachodzi z kobietami, zwłaszcza z młodymi, które mają problemy z urodzeniem dziecka. Wszędzie obowiązują te same prawa naturalne i są odbiciem kosmosu w naszym życiu codziennym.
W czasie obecnej transformacji na Ziemi widać, jak usuwane są skrajne energie męskie, co odbija się ze wzmożoną śmiertelnością mężczyzn. Pozostaje coraz więcej kobiet, aby przeważyć energetykę nadchodzących zmian na Ziemi.
Mężczyźni z nadmiarem  żeńskiej energii mają szanse na przeżycie w tych czasach przemian i transformacji planety. Natomiast egoiści, zarówno w ciele męskim jak i kobiecym, będą zagrożeni większą śmiertelnością. Najlepsza jest harmonia energii, której ogólnie brakuje na planecie.
Obecna transformacja zmierza do stworzenia świata równowagi, gdzie zniknie nienawiść i wykorzystywanie innych istot. Energia Słońca i Ziemi musi się zrównoważyć, aby człowiek postrzegał siebie i innych w podobny sposób.  Oto podstawowa zasada miłości: „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, pochodząca od Stwórcy, czyli Rdzenia.
Życie zorientowane tylko na sobie odchodzi do lamusa, aby przyjść mogło inne, zorientowane na współpracy i wzajemnej pomocy. Walka przeciwieństw kończy się, aby mogły wzajemnie współdziałać dla lepszego jutra. Najniższe energie z bieguna męskiej dominacji odchodzą, aby weszły energie harmonii i zrozumienia.
Taki świat jest nam zapowiadany i on powoli nadchodzi. Zmiany zachodzące w naszej Galaktyce mają odbicie na Ziemi oraz w codziennym życiu. Prawa kosmiczne są jak  kapitan na statku, który steruje nim tak, aby nie dopuścić do przechyłu i katastrofy.
Podobnym statkiem kosmicznym jest Ziemia, gdzie Rdzeń kieruje Wszechświatem i dba o to, aby nie wydarzyła się kosmiczna katastrofa. Ziemia jest doprowadzana do harmonii i dlatego ma to odbicie w pogodzie. Anomalie pogodowe świadczą o sterowanej nawigacji Ziemi, aby ją wyprowadzić z chaosu.
Ludzie natomiast turlają się jak statek na fali, przechodząc od depresji do euforii, gdyż są w chaosie zmian kosmicznych. Odpięci od matrixa materialnego czekają na podłączenie z matrixem duchowym. To stan wyczekiwania, który jest obrazem nadchodzących wydarzeń.
Anomalie pogodowe świadczą o całkowitym zaburzeniu energii Nieba i Ziemi. To zjawisko jest odzwierciedleniem samochodu, który wpadł w poślizg. Albo z tego wyjdzie cało, albo dojdzie do tragedii.
Nie bójmy się zmian, gdyż nowe jest zawsze lepsze od starego. Kosmos wie, jak powinna wyglądać rzeczywistość i usilnie dąży, aby Ziemia znalazła się w harmonii z kosmosem. Rdzeń, jako kierujący Wszechświatem, wysłał Falę Światła, która ma za zadanie doprowadzić do równowagi na Ziemi.
Istoty „służące sobie” muszą odejść z zajmowanych stanowisk światowej polityki i religii, aby zastąpiły je inni ludzie o wyższym poziomie świadomości. Mam nadzieję, że Rdzeń czuwa nad nami i zrobi wszystko, aby doprowadzić do harmonii na Ziemi i w kosmosie.

Pomóżmy kosmosowi w transformacji poprzez oczekiwanie pozytywnych zmian i porządkowanie własnych umysłów ze strachu o przyszłość. Zmiany są po to, aby wszystkim nam było lepiej żyć na tej pięknej planecie Ziemi, a nie tylko garstce ludzi, jak dotychczas. Tylko spokój przyniesie nam harmonię i równowagę w kosmosie.

czwartek, 17 maja 2012

Ognista kobieta

Doprawdy, nie trzeba się jakoś szczególnie interesować astrologią, by sobie wyobrazić, kim może być kobieta z silną obsadą żywiołu ognia. Osoby niewtajemniczone w arkana astrologii mogą mylnie zakładać, że wystarczy urodzić się w znaku Barana, Lwa lub Strzelca, by uważać się za ognisty typ.
To tylko pozycja Słońca w znaku. Pozostaje jeszcze dziewięć innych planet (w tym Księżyc), oraz ascendent (znak wschodzący) i Medium Coeli (znak górowania). Może się więc okazać, że Twoja koleżanka, sympatia lub przyjaciółka urodziła się w np. w znaku ziemskim, a ma temperament wściekłej tygrysicy. By to sprawdzić, niezbędne jest sporządzenie horoskopu. Mimo to Słońce w znaku ognistym wiele mówi o charakterze i osobowości. Jak to jest zatem z Tobą, jeśli masz silny ogień?   Temperamentna, zdecydowana, aktywna, pewna siebie, odważna, przebojowa, spontaniczna – czegóż chcieć więcej… Ale też niecierpliwa, wybuchowa, egocentryczna, apodyktyczna, agresywna, kłótliwa, pyskata…   Jeśli ten felieton czytają panowie – jedno jest pewne, w związku z ognistą kobietą nuda Wam nie grozi. Przygotujcie się na wiele wrażeń, niezapomnianych wrażeń…  Kobieta ze Słońcem w znaku ognia lub silnym żywiołem ognistym to wielkie wyzwanie dla mężczyzny. Nie bez powodu mężczyźni boją się silnych kobiet, z którymi czasem trzeba rywalizować, które doskonale sobie radzą z fizycznym wysiłkiem, stresem i dużymi przeciążeniami. Bo ognista kobieta nie boi się zmęczenia, walki i niebezpieczeństw, oraz lubi męskie wyzwania.

Kobieta z żywiołu ognia ma mocny organizm. Ze względu na intensywne tempo życia są częściej narażone na kontuzje, urazy, wypadki. Dokuczają im stany zapalne, przeziębienia, ciśnienie, problemy krążeniowe, serce, ale szybko dochodzą do formy po nawet ciężkich chorobach.
Kobieta ogień w pracy

Nie lubi monotonii, stabilizacja ją nie kręci, nie szuka świętego spokoju. Uwielbia takie profesje, które pozwalają się sprawdzić, które mają w sobie element walki, rywalizacji, emocji, a nawet stresu, który ją mobilizuje. Kobieta ognista dobrze funkcjonuje, gdy jest pod ścianą, gdy presja czasu i wyzwania zmuszają ją do ostrego galopu. Doskonale się zatem nadaje na stanowiska przywódcze, wodzowskie, kierownicze. Lubi typowo męskie profesje: ratownika, żołnierza, policjanta. Nieźle sobie radzi jako przedstawiciel handlowy, gnając przez kraj w służbowym samochodzie. Uwielbia różnorodność, zmiany, wysokie tempo i osobistą wolność. Wiele ognistych pań spotkamy także w biznesie, prowadzące własne firmy.
Kobieta ogień w związku

Kobieta ogień jest ambitna, więc nie uwiesi się na mężczyźnie. Lubi dominować i nierzadko wybiera sobie uległych partnerów. I choć czasem tęskni za prawdziwym twardzielem, to jednak najczęściej to ona rządzi i podejmuje decyzje w związku. W miłości i seksie często sama przejmuje inicjatywę. Nie widzi nic zdrożnego w tym, by samej zaproponować randkę lub intymną relację.

W łóżku lubi silne emocje, namiętności i ekscytację, ale też szybko się nudzi i łatwo traci zainteresowanie seksem wtedy, gdy partner przestaje ją zaskakiwać i zaczyna popadać w rutynę. Wierność nie jest jej najmocniejszą stroną, ale nie jest rozwiązła. Potrzebuje bowiem silnych emocji i wzruszeń, więc nuda w związku to coś gorszego, niż ostre i gwałtowne kłótnie, które choć czasem dramatyczne, kończą się zwykle dobrze i przynoszą pogodzenie.   Ogień jednak ogniowi nierówny. Inny jest bowiem ogień Barana, inny Lwa, inny zaś Strzelca. Doskonale opisuje to metafora świecy. Więc czytelniku dla odprężenia zapal świecę i pomedytuj sobie chwilę nad jej płomieniem. Zauważysz, że na samym dole ogień świecy jest krwiście czerwony.
Tak jak czerwony jest symbol parzącego, gwałtownego, wybuchowego Barana. W środku płomień świecy przybiera już inną barwę. To najsilniej świecący złoto-żółtym, słonecznym kolorem ogień.

Jego królewski, złocisty, spokojny blask symbolizuje dostojeństwo, chwałę, siłę i potęgę Lwa. Dlatego też Lwu tradycyjnie przypisany jest właśnie żółty kolor. Najwyżej zaś czytelnik zauważy, że płomień jest niebieski.

Ten „chłodny” ogień, jego inspirująca barwa, przenikliwa, ulatująca w przestworza symbolizuje najspokojniejszą formę ognia, jaką jest ogień Strzelca. Tradycja astrologiczna przypisała mu właśnie kolor niebieski (indygo), oświecającą, intelektualnie aktywizującą moc.

Z kobietą Baranem czytelniku przeżyjesz zatem mnóstwo gorących, dramatycznych emocji i niezapomnianych wrażeń, ale też ostre kłótnie i pyskówki.

Kobietę Lwa lepiej nie ignorować. Potrzebuje adoracji, uwielbienia, uznania i docenienia. To ona musi być w centrum uwagi, a Ty czytelniku musisz się zadowolić drugoplanową rolą (na szczęście, za nie też przyznają Oskary).

Pani Strzelec może okazać się wielkim wyzwaniem dla konserwatywnych i widzących swoją partnerkę wyłącznie w kuchni i w domu panów. Nie da się ona bowiem w żaden sposób usidlić i zepchnąć do jakiejś z góry napisanej roli. To kobieta kochająca wolność i wiele uczyni, by tę swą niezależność utrzymać. Na długie, pasjonujące dyskusje o życiu, o prawdzie i tym, co najważniejsze, jest doprawdy niezastąpiona.

Ziemski mężczyzna

Facet z kasą, rozważny, stanowczy i racjonalny, czujący ogromną potrzebę pozostawienia czegoś po sobie. Jak te cechy przekładają sie na relacje pratnerskie, życie zawodowe i dbanie o własne zdrowie przeczytacie w felietonie naszego eksperta.
Wielu z Was widząc piękną, wysoką, atrakcyjną, seksowną i elegancką kobietę u boku niskiego, grubego i łysego jegomościa na pewno się zastanawiało nad tym – o Boże! Co ona w nim widzi? Czy to seksualny ogier, mistrz miłosnej ars amandi? Czy też może wytrawny intelektualista, znawca Hegla i postmodernizmu? A może to słynny koszykarz, piłkarz, gwiazda mediów? No, nie bardzo… Przyznajmy, pierwsze skojarzenie, które pojawia się niemal w każdym z nas to tekst żartobliwej piosenki K.A.S.Y., czyli Krzysztofa Kasowskiego, śpiewającego z Marylą Rodowicz: „…bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa…”.
mezczyzna%20ziemia1
Wierzcie mi, to wcale nie jest tak, że ta piękna kobieta u boku niezbyt przystojnego pana, to „cwana suka, która leci na kasę”. Ona go naprawdę może kochać. Poczucie finansowego, materialnego, ekonomicznego bezpieczeństwa to chyba najbardziej podstawowa potrzeba każdego człowieka, której nie zaspokoją największe nawet uniesienia, namiętności, pasjonujące dyskusje i spacery w świetle Księżyca.
Konkretny, pracowity, ambitny, spokojny, opanowany, racjonalny, rozsądny, pragmatyczny, logicznie myślący. Każda kobieta chciałaby mieć takiego partnera! Ale też zimny, skąpy, przyziemny, pozbawiony romantyzmu, cyniczny, ograniczony, materialistycznie ukierunkowany na świat…
Ziemia to najbardziej stabilny, najtwardszy i najbardziej konkretny żywioł. Nadaje formy, pozwala się ugruntować i w myśl idei tego żywiołu zapewnia po prostu stabilny grunt pod stopami. Więcej na ten temat można przeczytać w moim poprzednim felietonie o ziemskiej kobiecie.

Jednak w przypadku mężczyzny ziemia ma inny walor, niż u kobiety. Dla niemal każdego faceta ważna jest potrzeba, by coś po sobie zostawić, by mieć poczucie, że coś osiągnął, zbudował, stworzył. Dylemat opisywany przez Wojciecha Eichelbergera w swojej doskonałej książce „Zdradzony przez ojca”, to wizja zdominowanego przez kobiety, słabego, bezradnego mężczyzny. Jakie wzorce zyska młody chłopiec patrząc na swojego siedzącego przed telewizorem, z pilotem, puszką piwa i gazetą w ręku ojca?
Odwołując się do archetypów, mężczyzna to zdobywca, który ma zapewnić bezpieczeństwo rodzinie i chronić ją od niebezpieczeństw i zagrożeń. I choć dziś nie trzeba już polować na grubego zwierza, walczyć z wilkami i niedźwiedziami, zdobywać niewolników i podbijać nowe przestrzenie, to jednak siła posiadanych stad krów, wielbłądów i owiec, skóry zabitych dzikich bestii, bogate stroje, piękne konie i liczni niewolnicy we współczesnych czasach znajdują swoje odzwierciedlenie w magii posiadanych akcji, udziałów w spółkach, pięknych rezydencjach, jachtach i samochodach.

Magię pieniądza, jego hipnotyczną moc i siłę zna każdy, kto kiedykolwiek zagrał w kasynie, na zwykłych automatach, zobaczył, co się dzieje z ludźmi przed kumulacją w lotto. Z drugiej zaś strony – ile wyjątkowo dobranych związków się rozpadło, ile rozwodów i rodzinnych dramatów ma w tle finansowe kryzysy i problemy. Nie dziwmy się zatem kobiecie, która rozważając wszystkie „za i przeciw” stawia na mężczyznę, przy którym poczuje się bezpiecznie, bo nie będzie się musiała martwić już nie o nową torebkę Louisa Vuittona, ale o ubranka dla dziecka, rachunek za czynsz, dostatnie święta Bożego Narodzenia.
Zdrowie ziemskiego mężczyzny

Ziemianie mają stosunkowo mocny organizm i dobrze znoszą fizyczne i emocjonalne przeciążenia. To co im doskwiera, to tendencje do tycia i obżarstwa, kłopoty z gardłem i tarczycą (Byk), problemy trawienne, jelitowe i żołądkowe, oraz nerwice (Panna), zwyrodnienia układu kostnego, stawów, kręgosłupa, depresja i pracoholizm (Koziorożec). Kluczem do zdrowia ziemianina jest zdrowa, zrównoważona dieta, unikanie w diecie nadmiaru mięsa, soli, stawiając na naturalną żywność pozbawioną chemii i konserwantów.
Ziemianin w pracy

To niemal ideał pracownika, szefa, partnera w interesach. Mężczyźni z dominantą żywiołu ziemi są zdyscyplinowani, odpowiedzialni, punktualni, to perfekcjoniści, dokładni, kompetentni, rzeczowi, racjonalnie i logicznie myślący. Potrafią wiele z siebie dać, poświęcając się bez reszty pracy, zawodowym obowiązkom, lojalni, uczciwi, oddani służbie i misji firmy. Brakować im może jednak kreatywności, odwagi, skłonności do ryzyka, więc paradoksalnie wystarczy im pensja kasjera w supermarkecie, w zamian za poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Nie ma jednak wątpliwości – posiadają bardzo dobre wyczucie finansowe, ekonomiczną intuicję i wyczucie, tam gdzie trzeba inwestować i wydawać. To rekiny finansjery, mistrzowie analizy technicznej na giełdzie, analitycy i doradcy wielkich firm konsultingowych. Ale to też zwykli, szarzy robotnicy, którzy codziennie rano wywożą śmieci, stają na rusztowaniach, kopią węgiel, ścinają drzewa w mróz i śnieg, potrafią bez błędu wypełnić PIT36 i znają tajemne arkana ustawy o podatku VAT. Twardzi, znający szarość i prozę życia.
Mężczyzna ziemski w związku

Ziemianin nie jest Casanovą. To nie jest typ romantycznego, szalonego, ekscytującego kochanka, który zaskoczy swoją kobietę zmysłową przygodą, porywającym spacerem w świetle Księżyca, niespodziewanymi kwiatami lub kolacją przy świecach i winie. Kobieta doceni takiego partnera dopiero po pewnym czasie. I to właśnie czas działa na jego korzyść, wtedy, gdy trzeba będzie zaliczyć kilka nieprzespanych nocy przy nowo narodzonym dziecku, gdy trzeba będzie załatwić pilną sprawę w spółdzielni mieszkaniowej lub w zakładzie energetycznym, gdy trzeba zrobić remont łazienki i zaplanować wakacje. Romantyczny kochanek, który nie umie przybić gwoździa pod obraz, przepchać rury w zlewie, wymienić koła zapasowego w samochodzie szybko się kobiecie znudzi. Zaś na stare lata, choć zrzędliwy i marudzący, może okazać się bezcennym, bo nieuciążliwym, dbającym o siebie i zdrowie, z zasobnym portfelem partnerem.
Ziemianin ziemianinowi jednak nierówny. Ziemski Byk nie jest chłodnym analitykiem i typem księgowego, to lubujący się w dobrej kuchni, urokach stołu i ucztowania, kochający naturę i przyrodę smakosz życia. Panna to męskie wydanie idealnej gospodyni. Tego faceta nie trzeba uczyć sprzątania, prasowania, nie trzeba mu porządkować dokumentów i pilnować terminów. Opiekuńczy, poświęcający się dla rodziny i domu, niemal ideał dobrego ojca i męża. Koziorożec zaś to człowiek niemal doskonały na najcięższe życiowe próby i kryzysy. Nikt tak jak on nie jest w stanie przetrwać trudnych chwil. Patronujący mu zaś Saturn uczy go cierpliwości, samodyscypliny i konsekwencji. A to w ostatecznym rachunku właśnie tacy ludzie wygrywają.

środa, 16 maja 2012

Mea culpa

Czas na zastanawianie się nigdy nie mija. Czy zatem ktoś mógłby sobie wyobrazić, że za np. 100 tysięcy lat (milion czy dwa miliardy lat) Kościół nadal posługuje sie retoryką o poniesionych za nas ranach? Nie czekajmy aż tak długo na coś, co oczywiste jest już od dawna...

Mea culpa

Myślę, że każdemu zdarza się od czasu do czasu ulec niecnocie pochopności. Mnie przytrafiło się to, gdy postawiłem swego czasu znak równości między zbędnością komuny i Kościoła w eseju korespondującym z tematem „religijnej wyobraźni”, którą można by uznać za naiwność albo tej wyobraźni niedostatek.  Jakkolwiek tolerancyjnym wypadałoby być względem swoich ułomności, nigdy nie powinienem był napisać: „Tak jak nie była nam potrzebna komuna, tylko my komunie, tak niepotrzebny jest nam zakłamany Kościół, tylko nierozgarnięci parafianie Kościołowi”.

Komuna, otóż, nie była nam w ogóle potrzebna, tylko wyzwolenie od okupanta, tak niemieckiego jak i radzieckiego, lecz ten ostatni (po bezprecedensowej napaści i zaanektowaniu ponad połowy kraju) przyznał sobie przywilej „zaopiekowania się” nami w sposób nie tylko nie pozostawiający nam żadnego wyboru, ale jeżący nam włos na głowie, co oznaczało masowość mordów na patriotach i zawłaszczenie wszystkiego, co powinno przysługiwać państwu suwerennemu. Komuniści (owi Rosjanie z bolszewików) winni, w obliczu złamania paktu o nieagresji przez Niemców, zrozumieć bezprawność i zbrodniczość swoich działań wobec Polski, konsekwencją czego powinna być nie tylko rezygnacja z jakichkolwiek roszczeń, ale zakrojone na wielką skalę działania odszkodowawcze i wszelkie inne, wspomagające tak bezprecedensowo obrabowany i mordowany naród. Komuna była wcielonym złem, które rozpanoszyło się u nas pod hipokryzyjnym hasłem zaszczepiania ustroju społecznej sprawiedliwości. W istocie sprowadzało się to do sankcjonowanego urzędowo bezprawia i skutecznego eliminowania prawdy. O nic nie wolno było pytać (nb. katastrofa helikoptera nad Gibraltarem, gdzie zginął generał Sikorski, miała miejsce po intensywnym dopytywaniu się Stalina o losy polskich oficerów zamordowanych w Katyniu i w paru innych miejscach, czego również nie powinienem pisać, bo chciałyby tego wymogi politycznej poprawności), każdy z pytających był zagrożeniem dla bandytów i rzezimieszków, którzy położyli swoje zakrwawione, brudne i nie pachnące łapy na najważniejszych i kluczowych sprawach funkcjonowania naszego państwa.

Dzisiaj każdy już może dowiedzieć się, w jak haniebnie zbrodniczy sposób pozbawiano nas tożsamości, sprowadzając do służalczych pionków cudzej pomyślności. Komuna zatem nie była nam w ogóle potrzebna (w każdym bądź razie o wiele mniej potrzebna, niż tsunami Japonii...), to wyłącznie Polska potrzebna była pazernej bolszewii. Należałoby wykorzystać wszystko mówiący kawał restauracyjny: „Kto zamawiał ruskie? Nikt, same przyszli...”. A tak, leźli tak do nas przez wieki, bo nie ma to jak położyć swoje chwytliwe i niespracowane łapy na gotowe, powybijać opornych, wysiedlić stojących na drodze do łatwego wzbogacenia się, obstawić wszystko swoimi i obwieścić światu swoje szczególne miłosierdzie i posłannictwo. Słowem: okraść sąsiada z wszystkiego, co wypracował przez wieki, posługując się taktyką wypracowaną przez hieny i uczynić zeń strefę stałych i obligatoryjnych dochodów... Propaganda komunistyczna musiała robić z obywatela półgłówka, bo „całygłówek” łatwo zorientowałby się, że ma do czynienia ze zbrodniarzami i złodziejami w jednym. Za propagandą stał Urząd Bezpieczeństwa wszelkiej maści rzezimieszków ze stalinowskiego nadania. Dzięki takiemu urzędowi żadnemu funkcjonariuszowi reżimu nigdy nie spadł z głowy nawet włos. Ginęli tylko Polacy, przepadali bez wieści, a członkowie ich rodzin pozbawiani byli wszystkiego, co jest niezbędne do życia. Przede wszystkim pracy czy możliwości realizacji swoich życiowych planów. Rosjanie (chociaż właściwsze byłoby: kacapy – z uwagi na zakres czynionych nam „świadczeń”) przez setki lat winni rekompensować nam swoje haniebne względem nas „uczynki”, ale nie wiedzą ani co to honor, ani nawet elementarna przyzwoitość. Nieustannie prowadzą politykę rzekomego dobrosąsiedztwa, lecz cóż to takiego, jak nie czyhanie na kolejne okazje do wygrywania czegokolwiek naszym kosztem. Oczywiście nie Rosjanie jako naród (ten był zawsze tak samo bezbronny względem dyrektyw odgórnych jak i my), ale politycy, którzy rzadko potrafią zauważyć, że nic bardziej nie przystaje do ich moralności, jak moralność Kalego... Łatwo i chętnie przedzierzgają się w bydlaków, którym nie przystoi już najzwyklejsza przyzwoitość.
Kiedyś (w latach 1772 – 1795, więc za caratu) dokonano całkowitego demontażu naszego państwa, metodami wysoce perfidnymi doprowadzając do rozbiorów (samooskarżanie się skorumpowaną przez zaborców magnaterią i szlachtą nie zmienia tej prawdy, że żadna okazja, tym bardzie ta aranżowana przez zainteresowanego, nie może być usprawiedliwieniem dla złodzieja!),  podczas których starano się nas wynarodowić, pozbawić tożsamości, złamać ducha i odebrać nadzieję na jakąkolwiek odmianę losu. Gdy determinacją i ofiarami patriotów udało nam się po 123 latach nieistnienia odzyskać niepodległość (a utrzymać dzięki Cudowi nad Wisłą!), to istnieliśmy zaledwie 21 lat, stając się ponownie ofiarami, i to najbardziej poszkodowanymi, II wojny światowej. Tuż przed jej rozpoczęciem Ribbentrop z Mołotowem dogadali się w sprawie ponownego, czwartego już rozbioru Polski, pragnąc zrekompensować sobie utratę dotychczasowego lukratywnego protektoratu nad narodem polskim. Hekatomba II wojny światowej pozbawiła życia aż 6 milionów Polaków, co stanowiło prawie 18 % narodu, najwięcej zatem spośród uwikłanych w zbrodniczą zaborczość państw, które podobnej zaborczości względem siebie zaiste nie byłyby w stanie sobie wyobrazić... Nie dość tego, utraciwszy prawie 70 tys. kilometrów kwadratowych powierzchni kraju na rzecz ZSRR, wpadliśmy w łapy stalinowskich siepaczy i to na całe 45 lat. Że łagodnieli z czasem i stawali się mniej zbrodniczy, „zawdzięczaliśmy” wyłącznie ich wcześniejszej zbrodniczości. Przetrzebiono wpierw naród z „elementu” zagrażającego prawowitej (tu: obcej!) władzy, więc starano się epatować Zachód zaprowadzonym ładem i porządkiem. ZSRR miał na Zachodzie wielu zwolenników, którzy nie mieli zielonego pojęcia o zbrodniczych metodach ustroju „społecznej sprawiedliwości”. Komuna była zatem zbrodniczą okupacją (utrwalajmy tę wiedzę do znudzenia, by stała się wiedzą powszechną! Winniśmy to ofiarom i historycznej prawdzie, którą systematycznie starają się zakłamywać nasi sąsiedzi, szukając usprawiedliwienia dla swoich zbrodni w naszych wcześniejszych niegodziwościach, jak np. w zdobyciu przez nas na początku XVII wieku Kremla...). Tylko i wyłącznie niemieckiej napaści na ZSRR „zawdzięczamy” to ponowne odzyskanie „niepodległości”. ZSRR (przy możliwym wsparciu naszych wojsk), przepędzając agresora, siłą rzeczy wyzwalał i ziemie polskie, których nie zamierzał jednak oddawać we władanie Polakom. Spod zbrodniczo złodziejskich wpływów ZSRR uwolniliśmy się dopiero w 1989 roku, a i to nie do końca, bo wpływy i macki wrogich nam służb specjalnych jeszcze długo będą nas nękać, zwodzić i ograbiać z czego tylko okaże się to jeszcze możliwe. I nie defetyzm dyktuje mi te słowa, lecz łatwo rejestrowalna rzeczywistość.

Zatem: nie tak samo, jak komuna, niepotrzebny jest nam zakłamany Kościół, ale z zakłamania zrezygnować powinien, prawo do niego nie przysługuje  bowiem nikomu ani za dotychczasowe zasługi, ani za dobrą wolę czynienia świata coraz lepszym. Kościół miał nie zawsze, ale najczęściej, bardzo dobre intencje, wyciągał pomocną dłoń do potrzebujących, prześladowanych i bezbronnych, co przez tysiąclecia złożyło się na całkiem pokaźną listę zasług. Na sumieniu ma jednak również swoją listę prześladowanych, pochopnie i niesprawiedliwie wyklętych i wymordowanych przy okazji krzyżowych wypraw, nieprzejednanych działań tzw. Świętej Inkwizycji i innych przedsięwzięć, z którymi żaden Bóg z pewnością nie chciałby mieć nic do czynienia.
Z chwalebnych działań Kościoła wolelibyśmy nie rezygnować, niechby trwał nadal, skoro wielu ułatwia pokonywanie podróży życia. Jeśli jednak ułatwia to podróżowanie prawdami wątpliwymi powtarzanymi od tak dawna, że zaczynają funkcjonować na statusie aksjomatów, to pora zaapelować o opamiętanie. Rzeczywistość podpowiada nam zgoła co innego od tego, co uparcie i nieuprawnienie stara się nam wmawiać Kościół i jego uzurpatorska religia. Nie zwykliśmy zastanawiać się nad tym, co mają uwiarygodniać potężne budowle sakralne, pompatyczne i wyniosłe obrzędy (przeciętny katolik bezrefleksyjnie poddaje się automatyzmowi uczestnictwa), dziesiątki świąt, panteony świętych, męczenników etc. etc. To wszystko jest samo w sobie tak enigmatyczne, tak nie znoszące sprzeciwu, tak nietykalne i nakazujące gotowość pokory, że staje się irracjonalnie pociągające. Kto by się przy tej irracjonalnej sile przyciągania zastanawiał nad faktyczną celowością istnienia Kościoła. A przecież od tysiącleci podpiera się on tą niepodważalną nieprawdą, że „nic tak człowieka nie zgubiło jak to, że się urodził!”. Przypatrzmy się uważnie tej bezprecedensowej bzdurze: urodził się i to go zgubiło!
Ta brednia implikuje pewnik, równie absurdalny i nieprawdziwy, o niewątpliwym szczęściu w ogóle nienarodzonych. Skądinąd wiemy, że jest dokładnie odwrotnie. Nie urodziwszy się, nie moglibyśmy doświadczać żadnych uroków zaistnienia w wielce intrygującym świecie materialnym, nie pozbawionym również zagadek metafizycznych, wśród których od zaraz, od natychmiast nękać zaczyna zagadka naszego zaistnienia i naszej pozadoczesności. Samo urodzenie przede wszystkim nobilituje, wyróżnia, stwarza nieograniczone szanse na niewyobrażalne, daje nadzieję na pomyślność a nie skazuje, upadla, wystawia na pośmiewisko, jak odarcie z odzieży w tłumie ubranych ... wierzących. To podkreślenie jest jak najbardziej na miejscu, bo religia chrześcijańska już samą nagość postrzega w kategorii grzechu prawie ciężkiego, a co dopiero cielesny akt dwojga kochających się ludzi, nie służący prokreacji. Aborcji, naturalnie, powinno być jak najmniej, ale czy Kościół obrzydzaniem kultu ciała (kultu jakże zrozumiałego dla bezprecedensowego boskiego majstersztyku!) dopomógł seksualnej kulturze, która aborcję winna wyeliminować? Głoszenie niepokalaności poczęcia Jezusa jest uderzającym przykładem degradacji naturalnych narodzin do upokarzającej nieczystości, ale de facto bzdurą pokazującą jakoby jakiś inny sposób zapoczątkowania życia poza metodą in vitro. Tymczasem nikt nie może omijać żelaznych zasad logiki, nawet Siła Nadprzyrodzona, co obrazuje nam  odpowiedź na znane nam wszystkim pytanie: czy Bóg może stworzyć tak wielki kamień, którego sam nie byłby w stanie udźwignąć? Wszechmocny byłby zaiste w stanie stworzyć kamień każdej wielkości, ale jako wszechmocny byłby również w stanie udźwignąć każdy ciężar. Z tego wynika, że czegoś jednak nie udałoby mu się osiągnąć...

O co więc chodzi z tym całym Kościołem sprawującym władzę w imię Boga, skoro Ten przed stworzeniem nas powinien powstrzymać się do momentu zwiększenia swoich w tej mierze kwalifikacji? No chyba właśnie o to, że rodząc się niedoskonałymi, staliśmy się koniecznością (pomyślałby kto, że niechcianą...) jego zaistnienia. Jeżeli pod groźbą wypędzenia z raju, niezmazywalnego grzechu ciężkiego, potępienia i rychłej śmierci po znikomym względem wieczności życiu, człowiek (Adam, Ewa) nie oparł się pokusie, to nie można pominąć faktu, iż pokusa okazała się o wiele silniejsza od wszelkich psychologicznych mechanizmów zabezpieczających, w które powinien wyposażyć go Stworzyciel. O tym się jednak w ogóle nie mówi. Ważniejsze wydaje się być to, że Kościołowi trafiła się gratka wzięcia człowieka pod swoją obronę. Najpierw jednak musiał uzmysłowić mu ogrom jego przewinienia, dyskretnie unikając postawienia Boga (więc konstruktora dysponującego wszechmocą, który perfidnie albo bezwiednie musiał coś istotnego przegapić) w kręgu podejrzanych. Człowiek miał ugiąć się pod ciężarem swojej winy, miał poczuć się nienaprawialnym grzesznikiem, by Kościół w całym blasku zaczął występować w roli instancji pośredniczącej w przetargu z Bogiem o odzyskanie utraconych łask.
Jak zrealizowano spotęgowanie wiary w Boga niemiłosiernego (skoro potencjał zła coraz to bierze w człowieku górę nad potencjałem dobra), wiemy aż nazbyt dobrze. Bóg – według wiarygodnego aż do przerażenia Kościoła – postanowił wysłać na ziemię swego syna, który po możliwie najgodziwszym życiu został ukrzyżowany za nasze grzechy (tak jakby mogła skutkować moralną odnową winnego odsiadka więzienia przez wolontariusza), złożony w grobie, z którego jednak powstał i wrócił do żywych, egzemplifikując boską wszechmoc cudownym zmartwychwstaniem.
Chociaż te wydarzenia miały miejsce i są historycznie udokumentowane, a przynajmniej stały się niekwestionowaną legendą, do której nie wnosi się już poprawek (wypadałoby odnotować zadziwiający „refleks” Ojców Kościoła opóźniony o kilkadziesiąt lat w stosunku do wydarzeń rozstrzygających o obliczu chrześcijaństwa), to nie od rzeczy będzie uświadomić sobie, jak wielu ludzi daje się jeszcze współcześnie nabierać na pseudowyczyny fizycznie bardzo sprawnych wrestlingowców... Tym niemniej w świadomości człowieka poczciwego miało ukonstytuować się przekonanie o bezprecedensowym boskim miłosierdziu, skoro poświęcił własnego – uczłowieczonego syna, co w konsekwencji miało dawać gwarancję zmartwychwstania pokornej ludzkości, która kiedykolwiek pojawi się na ziemi. Położenie akcentu na owym bezprzykładnym miłosierdziu i wynikającym z niego zysku wyzwolenia się z dotychczasowego potępienia, miało usunąć w cień wszelkie podejrzenia o mistyfikację, która dla człowieka mniej poczciwego, czyli sprawnie posługującego się rozumem, wydawać musiała się bardziej prawdopodobna.

Analizując wydarzenie historyczne zwiastowane przez wieki i poprzedzane pojawianiem się wieszczących Jezusa mesjaszy, popadamy zaiste w osłupienie, w które popadać musieli niegdysiejsi niepoczciwcy, konstatując uczestnictwo w nim Wszechmogącego. Im jednakże w trosce o swoje życie wypadało milczeć i nie zdradzać się z nasuwającymi się pytaniami. My natomiast winniśmy je dzisiaj zadawać w interesie Kościoła, który najwięcej traci zbywając je milczeniem i pogardą dla dociekliwych. Jeżeli zatem wszystkomogący Bóg skonstruował człowieka mogącego być mu nieposłusznym mocą uposażenia psycho-fizycznego, to dlaczego przyszło mu do głowy karać go za to, czemu sam nie zapobiegł? Mimo że sam powinien wypędzić się z raju, stwarzając człowieka zdolnego do największych zbrodni i niegodziwości, Bóg dał mu jeszcze wolną wolę, prowokując piekło na ziemi, któregośmy w konsekwencji doczekali. Jak można, wiedząc że tylko niektórzy potrafią prowadzić samochód, dać prawo jazdy wszystkim? Albo dać wszystkim broń do ręki, wiedząc że tylko niewielu daje gwarancję, że jej nie nadużyje? A Bóg uczynił rzekomo coś o wiele bardziej tragicznego, bo wolną wolą obdarzył  nawet największych troglodytów. W miejsce potępienia tej z gruntu niewiarygodnej postawy Wszechmogącego, która jest zbrodniczą nieroztropnością (antycypowała znacznie mniej wpływowe, Owsiakowe „róbta co chceta!”), epatuje się jego nadprzyrodzoną mądrością. Nikt nie mógł tak dobrze wiedzieć o niedoskonałości ludzkiej natury, jak Stworzyciel,  to po pierwsze, a po drugie: nie ma czegoś takiego jak częściowa wszechmoc, więc naprawienie błędu byłoby drobnostką. Jeżeli Bóg niczego nie skorygował, to albo nie jest wszechmocny, albo nie jest dobry. Będąc wyłącznie dobrym, nie byłby w stanie wysłać swego syna na ziemię, na której dokonywał cudów i epatował dobrocią idącą w parze z podejrzeniem o brak samozachowawczego instynktu. Nie byłby w stanie wyreżyserować spektakularnej drogi krzyżowej, ukrzyżowania i zmartwychwstania. Gdyby jednak był wszechmocnym, to nigdy nie przyszłoby mu do głowy karanie samego siebie za dopuszczenie do upośledzenia człowieka, bo byłaby to niegodna go mistyfikacja przypominająca Muenchhausenowskie próby wyciągnięcia siebie samego z bagna chwyceniem się za włosy. Samobiczowanie siebie, bo Syn i Duch Święty są z nim przecież jednością, dla zjednania sobie człowieka niezawinienie niedoskonałego można by przyrównać do matczynych zabiegów dawania sobie klapsa na oczach wcześniej skrzywdzonego przez nią dziecka.
            Jakkolwiek by ów przypadek nie rozpatrywać, człowiekowi roztropnemu nasuwa się podejrzenie, że Uosobienie Doskonałości na pewno nie mogłoby mieć z nim nic do czynienia. To wszystko wydaje się tak prymitywnie wymyślone, że woła o pomstę... do nieba. Bóg – gdyby istniał lub: był dostatecznie czujny – już dawno uczyniłby cokolwiek dla uwolnienia się z podejrzeń o niegodne go szachrajstwa. Tymczasem ów pokraczny i infantylny wymysł ma od dwóch tysiącleci poświadczać geniusz boskiej wszechmocy i bezprecedensowego miłosierdzia. Oczywistość ograniczoności wyobraźni scenarzystów tej zwodniczej wizji jest tutaj widoczna jak na dłoni.
Jednakże nawet każdy inny wymysł przypisujący Bogu owo spóźnione miłosierdzie, o którym on ani nic nie wie, ani o nie zabiega, musiałby zakończyć się podobnym fiaskiem, skoro odwołuje się do obiecanek prolongowanych do odległej przyszłości. Przy kompletnej bezsile Boga i Kościoła wobec nieustannych triumfów barbarzyństwa, temu ostatniemu nie pozostaje nic innego jak konfabulować w sprawie łaski, której wcześniej czy później doczekamy. W międzyczasie trwać będzie, i to przez następne tysiąclecia, zapewne aż do wygaśnięcia Słońca (jego ożywczej dla życia na ziemi mocy), bulwersujące człowieka, któremu wmawia się boską Opatrzność, barbarzyństwo i wszelkiego autoramentu niesprawiedliwość. Trwanie przy absurdalnej opcji czynienia z Boga wszechmogącego dobroczyńcy, którego wobec tego musi bawić bezsiła bezbronnych, dyskwalifikuje Kościół w oczach człowieka myślącego i w wymiarze elementarnej moralności. Nikomu od dawna i do niczego nie jest potrzebny w ten sposób zakłamany Kościół. Nie nabył on przez swoje chwalebne działania, nawet te charytatywne, dozgonnego prawa głoszenia absurdów, które urągają boskiej i ludzkiej inteligencji.

Nie mogę napisać, że nadeszła pora, by wyrosnąć z Kościoła tak, jak wyrasta się z matki rodzicielki, bo są to słowa Fryderyka Nietzschego, który postulował to już w drugiej połowie XIX wieku. Oddawał więc Kościołowi cześć i szacunek za wszelkie dobro, bez którego świat byłby o wiele uboższy, uznał jednakże jego dalsze wpływy za bardziej szkodliwe niż potrzebne, zwłaszcza wobec przekonania, że religia chrześcijańska jest największym nieporozumieniem w historii ludzkości. Nasze dzisiejsze niezdecydowanie w opowiadaniu się za zdrowym rozsądkiem należałoby więc uznać za szkodliwe kunktatorstwo umożliwiające ewidentne wstecznictwo, które będzie nadal hamowało intelektualny rozwój ludzkości. Nikt nie mógłby być nim bardziej zainteresowany jak właśnie Bóg Stworzyciel, darujący nam wiele potrafiący rozum. Dlaczego Kościół stara się kwestionować oczywistości i wmawia sobie pełnomocnictwa, których nie posiada? Odpowiedź jest, niestety, wielce przygnębiająca. Kościołowi nie opłaca się weryfikować swoich dotychczasowych, uzurpawczych uprawnień. Zbyt wiele utraciłby z tego, co przez tysiąclecia zyskał, bynajmniej nie w sferze istotnego uduchowienia człowieka, lecz w dobrach materialnych. Nie sposób nie zgodzić się z opiniami wielu autorytetów, które niejednokrotnie sugerowały, iż głód na naszym globie można by zlikwidować po wyprzedaży jednej trzeciej majątku Kościoła. Zrzeszając na świecie miliony posiadaczy, którzy nie urabiali sobie rąk, tylko głosili pokupną nieprawdę, Kościół nie jest jednak zainteresowany radykalną pomocą głodującym, raczej wzmacnianiem efektu odboskich pełnomocnictw, nie wzbrania się wszak przed mistyfikacją kolejnych cudów, by te mogły stawać się celem pielgrzymek, czego kolejnym przykładem jest rzekomy cud w Sokółce, gdzie ewidentne szachrajstwo oprawiono dla niepoznaki w monstrancję. Coraz dobitniej należałoby więc dopowiadać, że taki Kościół naprawdę nie jest nam już potrzebny, abstrahując od tego, czy taki Kościół był potrzebny komukolwiek... Uznając zasadność stawianych mu zarzutów i wycofując się z niczym nieuprawnionej apodyktyczności zyskałby więcej niż przekonaniem o nietykalności karawany, której – jak dotąd – nie zaszkodziło najbardziej nawet dokuczliwe szczekanie. Czyż nie jest skandalem, że instytucja uzurpująca sobie prawo pośredniczenia między Bogiem a człowiekiem tak naprawdę wie o tym (rzekomym tylko!) Bogu mniej od przeciętnego człowieka, który uległ zastanowieniu? Kościół się nie zagalopował, nie zacelebrował ani jakoś szczególnie nie zakłamał, bo nigdy wiele więcej nie było jego istotą. Przeciętny katolik nie byłby w stanie zgrabnie wytłumaczyć komukolwiek, co kryje się pod hasłem „ewangelizacja”, i nie będzie miał nigdy pojęcia, że Kościół o potrzebie ekumenizmu dowiadywał się od swego obrazoburcy – Fryderyka Nietzschego. Czy zatem bez utraty (nieprzysługującego mu – przyznajmy) autorytetu uda mu się znaleźć jakieś satysfakcjonujące wyjście. Będzie próbował trwać w niezmienionej postaci, bo inaczej odetnie sobie źródło dostatniej egzystencji. Wszystko wszak może toczyć się jedynie za sprawą hojności parafian, którym nie przyszło jeszcze do głowy, że mogą być zwodzeni.

            Ale tym niemniej: nawet taki Kościół był nam na pewno o wiele bardziej potrzebny od komuny, która potrzebna nie była nam w ogóle. Komunę reprezentowali obcy, których siłą rzeczy musieli wesprzeć Polacy podatni na każdą współpracę, ale i ci z konieczności taktycznie pokorni (innego wyjścia nie było, by móc jakkolwiek oddawać się służbie ojczyźnie). Kościół zaś ludzie najczęściej nieświadomie zindoktrynowani i wyświęceni do głoszenia prawd, które nigdy nie wydawały im się podejrzane. Czy powinniśmy milczeć, widząc ich niekłamane zaangażowanie? Nie, nie milczmy już dłużej, uświadommy im, że ludzkości wystarczy prawdziwa pokora przed niewątpliwą tajemnicą, którą okrywają minione wieki. Przed czymś, co nas przerasta a CO-KTO sprawiło fenomen zaistnienia człowieka w kosmosie. Nikt nie rozstrzygnął jeszcze dylematu pierwszeństwa jajka i kury. Niewykluczone, że COŚ-KTOŚ musiało być tym PIERWSZYM PORUSZYCIELEM. Trzymajmy się tej pociągającej niewiadomej w przekonaniu, że pewne zagadki będą dla nas z czyjejś prewencyjnej premedytacji nierozwiązywalne i że ta premedytacja może być niewyobrażalną łaską, a nie niegodziwością. Kompletna i detaliczna wiedza wszelkich zaszłości oraz niepodważalność rozstrzygnięć teleologii mogłyby okazać się dla nas zabójcze. Mogłyby uniemożliwić radosne i twórcze egzystowanie. Nie ubierajmy niewiadomych w pokupnie wyglądające zakłamanie. NIKT NIC NIE WIE NA PEWNO W SPRAWACH ESCHATOLOGICZNYCH! Zwłaszcza nieprzypadkowo przebiegli w interesownym profetyźmie Ojcowie Kościoła. A przejrzeć na oczy, czyli uwolnić się z pęt Platońskiej jaskini może każdy zdopingowany do samodzielnego myślenia. Kościół niezakłamany ma szansę zyskać prawdziwy szacunek, zwłaszcza gdy uczciwie przyzna, że też nie ma zielonego pojęcia, co było pierwsze: jajko czy kura?

Czy Kościół kiedykolwiek ulegał zawstydzeniu, przyznawał się do nadużyć, zbrodni (zbrodniarzami bywali nawet papieże!)? Nie, to tylko szatan podstępnie zakradał się w jego szeregi, pragnąc go skompromitować. Skąd zatem te moje herezje deprecjonujące instancję mającą za zadanie sprzedawanie nam możliwie najkorzystniejszego pakietu zwiastującego zbawienie? Ano z prostego pytania, którego dziwnym zbiegiem okoliczności nie starano się zadawać: czy można sobie wyobrazić Wszechmocne Uosobienie Doskonałości uczestniczące bez żenady w tym całym przedstawieniu otumaniania człowieka istnieniem Boga Przedziwnego oddalonego o lata świetlne od... prawdziwego miłosierdzia? Ja nie umiem sobie tego wyobrazić i bardzo byłbym rozczarowany, gdyby za tak podejrzaną wstrzemięźliwością dobra stał rzeczywiście jakiś Bóg. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że Bóg Prawdziwy rozwiązałby wszystko o wiele akuratniej, gdzie zatem się podziewa i dlaczego nie stara się czym prędzej naprawić swego nadwyrężonego Kościelną nadgorliwością wizerunku? Wszystko wskazuje na to, że nigdy nie zamierzał ingerować w coś, czemu być może dał początek, czemu nadał impet i co wyposażył we wszystko niezbędne do funkcjonowania na tej ze wszech miar ciekawej planecie.
Czy Kościół należy potępić? Pamiętając, że jest niewzruszoną karawaną – nie ma sensu, ale nie radzącemu sobie z interpretacją świata człowiekowi należy uświadomić raz na zawsze, że nie narodził się na swoją zgubę i nic a nic nie waży na jego życiu to, czego – być może – dopuścił się w metaforycznym raju Adam za poduszczeniem Ewy i węża – zaiste sprytnie wymyślonego szatana. Jeśliby poczuł się niezbyt komfortowo w religii chrześcijańskiej, niech zapozna się z następną i następną, aż do skutku, którym winno być radosne olśnienie z powodu intrygującej mądrością (nie obiecankami trącącymi nierealizowalną życzeniowością) argumentacji. Niech jednocześnie nie zapomina, że każda religia jest tylko mniej lub bardziej udaną interpretacją wyobrażenia sobie relacji między człowiekiem a czymś-kimś, co go przerasta. Tylko interpretacją, w której zbyt często do głosu dochodzi paskudna przebiegłość interpretatora, wietrzącego szansę wypromowania siebie na podziwianego Guru. Nie tylko Kościół Katolicki doczekał się swoich Guru (Nietzsche nazywał ich zaciemniaczami), którym chodzi zawsze o to samo... Najczęściej o przekuwanie niewiedzy w nietykalne dogmaty. Religii i ich odłamów jest zatrzęsienie, a większość z nich odnosi wielowiekowe sukcesy w sprawowaniu rządu dusz, bo człowiek jest z natury ufny i bardzo podatny na dobrze zakamuflowaną manipulację.

            Kościołowi będzie bardzo trudno zrezygnować z czegokolwiek, jednak nie modernizując się i  nie przyjmując nowej formuły funcjonowania doczeka samoistnej dewaluacji głoszonych nieprawd, co zaskutkuje nihilizmem przepowiadanym przez Nietzschego. Przeczuwając jego nieuniknioność, Kościół winien starannie przygotować się do niezbędnych zmian, by nie skończyło się wyłącznie na nihiliźmie biernym, czyli na totalnej dekadencji i upadku wiary jego dotychczasowych wyznawców w cokolwiek. Stosowna mobilizacja stworzyłaby szanse wkroczenia w zbawczy nihilizm czynny, prowadzący do przewartościowania wartości dotychczasowych, co w konsekwencji pozwoliłoby wspiąć się na poziom inaczej nieosiągalny, jak w słynnej skądinąd, psychiatrycznej teorii dezintegracji pozytywnej... Czy Kościół zrozumie kiedykolwiek konieczność zmian? Instytucji tak z gruntu konserwatywnej przyjdzie to bardzo ciężko, ale wiedząc z głoszenia ilu absurdów wycofywał się przez minione wieki, można mieć nadzieję, że nie będzie miał innego wyjścia.
My (parafianie niepotulni, ale i potulni również) winniśmy w każdym bądź razie dotychczasowej formie podtrzymywania w nas w nadziei już podziękować. Ogromna rzesza księży chciała i nadal chce dla nas jak najlepiej – to nie ulega wątpliwości, ale artykułują oni tylko dźwięki nieodstępowalnie perforowanej taśmy swej grającej szafy, którą jest ów zakłamany Kościół. Tymczasem aktualna jest nadal i jedynie pierwotna NIEWIADOMA!! Ta niewiadoma jest jedynym pewnikiem, który nigdy nas nie opuścił, ale został odstawiony do kąta. My znowu przede wszystkim nic nie wiemy odnośnie naszej przyszłości, ale i preegzystencji. Nie wiemy decyzją WIELKIEJ TAJEMNICY, która uznała pewną wiedzę za niepotrzebną w podróży przez życie. I jest wielce prawdopodobne, że nasza domyślność ma bardzo małe szanse zbliżyć się prawdopodobieństwem do PRAWDY JEDYNEJ. Wielka tajemnica jest jednak o wiele lepsza od dowolnych wymysłów. Od wymysłów, które są o wiele gorsze od pokornego milczenia w sprawach, które nie pozwalają się obnażyć z wielkiej życiowej praktyczności.

Po co komu wiedzieć, kiedy umrze? Po co komu wiedzieć, że świat summa summarum jest niewypałem i nieporozumieniem, bo tak też przecież może być w stosunku do założeń niewykluczonego Stworzyciela? Nie lepiej dostrzegać jego wyjątkowość, wierzyć w jego doczesną niepowtarzalność i nie uruchamiać w sobie chytrości na coś więcej? Ojcowie Kościoła nie mieliby co robić pozostawiając człowieka z jego zdrowym rozsądkiem. Od tysiącleci wmawiają mu konieczność przedkładania transcendencji nad rzeczywistość. Stoją niewzruszenie na stanowisku, że nie ma sensu zaglądać do szuflady dla sprawdzenia, czy obiecane złoto w ogóle się w niej znajduje. Nie lepiej – zapytuje Kościół – żyć ze świadomością, że jest tam na pewno, mimo wszelkich znaków na ziemi i niebie, że go tam najpewniej nie ma? Podtrzymywanie tej iluzji pozwala lepiej żyć nie tylko Kościołowi, ale i wielu naiwnym, którzy w przeciwnym razie popadliby – jak sądzi Kościół – w wątpiącą codzienność, odartą z radości i nadziei. Gdyby ich nagle raz zaszczepionej iluzji pozbawić, to zaiste tak, ale gdyby ich w ogóle żadną iluzją nigdy nie kusić, oddawaliby się życiu z naturalnym zainteresowaniem i godną pochwały gorliwością. Rzeczy wątpliwe nie zaprzątałyby im głowy. Nie popadaliby w zadumę oczekiwań na coś więcej, braliby życie takim, jakie ono jest, co nie oznaczałoby braku świadomości niewątpliwej tajemniczości miejsca (czasu i okoliczności), na którym mieli szczęście się znaleźć. Mieliby jednocześnie świadomość, że KTOŚ-COŚ, kto-co ich przerasta, na pewno nie przegapił niczego, bo nie przychodziłoby im do głowy, że poczuciu sprawiedliwości Najwyższego można by cokolwiek zarzucić...

            Nie wiem, czy chociaż po części udało mi się tutaj wybrnąć z owego niczym nieuprawnionego uproszczenia, jakoby zakłamany Kościół był nam tak samo niepotrzebny jak zbrodnicza komuna. Ta nas nigdy do niczego nie przekonała i za nic nie jesteśmy jej wdzięczni, tak jak nie dziękuje się bandycie, że nas ostatecznie jednak nie zamordował (w skali narodu na szczęście daleko nie wszystkich...). Jednak w zastanawiającym kontekście poświęcania się dla wiary, a nawet męczeństwa za nią, stale winniśmy zadawać sobie pytanie w co tak naprawdę wierzymy, by te postawy nie okazywały się czymś o wiele bardziej żenującym od poczciwej nieroztropności. Bo na przykład: czy to rzeczywiście godne naśladownictwa bohaterstwo dać się zastrzelić za niczym niepoparte przekonanie (wynikające wyłącznie ze zrozumiałej życzeniowości), że za horyzontem znajduje się wesołe miasteczko, a nie przepaść albo nicość?
            Komu więc tak naprawdę potrzebne są żałosne przynęty do zbawienia (które najwięcej do czynienia mają z hochsztaplerką), skoro nigdy nie tkwiliśmy w egzystencjalno-eschatologicznej matni (w tej pierwszej wyłącznie przez sąsiedzką krwiożerczość), i czy szatana nie należałoby uznać za protoplastę Baby Jagi używanej do postraszenia niegrzecznych dzieci? Spróbujmy poradzić sobie z nim sami, zwłaszcza że nieraz dla niepoznaki nie tylko przesiaduje na mszy świętej, ale i ją odprawia. Nie czyniłby tego, gdyby Bóg był wszechmocny. On wie o tym już od dawna, a niepoprawnie ufni w Boską Opatrzność, nie dostrzegający nieuczciwości w dogmatach z życzeniowości, za to dopatrujący się bezwzględnie złej woli w ateistach, agnostykach i nawet w umiarkowanych sceptykach, wolą wierzyć w niewiarygodne, wątpliwe i absurdalne. Czy jednak taka wiara – zapytajmy na koniec – czyli wiara w Boga zauważalnie kiepsko wymyślonego, czyli wiara dla wiary, rzeczywiście nobilituje człowieka?
 Berlin, luty 2012

wtorek, 15 maja 2012

Odwaga i strach

Odwaga i strach to dwie sprzeczności, jak dwie strony medalu. Istnieją po to, aby nam uświadomić, jak rozbieżne drogi nam pokazują. Którą z nich przyjmiemy, to taki osągniemy cel.
Człowiek z dużą siłą odwagi potrafi się przeciwstawić całemu tłumowi ludzi, którzy podtrzymują dawne przekonania i wzorce zachowań. Natomiast człowiek z dużym poziomem strachu będzie zawsze szedł z tłumem, gdyż brakuje mu siły, aby iść samemu w swoją stronę.
Odwaga – to przejawianie się treści Rdzenia czyli Stwórcy wszelkiego życia. Brak odwagi – to kierunek oddalania od Stwórcy. Strach jest pędem ku zgubie! Ludzie z nadmiarem strachu zawsze się śpieszą, jakby przed czymś chcieli uciec. Przeważnie są to ludzie młodzi, którzy lubią szybką jazdę samochodem i życie w biegu.
Strach to ucieczka od życia i od samego Stwórcy. Strach przeraża i dlatego człowiek pełny lęków chce uciec od siebie. Stąd szybkość reakcji w sytuacjach stresujących. Przejawia się to brawurowym życiem, które często kończy się tragicznie, gdyż brakuje świadomości postrzegania rzeczywistości.
Strach doprowadza do samobójstwa, nagłego zejścia lub powolnego samozniszczenia ciała. Widziałam dusze samobójców po ich śmierci, jak ciągle uciekały przed siebie, pędziły jak wiatr. One uciekały przed światłem w ciemność! To strach ich popędzał. Takie dusze nie mogą zaznać spokoju.
Natomiast odwaga jest biegunem przeciwnym, gdzie człowiek poszukuje Boga takiego, jakiego sobie pierwotnie wyobraża. Z czasem odnajduje prawdę o sobie i Stwórcy, która go wyzwala z bagażów przeszłości. Człowiek wówczas nabiera coraz więcej odwagi, aby przeciwstawiać się własnym, starym przekonaniom i penetrować przestrzeń wokół siebie w nowym spojrzeniu.
Odwaga jest skutkiem zwiększonej energii w ciele człowieka, dlatego dana istota powiększa swą witalność. Poznaje świat energii drugiej gęstości, gdzie istnieje energetyczne zasilanie ciała fizycznego. Ciało bez energii jest trupem.
Wiedza o drugiej gęstości pozwala zwiększać własną moc poprzez ćwiczenia fizyczne i zdrowe odżywianie. Gdy człowiek czuje w sobie zwiększoną siłę  fizyczną, to wówczas nabiera coraz większej odwagi, aby poznawać nieznane rejony świata wokół niego.
Horyzonty poznawcze wzrastają coraz intensywniej i sięgają kosmosu oraz przeszłej historii ludzkości i kosmicznych przeobrażeń. Człowiek wzrasta nie tylko ciałem, ale i duchem, gdyż jego przestrzeń się poszerza i czuje coraz większe oparcie w mocy swego ducha.
Zdobywa wiedzę o sobie i świecie, która kieruje go do samego Źródła. Ten kierunek drogi życia wzmacnia odwagę i pozwala penetrować coraz większe obszary kosmosu. Wzrasta ciekawość i inteligencja poszukiwań oraz energia i moc twórcza.
Taki człowiek czuje bliskość Stwórcy i nabiera Jego cech stwórczych. Staje się twórcą na wzór Boga, gdyż ta cecha jest  nam dana od urodzenia.
Odwaga niszczy po drodze wszystkie stare schematy myślenia i  życia, a na to miejsce wprowadza nowe paradygmaty syntetycznego kojarzenia faktów.  Człowieka odważnego już nie interesuje analiza poszczególnych części składowych systemu w którym żyje, lecz wszystkie części łączy w jedność.
Analiza - zawsze prowadzi do rozpadu na części. Jest to system destrukcji jedności. W człowieku kończy się to samozniszczeniem ciała i śmiercią.
Synteza – buduje nowe życie i odkrywa jego największe tajemnice. Łączy wszystkie części w jedno, aby zobaczyć całość. Z tego wynika wielka mądrość i potężna odwaga, gdyż wiara przemienia się w wiedzę.
To, czego nie wiemy, to się tego boimy. Natomiast to, co znamy daje nam siłę i odwagę doświadczać coraz więcej. Odwaga prowadzi do wzrostu, natomiast strach  do zniszczenia.
Rok 2012 będzie szczególnym rokiem w przebudowie starych paradygmatów na nowe, oparte na nowej nauce jaką jest hiperfizyka. Ludzkość musi się przebudzić ze strachu do nowego życia, którego istotą będzie doświadczenie i ogląd  naukowy.
W ostatnim czasie dwie planety w naszej Galaktyce: Landra i Partos, przeszły wzniesienie  do wyższej świadomości. Był to proces krótkotrwały, podobny do śmierci, gdzie nastąpił wgląd w duszę i ogromne, radosne przebudzenie. Wybuch radości, jak podają media spowodował, że planeta zadrżała.
Takie wzniesienie czeka naszą ziemię w bliskiej przyszłości, gdyż czas transformacji się zbliża. Nie możemy jako ludzkość żyć dłużej w niszczącym strachu, gdyż cała Galaktyka podnosi wibracje i my musimy jej dorównać. Nie możemy zostać jako planeta destrukcji, gdyż Fala Światła 2012 zlikwiduje strach i wprowadzi światło.
Te wspaniałe przemiany są nadzieją na nowe, lepsze czasy, gdzie ludzie poznają prawdę o sobie i Stwórcy. Odwaga będzie wzrastać wraz z poszerzeniem świadomości. Zniknie niszczący strach i ucieczka przed nieznanym, a nastąpi radość istnienia z poznawania świata.
Polecam otwierające ćwiczenie na wzmocnienie odwagi:
Połącz palce prawej ręki i uderzaj  nimi w czakrę grasicy (punkt między czakrą serca a gardłem) siedem razy. Po każdym mocnym uderzeniu wyciągaj rękę prawą w górę, wypowiadając w sylabach słowo: od-wa-ga. Lewą rękę trzymaj na splocie słonecznym. Postawa musi być wyprostowana. Ćwiczenie można wykonywać codziennie rano lub w sytuacjach stresujących.

poniedziałek, 14 maja 2012

Jak usunąć stres i napięcia z ciała i umysłu w ciągu 10 minut - technika relaksacji autogennej

To szaleństwo wierzyć, że będziemy mieli życie całkowicie wolne od stresu.  Jedyną skuteczną rzeczą, którą możesz zrobić, żeby ustrzec się od skutków stresu, jest  regularne praktykowanie różnych form relaksacji ciała oraz odprężenia mentalnego. Jedną z takich skutecznych form relaksacji jest trening autogenny.
Autogenia
  Autogenia jest niemal automatycznym likwidatorem stresu. Kiedy już nauczysz się tych prostych ćwiczeń, będziesz mógł uwolnić się od stresu i wprowadzić umysł i ciało na powrót w stan harmonii. Zaledwie 7 do 10 minut codziennego ćwiczenia tych podstawowych technik prędzej czy później przyniesie spodziewany efekt. Jest to jakby psychologiczna gimnastyka,  służąca utrzymaniu zdrowej psychiki.  Pomaga w każdej dziedzinie życia, od sportu po biznes. Kiedy już raz nauczysz się tego sposobu relaksacji, będziesz mógł korzystać z tego przez całe życie.
Jak trenować relaksację autogenną? Instruktaż krok po kroku skróconej wersji treningu autogennego
1 Krok pierwszy. Wybierz do ćwiczeń spokojne miejsce, gdzie nie będzie ci nikt przeszkadzał.  Przyjmij pozycję półleżącą na fotelu lub leżącą na kanapie. Na początku najlepiej zaczynać na fotelu, gdyż pozycja leżąca dla niewprawionych może spowodować zaśnięcie.
2. Krok drugi - rozgrzewka
Wyobraź sobie, że zakładasz na twarz "maskę rozluźniającą".  Ta uspokajająca maska rozluźnia wszystkie mięśnie twojej twarzy.  Zacznij delikatnie oddychać brzuchem, tj. robić wdechy bez żadnego wysiłku. Wydech rób dwa razy dłużej niż wdech.
3. Krok trzeci - uspokajanie serca
Teraz poczuj lekkie uczucie ciepła w klatce piersiowej i powtarzaj w myślach lub szeptem:
"Moja klatka piersiowa odczuwa przyjemne ciepło" (3 razy)
"Moje tętno jest spokojne i równe" (3 razy)
"Odczuwam spokój" (3 razy)
4. Krok czwarty - oddychanie
Powtarzaj teraz następujące sugestie:
"Moje ręce i nogi stają się bezwładne, ciężkie i ciepłe" (3 razy)
"Moje ręce i nogi są całkowicie ciężkie i ciepłe" ( 3x)
"Mój oddech jest spokojny i równy" (6-8 razy)
"Mój oddech jest bardzo równy" (1 raz)
Wykonuj to ćwiczenie przez kilka minut.
5. Krok piąty - żołądek
Ćwiczenie to ma pomóc ci w wywołaniu przyjemnego uczucia ciepła w splocie słonecznym - punkcie powyżej pasa i poniżej żeber.
Powtarzaj w myślach lub szeptem sugestie:
"Mój żołądek robi się miękki i ciepły" (6-8 razy)
"Czuję się całkowicie spokojny" (1x)
6. Krok szósty - zimne czoło
Ćwiczenie to pozwala na wywołaniu uczucia chłodu na czole.
"Moje czoło jest przyjemnie chłodne" (6-8 razy)

Powyższe ćwiczenia możesz wykonywać wszystkie razem w ciągu jednej sesji lub możesz podzielić tak, że na jedną sesję wybierasz tylko pojedynczy krok. Dobrze jest ćwiczyć od jednego do trzech razy dziennie przez 10 minut.  Możesz również podzielić sobie ćwiczenia na okresy 1-2 tygodniowe, przeznaczając jeden taki okres na jeden konkretny krok z instrukcji powyżej.  Ćwicz tak długo, aż będziesz potrafił wywołać w sobie uczucie ciepła oraz uczucie ciężkości.

7. Krok siódmy - podsumowanie
Jak już wyćwiczysz poszczególne etapy, wystarczy, że potem wypowiesz poniższą formułę 2-4 razy i natychmiast osiągniesz przyjemny, spokojny, wolny od stresu stan autogeniczny.
"Moje ręce i nogi są ciężkie i ciepłe.
Moje tętno i oddychanie są spokojne i równe.
Mój żołądek jest miękki i ciepły,  a moje czoło chłodne.
Odczuwam spokój."
Wcześniejsze kroki możesz ćwiczyć osobno, zanim przejdziesz do formuły skróconej. Możesz na jedną dziesięciominutową sesję wybrać tylko jeden krok i powtarzać go przez kolejne dni, aż do uzyskania najlepszego rezultatu, a potem przejdziesz do kolejnego kroku. Nauka treningu autogennego trwa ok. 42 dni. Osiągasz wtedy bardzo wysoką umiejętność relaksacji. Jednak ćwicząc poszczególne etapy, które są podane wyżej, możesz osiągnąć dobry rezultat już po kilku dniach.

sobota, 12 maja 2012

Wzrost świadomości istoty

Nie da się ukryć, że każdy człowiek ma inny poziom świadomości. Zależy to od jego osobistego wkladu na kształcenie umysłu. Sama wiedza nie zawsze podnosi świadomość jednostki. Potrzebne jest zrozumienie tego, co się już wie.
Świadomość w człowieku jest tym, co odróżnia go od świata zwierząt i roślin. Niektóre domowe zwierzęta nabierają cech ludzkiej świadomości poprzez bezpośredni kontakt z domownikami. Tym samym wzrastają, aby wznieść się na wyższy poziom drabiny ewolucyjnej.
Poziomy świadomości ludzi są bardzo różne. I dlatego jest niezwykle trudno o wzajemne zrozumienie, gdyż każdy nadaje na innej fali. Stąd rodzą się konflikty i odrzucenie inności, gdy nie ma porozumienia.
Robert Wyszyński, wysokiej klasy prawnik mający doświadczenie z ludźmi, podzielił poziomy rozumienia na kilka grup, które odpowiadają poszczególnym etapom świadomości ludzi.
Na najniższym  poziomie znajduje się walka jako pierwotna sztuka przetrwania (walcz albo uciekaj). Na jej bazie zbudowane są wszystkie mięśnie ciała  i system nerwowy, odpowiadające za atak i obronę. Ideą tego poziomu jest filozofia braku, gdzie trzeba walczyć o przetrwanie. Zabrać tym, co mają, aby samemu się pożywić.
Człowiek na  najniższym poziomie świadomości potrzebuje walki, aby cokolwiek zdobyć dla siebie. Nie liczy się tu drugi człowiek, a własne ego, które należy nakarmić. Najgorsze jest to, że ludzie polityki stosują ten pułap świadomości, aby rządzić innymi o wyższym poziomie. Ten absurd musi ulec zmianie, gdyż nigdzie w kosmosie nie ma takiej społeczności, aby „ głupcy rządzili mądrymi”.
Młodzi ludzie lubią walczyć i zdobywać siłą to, czego pragną. Przeważnie jest to pierwszy efekt walki w rodzinie o wpływy, gdzie dzieci wychodzą na plan pierwszy i podporządkowują sobie całą rodzinę. Te chore zasady  są spowodowane totalnym brakiem świadomości!
W ten sposób młodzi, walczący ludzie nie chcą się uczyć ,aby podnosić swoją świadomość, gdyż wszystko chcą zdobywać siłą. Tylko nauka i konkretna wiedza jest zdolna podnieść poziom świadomości jednostki. Bez tego człowiek żyje  na poziomie bardziej zwierzęcym  niż ludzkim. Kieruje się tylko instynktem przetrwania.
Drugi poziom to – kontrola. Do tej pory jako ziemianie byliśmy pod całkowitą kontrolą obcego systemu zarządzania ziemią. My jako owieczki, a oni jako nasi pasterze! Niestety, taki system kontrolny musiał zaistnieć, aby ujarzmić walczące o byt zwierzę w postaci pierwotnego zachowania człowieka.
Ten świat dalej istnieje, ale już ulega rozsypce, gdyż świadomość poszczególnych ludzi wzniosła się na wyższy poziom. Kontrola to świat  religii, sekt i światowej polityki, oparty na totalnej kontroli i podporządkowaniu wiernych wyznawców kościoła czy partii politycznej.
Człowiek nieświadomie służył obcej cywilizacji, tzw.: jaszczurom z Oriona, którzy do dziś sterują systemem naszych przekonań. Świadomy człowiek zaczyna to już dostrzegać i dlatego ten poziom świadomości musi odejść, aby mógł zastąpić go inny system sterowania matrixem.
Trzeci rodzaj świadomości globalnej jako - kompromis zaczyna pojawiać się  wśród mądrzejszych ludzi nauki i polityki, którzy dostrzegają światową manipulację wrogiej nam cywilizacji. Najwyższy czas zweryfikować  swoje zasady życia i przyjrzeć się dawnym przekonaniom, które nie mają nic wspólnego z oczywistą prawdą.
W ten sposób jesteśmy podłączeni pod materialny matrix, gdzie rządzą stare paradygmaty  strachu związane z filozofią braków i ograniczeń. To świat iluzji, gdyż wszystkiego jest pod dostatkiem i nie ma potrzeby o nic walczyć. Wystarczy wznieść swoją świadomość na wyższy szczebel rozwoju.
Czwarty poziom świadomości materialnego matrixu to etap – porozumienia (win – win). To system pracy w Network Marketing, gdzie wzajemna pomoc i przejrzystość dochodów niwelują walkę o byt. Znoszony jest częściowo system niewolnictwa, a wprowadzane jest na to miejsce partnerstwo w biznesie.
Poziomy świadomości od 1 – 4  są oparte  na systemie przekonań, że wszystkiego jest brak, gdzie istnieje niewolnik zasilany przez zewnętrzną energię ze środowiska i pan, dla którego pracuje i winien mu posłuszeństwo oraz oddawanie czci!
Pobór energii na tych niskich poziomach świadomości  pochodzi z zewnątrz, czyli z pożywienia, z oddechu oraz od innych jednostek. Widać to po ludziach, którzy zjadają potworne ilości pożywienia, aby funkcjonować. Otyłość jest wynikiem braku zasilania wewnętrznego.
Im wyższa świadomość,  tym istota potrzebuje mniej zasilania zewnętrznego, a więc mniej je pokarmów ziemskich. I tym samym ludzie o niskiej świadomości potrzebują ogromnej ilości pokarmów, aby mieć siłę do życia.
Na poziomie piątym w tej klasyfikacji jest – wspólnota celów, oparta na wzajemnej miłości, tolerancji i duchowym prowadzeniu. Kurs Cudów jest światowym podręcznikiem wyprowadzającym ludzi z materialnego matrixu do duchowego istnienia.
Kurs Cudów burzy stare paradygmaty i cały system fałszywych przekonań, aby być wolnym od zewnętrznego zniewolenia i kontroli. Kurs Cudów daje doświadczenie połączenia z wewnętrzną mocą energii duchowej i podnosi świadomość istoty na wyższy poziom.
Doświadczenie połączenia z wewnętrzną mocą energii jest konieczne na tym etapie, aby zamienić swoją siłę na MOC. Przejście z jednego matrixu na drugi zazwyczaj jest związane z depresją, inaczej „ ciemna noc duszy” u świętych, która przełącza człowieka  z jednego matrixu na drugi.
W roku 2011 i 2012 miały miejsca zbiorowe odcięcia dawnych programów starego matrixa  i niewielka część ludzi została przełączona na nową świadomość, a  reszta będzie żyć na jałowym biegu, który trzyma ich w zawieszeniu między matrixami. Ogólnie wzrasta ilość ludzi ze stanami depresyjnymi i psychicznymi schorzeniami, gdyż nie mogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Leczenie tych istot na nic się nie zda, gdyż przytępi ich umysł psychotropami, zamiast poszerzać ich świadomość. Potrzebne jest wzniesienie świadomości jednostki na wyższy poziom, a nie leczenie stanów depresyjnych. Każdy musi zrozumieć swoją sytuację i poszukać z niej wyjścia. Jedynym lekarstwem na depresję jest wzniesienie własnej świadomości.
Dawid R. Hawkins w swej książce pt.: „Siła czy Moc”, opisuje wszystkie etapy i poziomy świadomości, od najniższej do najwyższej.  Warto sięgnąć po tę ciekawą lekturę, aby móc rozpoznać siebie  i swoje miejsce w poziomach świadomości.
Wzniesienie świadomości jest możliwe poprzez współczucie i współodczuwanie, które wypływa z otwartej czakry grasicy jako świadomość Chrystusowa. Współczucie integruje dotychczasowe matrixowe przeciwieństwa, przemieniając światło i ciemność w miłość.
Grasica jest gruczołem wzrostu fizycznego ciała wieku dziecięcego i jej funkcja powinna się przestawić  w wieku dorosłym na wzrost duchowy. Zazwyczaj grasica jest w zastoju u dorosłych ludzi, gdyż po okresie wzrostu ciała, zdaniem lekarzy, ta funkcja jest zbyteczna!
Cóż za absurd, aby coś tak ważnego nie było dostrzegane! Czakra grasicy jest pomiędzy sercem a gardłem i wymusza nasz rozwój. Jeśli człowiek opiera się naturalnym procesom rozwoju świadomości, to napotyka na choroby, które są związane z blokadą czakry grasicy. Są to: infekcje, helikobakter, lamblia,  niewydolność nerek, choroby narządów rozrodczych, jak rak prostaty czy macicy, oraz bóle karku.
Osobiście przez kilka lat bardzo mocno cierpiałam na bóle karku i infekcje grypowe, kiedy nie rozumiałam, że trzeba wyjść z poziomu religijnej kontroli umysłu. Kiedy to puściłam i poznałam Kurs Cudów, wszystkie bóle odeszły. Doznałam wewnętrznej mocy Źródła, jaką jest  potężna energia, która mną wstrząsnęła. Siłę zewnętrzną zamieniłam na MOC. Od tej pory  wszystkiego mam pod dostatkiem. Problem braków zniknął bezpowrotnie!
Na szóstym poziomie jest – jedność z własną Jaźnią i kontakt z wewnętrznym przewodnikiem, który uczy nowej świadomości i podaje nowe skrypty postępowania dla człowieka duchowego. Poziom 5 – 6 jest podłączeniem do matrixu duchowego, gdzie przekracza się strefy bezpieczeństwa materialnego, a istota poddaje się prowadzeniu wewnętrznej przestrzeni. Wibracja miłości jest przewodnictwem.
Mamy tu już do czynienia  z człowiekiem twórczym, gdzie wewnętrzna moc objawia się poprzez jednostkę w świecie materii. Nie istnieje już dualność dobra i zła, lecz wypływająca z wnętrza moc twórcza, która przemienia świat w nowe wartości i wyższą świadomość. Wszystkiego jest dość.
Człowiek na tym poziomie coraz mniej je, ale za to posiada wyjątkową moc, pochodzącą od samego Źródła istnienia. Czuje się przez to bezpieczny i wolny. Ma wszystko, co mu potrzebne do życia i z łatwością to zdobywa.
Świadomość jest wartością największą, dlatego ludzie o wysokim  statusie materialnym przeważnie mają najniższą świadomość. Natomiast istoty o wysokim poziomie świadomości, jak Wniebowstąpieni Mistrzowie,  nigdy nie dbali o dobra materialne. Ludzie o niskim poziomie świadomości nie są w stanie rozwijać umysłu, gdyż odrzucają wszelką wiedzę o sobie.
Natomiast ludzie o wysokim poziomie świadomości  z łatwością osiągają wiedzę objawioną, którą mogą się dzielić z innymi. Takim człowiekiem był Jezus  czy Budda, którzy poruszyli świat i wznieśli świadomość ludzkości na wyższy jej poziom. Obecnie świat potrzebuje więcej takich istot o wysokim poziomie świadomości, aby nastąpiło spokojne przebudzenie ludzi w czasie transformacji.


Świadomość w człowieku jest tym, co odróżnia go od świata zwierząt i roślin. Niektóre domowe zwierzęta nabierają cech ludzkiej świadomości poprzez bezpośredni kontakt z domownikami. Tym samym wzrastają, aby wznieść się na wyższy poziom drabiny ewolucyjnej.
Poziomy świadomości ludzi są bardzo różne. I dlatego jest niezwykle trudno o wzajemne zrozumienie, gdyż każdy nadaje na innej fali. Stąd rodzą się konflikty i odrzucenie inności, gdy nie ma porozumienia.
Robert Wyszyński, wysokiej klasy prawnik mający doświadczenie z ludźmi, podzielił poziomy rozumienia na kilka grup, które odpowiadają poszczególnym etapom świadomości ludzi.
Na najniższym  poziomie znajduje się walka jako pierwotna sztuka przetrwania (walcz albo uciekaj). Na jej bazie zbudowane są wszystkie mięśnie ciała  i system nerwowy, odpowiadające za atak i obronę. Ideą tego poziomu jest filozofia braku, gdzie trzeba walczyć o przetrwanie. Zabrać tym, co mają, aby samemu się pożywić.
Człowiek na  najniższym poziomie świadomości potrzebuje walki, aby cokolwiek zdobyć dla siebie. Nie liczy się tu drugi człowiek, a własne ego, które należy nakarmić. Najgorsze jest to, że ludzie polityki stosują ten pułap świadomości, aby rządzić innymi o wyższym poziomie. Ten absurd musi ulec zmianie, gdyż nigdzie w kosmosie nie ma takiej społeczności, aby „ głupcy rządzili mądrymi”.
Młodzi ludzie lubią walczyć i zdobywać siłą to, czego pragną. Przeważnie jest to pierwszy efekt walki w rodzinie o wpływy, gdzie dzieci wychodzą na plan pierwszy i podporządkowują sobie całą rodzinę. Te chore zasady  są spowodowane totalnym brakiem świadomości!
W ten sposób młodzi, walczący ludzie nie chcą się uczyć ,aby podnosić swoją świadomość, gdyż wszystko chcą zdobywać siłą. Tylko nauka i konkretna wiedza jest zdolna podnieść poziom świadomości jednostki. Bez tego człowiek żyje  na poziomie bardziej zwierzęcym  niż ludzkim. Kieruje się tylko instynktem przetrwania.
Drugi poziom to – kontrola. Do tej pory jako ziemianie byliśmy pod całkowitą kontrolą obcego systemu zarządzania ziemią. My jako owieczki, a oni jako nasi pasterze! Niestety, taki system kontrolny musiał zaistnieć, aby ujarzmić walczące o byt zwierzę w postaci pierwotnego zachowania człowieka.
Ten świat dalej istnieje, ale już ulega rozsypce, gdyż świadomość poszczególnych ludzi wzniosła się na wyższy poziom. Kontrola to świat  religii, sekt i światowej polityki, oparty na totalnej kontroli i podporządkowaniu wiernych wyznawców kościoła czy partii politycznej.
Człowiek nieświadomie służył obcej cywilizacji, tzw.: jaszczurom z Oriona, którzy do dziś sterują systemem naszych przekonań. Świadomy człowiek zaczyna to już dostrzegać i dlatego ten poziom świadomości musi odejść, aby mógł zastąpić go inny system sterowania matrixem.
Trzeci rodzaj świadomości globalnej jako - kompromis zaczyna pojawiać się  wśród mądrzejszych ludzi nauki i polityki, którzy dostrzegają światową manipulację wrogiej nam cywilizacji. Najwyższy czas zweryfikować  swoje zasady życia i przyjrzeć się dawnym przekonaniom, które nie mają nic wspólnego z oczywistą prawdą.
W ten sposób jesteśmy podłączeni pod materialny matrix, gdzie rządzą stare paradygmaty  strachu związane z filozofią braków i ograniczeń. To świat iluzji, gdyż wszystkiego jest pod dostatkiem i nie ma potrzeby o nic walczyć. Wystarczy wznieść swoją świadomość na wyższy szczebel rozwoju.
Czwarty poziom świadomości materialnego matrixu to etap – porozumienia (win – win). To system pracy w Network Marketing, gdzie wzajemna pomoc i przejrzystość dochodów niwelują walkę o byt. Znoszony jest częściowo system niewolnictwa, a wprowadzane jest na to miejsce partnerstwo w biznesie.
Poziomy świadomości od 1 – 4  są oparte  na systemie przekonań, że wszystkiego jest brak, gdzie istnieje niewolnik zasilany przez zewnętrzną energię ze środowiska i pan, dla którego pracuje i winien mu posłuszeństwo oraz oddawanie czci!
Pobór energii na tych niskich poziomach świadomości  pochodzi z zewnątrz, czyli z pożywienia, z oddechu oraz od innych jednostek. Widać to po ludziach, którzy zjadają potworne ilości pożywienia, aby funkcjonować. Otyłość jest wynikiem braku zasilania wewnętrznego.
Im wyższa świadomość,  tym istota potrzebuje mniej zasilania zewnętrznego, a więc mniej je pokarmów ziemskich. I tym samym ludzie o niskiej świadomości potrzebują ogromnej ilości pokarmów, aby mieć siłę do życia.
Na poziomie piątym w tej klasyfikacji jest – wspólnota celów, oparta na wzajemnej miłości, tolerancji i duchowym prowadzeniu. Kurs Cudów jest światowym podręcznikiem wyprowadzającym ludzi z materialnego matrixu do duchowego istnienia.
Kurs Cudów burzy stare paradygmaty i cały system fałszywych przekonań, aby być wolnym od zewnętrznego zniewolenia i kontroli. Kurs Cudów daje doświadczenie połączenia z wewnętrzną mocą energii duchowej i podnosi świadomość istoty na wyższy poziom.
Doświadczenie połączenia z wewnętrzną mocą energii jest konieczne na tym etapie, aby zamienić swoją siłę na MOC. Przejście z jednego matrixu na drugi zazwyczaj jest związane z depresją, inaczej „ ciemna noc duszy” u świętych, która przełącza człowieka  z jednego matrixu na drugi.
W roku 2011 i 2012 miały miejsca zbiorowe odcięcia dawnych programów starego matrixa  i niewielka część ludzi została przełączona na nową świadomość, a  reszta będzie żyć na jałowym biegu, który trzyma ich w zawieszeniu między matrixami. Ogólnie wzrasta ilość ludzi ze stanami depresyjnymi i psychicznymi schorzeniami, gdyż nie mogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Leczenie tych istot na nic się nie zda, gdyż przytępi ich umysł psychotropami, zamiast poszerzać ich świadomość. Potrzebne jest wzniesienie świadomości jednostki na wyższy poziom, a nie leczenie stanów depresyjnych. Każdy musi zrozumieć swoją sytuację i poszukać z niej wyjścia. Jedynym lekarstwem na depresję jest wzniesienie własnej świadomości.
Dawid R. Hawkins w swej książce pt.: „Siła czy Moc”, opisuje wszystkie etapy i poziomy świadomości, od najniższej do najwyższej.  Warto sięgnąć po tę ciekawą lekturę, aby móc rozpoznać siebie  i swoje miejsce w poziomach świadomości.
Wzniesienie świadomości jest możliwe poprzez współczucie i współodczuwanie, które wypływa z otwartej czakry grasicy jako świadomość Chrystusowa. Współczucie integruje dotychczasowe matrixowe przeciwieństwa, przemieniając światło i ciemność w miłość.
Grasica jest gruczołem wzrostu fizycznego ciała wieku dziecięcego i jej funkcja powinna się przestawić  w wieku dorosłym na wzrost duchowy. Zazwyczaj grasica jest w zastoju u dorosłych ludzi, gdyż po okresie wzrostu ciała, zdaniem lekarzy, ta funkcja jest zbyteczna!
Cóż za absurd, aby coś tak ważnego nie było dostrzegane! Czakra grasicy jest pomiędzy sercem a gardłem i wymusza nasz rozwój. Jeśli człowiek opiera się naturalnym procesom rozwoju świadomości, to napotyka na choroby, które są związane z blokadą czakry grasicy. Są to: infekcje, helikobakter, lamblia,  niewydolność nerek, choroby narządów rozrodczych, jak rak prostaty czy macicy, oraz bóle karku.
Osobiście przez kilka lat bardzo mocno cierpiałam na bóle karku i infekcje grypowe, kiedy nie rozumiałam, że trzeba wyjść z poziomu religijnej kontroli umysłu. Kiedy to puściłam i poznałam Kurs Cudów, wszystkie bóle odeszły. Doznałam wewnętrznej mocy Źródła, jaką jest  potężna energia, która mną wstrząsnęła. Siłę zewnętrzną zamieniłam na MOC. Od tej pory  wszystkiego mam pod dostatkiem. Problem braków zniknął bezpowrotnie!
Na szóstym poziomie jest – jedność z własną Jaźnią i kontakt z wewnętrznym przewodnikiem, który uczy nowej świadomości i podaje nowe skrypty postępowania dla człowieka duchowego. Poziom 5 – 6 jest podłączeniem do matrixu duchowego, gdzie przekracza się strefy bezpieczeństwa materialnego, a istota poddaje się prowadzeniu wewnętrznej przestrzeni. Wibracja miłości jest przewodnictwem.
Mamy tu już do czynienia  z człowiekiem twórczym, gdzie wewnętrzna moc objawia się poprzez jednostkę w świecie materii. Nie istnieje już dualność dobra i zła, lecz wypływająca z wnętrza moc twórcza, która przemienia świat w nowe wartości i wyższą świadomość. Wszystkiego jest dość.
Człowiek na tym poziomie coraz mniej je, ale za to posiada wyjątkową moc, pochodzącą od samego Źródła istnienia. Czuje się przez to bezpieczny i wolny. Ma wszystko, co mu potrzebne do życia i z łatwością to zdobywa.
Świadomość jest wartością największą, dlatego ludzie o wysokim  statusie materialnym przeważnie mają najniższą świadomość. Natomiast istoty o wysokim poziomie świadomości, jak Wniebowstąpieni Mistrzowie,  nigdy nie dbali o dobra materialne. Ludzie o niskim poziomie świadomości nie są w stanie rozwijać umysłu, gdyż odrzucają wszelką wiedzę o sobie.
Natomiast ludzie o wysokim poziomie świadomości  z łatwością osiągają wiedzę objawioną, którą mogą się dzielić z innymi. Takim człowiekiem był Jezus  czy Budda, którzy poruszyli świat i wznieśli świadomość ludzkości na wyższy jej poziom. Obecnie świat potrzebuje więcej takich istot o wysokim poziomie świadomości, aby nastąpiło spokojne przebudzenie ludzi w czasie transformacji.

poniedziałek, 7 maja 2012

Koniec cywilizacji 2012 roku - proroctwo Georga Orwella

Przerażenie katastrofą roku 2012 narasta. Nostradamus, Majowie i wielu innych jasnowidzących już przesądziło – koniec świata jest bliski. Co będzie potem? Czym zakończy się ten dramat ludzkości? Tego prorocy nie wyjaśniają.
Zapowiadają potop, ogień i trzęsienia ziemi. Według niektórych zostanie garstka ludzi, według innych na ziemi nie zostanie nikt. Proroctwa pomagają dyscyplinować niesforne dzieciaki, znakomicie uzupełniają program towarzyskich spotkań i przyjemnie wydłużają kawowe przerwy w pracy. W Polsce najpopularniejszą przepowiednią jest osadzone głęboko w religii mistyczne proroctwo Królowej Saby:

Antychryst wielką władzę będzie miał nad ludźmi, mieć będzie i do grzechu skutecznie namawiać, więc Bóg ześle swoich wysłańców, którzy wejdą między lud i prawowitą wiarę głosić i rozpowszechniać będą. I gdy się ludzie nawrócą, gdy wejdą na drogę cnoty i chwały, wtedy zbliży się dzień ostateczny. Dzień ten strasznym będzie dla wszech stworzenia, wtedy powstaną istoty z ziemi, ognia i wody. 

Przywołane proroctwo jest jednym z wielu, które wpisały się w dwutysięczną historię Kościoła. Doszukiwanie się obecności Antychrysta trwa od setek lat. Nie wiadomo czy był nim Neron, Napoleon, Hitler, a może Stalin? Czy biblijnym Armagedonem była II wojna światowa? Czy zapowiadany koniec świata, podczas którego zginęły miliony, ludzi już nastąpił?
Czy trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i fale tsunami są odkryciem XXI wieku? 65-tysięcy lat temu życie wymarło w 98%. Dla dominujących na ziemi 150 mln lat dinozaurów, koniec świata nastąpił już dawno.
Czy zatem Armagedon jest zjawiskiem powtarzalnym? Czy świat zmierza do kolejnej nieuchronnej katastrofy? Jedno jest pewne. Przytoczone szokujące przepowiednie, póki co są jedynie sensacyjnym przypuszczeniem. Są motywem mobilizującym do intensywniejszej wiary. Dla innych uzasadnieniem ponoszenia ogromnych wydatków pod pretekstem zabezpieczania się przed “wielkim końcem”. Drążenia tuneli w skałach, sprzedaży rezerwacji na oferowaną szansę bezpiecznego życia. To przepustki do współczesnej Arki Noego.
Wśród wszystkich publikowanych szeroko proroctw jest jednak jedno, które nie jest niesprawdzoną wizją, a zaczyna się sprawdzać. Przerażające proroctwo Georga Orwella mówiące o końcu wolnej cywilizacji.
Orwell, a właściwie Eric Arthur Blair, urodził się 25 czerwca 1903 w Motihari w Bengalu. Zmarł 21 stycznia 1950 roku. Angielski pisarz i publicysta. Ten pomywacz, zbieracz chmielu, żebrak, hodowca kur i policjant współpracował z wieloma czasopismami nieustannie podróżując swoim motocyklem Royal Enfield 350. Ranny w wojnie domowej w Hiszpanii. Napisał słynny „Folwark zwierzęcy”, zakazaną w czasach komunizmu książkę, w której opisał porównując ludzi do zwierząt, że demokracja jest fikcją.
Jego sprawdzające się proroctwo, to totalna inwigilacja, ubezwłasnowolnienie jednostki, a w końcu jego przemiana w podporządkowanego „cyborga”, któremu wolno tylko tyle, na ile zachłanna władza mu pozwoli. Koniec cywilizacji jest okresem masowej kontroli myśli, miejsca przebywania obywateli, korespondencji, stanu konta bankowego, wyznawanych poglądów. Czy przepowiednia Orwella się urzeczywistnia?

W maju tego roku naukowcy oficjalnie przyznali się, że opracowali unikalny system, który daje możliwość zrozumienia, co człowiek myśli. Michael Greytsius z Uniwersytetu Stanford wykorzystał rezonans magnetyczny, aby ustalić plan aktywności mózgu związany z różnymi stanami psychicznymi. Tajne służby eksperymentują na ludzkim mózgu od lat. Tyle, że nie chwalą się swoimi „osiągnięciami”. Nie przyznały się, że dysponują militarną technologią, „dzięki której” ugodzona pociskiem osoba „powraca do życia” z nową, spreparowaną pamięcią. Mózgi ludzkie zostają sprzężone z komputerami, a w ciała wszczepione zostaną miliony nanobotów, których zadaniem jest „naprawianie” coraz bardziej niewydolnych tkanek. Modyfikowana żywność, chemia wstrzykiwana do organizmu - wszystko to prowadzić ma do stworzenia podporządkowanej, skorej do wykonywania poleceń istoty. 

Propagator ruchu dążącego do coraz większej integracji człowieka z maszyną, autor takich książek jak „The Age of Intelligent Machines” („Era Inteligentnych Maszyn) i „The Age of Spiritual Machines” („Era Uduchowionych Maszyn”) Raymond Kurzweil założył niedawno, wspólnie z takimi potęgami jak Google i NASA, Singularity University (Uniwersytet Osobliwości), instytucję mieszczącą się w Dolinie Krzemowej w Kalifornii, której celem jest kształcenie przyszłych liderów ultranowoczesnych technologii. Nie jest to jednak pojedyncza inicjatywa. Uniwersytet Kurzweila jest jedynie placówką działającego w Strasburgu Międzynarodowego Uniwersytetu Kosmicznego. Patrząc na to, jakie instytucje wspierają Kurzweila, pojawia się wątpliwość czy aby dostęp do tej cudownej technologii był przeznaczony dla wszystkich? Być może już wkrótce większość z nas stanie się zbędna dla globalnej elity nad-, a raczej post-ludzi.

Podporządkowanie sobie ludzi, uczynienie z nich niewolników, a w najlepszym wypadku spolegliwych poddanych, było marzeniem wielu władców. Niektórzy próbowali zrealizować swoje plany. Adolf Hitler marzył o rasie „nadludzi” - doskonałej armii. Dla realizacji tych planów powstały tak zwane kliniki Lebensbornu. Heinrich Himmler, o czym warto przypomnieć, przyczynił się do stworzenia ośrodków, które miały zapewnić przekazywanie z pokolenia na pokolenie nordyckich genów. W 1935 roku utworzono coś, co można by nazwać gigantyczną fabryką „nadludzi”. Przewinęło się przez nią kilkaset tysięcy osób. Słowo „Lebensborn” oznaczało źródło życia, przyjmując następującą ideologię:

Jeśli dobra krew, na której się opieramy, nie będzie się mnożyła, to nie będziemy mogli panować nad światem. 

Część ośrodków Lebensbornu była swoistymi punktami kopulacyjnymi, w których udającym się na front esesmanom stwarzano warunki do spłodzenia dziecka z odpowiednio dobranymi rasowo samotnymi Niemkami. Program ten realizowany był nie tylko w Niemczech, ale też w niektórych krajach okupowanych: Francji i Danii, ale przede wszystkim w Norwegii. Rekrutowano do niego również “wartościowe rasowo” kobiety na terenie Ukrainy.
Czy było to działanie Bestii z Proroctwa Saby? Czy wśród licznych naukowców zajmujących się dziś klonowaniem nie znajdzie się Bestia, dla której etyka jest terminem nieznanym?
W Apokalipsie św. Jana znajduje się wzmianka o tajemniczej Bestii, która od wieków spędza ludzkości sen z powiek:

Wszyscy mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymają znamię na prawą rękę lub na czoło. Nikt nie może kupić ani sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia oraz kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to, bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.

Czy to ta właśnie Bestia naznaczała więźniów w obozach koncentracyjnych? Człowiek w nawiązaniu do przerażającej wizji Orwella, odcięty od przypisanego kodu nie będzie mógł praktycznie istnieć, gdyż, znajdując się poza systemem bankowych rozliczeń, nie będzie miał możliwości zaopatrzenia się w podstawowe środki do życia. Wszak dzisiaj już wiemy, że dzięki temu rozwiązaniu, każdy z nas może być w dowolnej chwili pozbawiony możliwości egzystencji poprzez zwykłą blokadę konta. W zeszłym roku w Szwecji pojawiły się poważne propozycje by w ogóle zrezygnować z pieniądza gotówkowego o wysokich nominałach. Wszędzie będzie można płacić kartą. 

Warto przywołać sprawę podawanego przez tekst św. Jana imienia Bestii, którym jest liczba 666. Ksiądz Adam Clark w 1798 roku w swoim komentarzu biblijnym napisał: 

Znamię Bestii będzie to liczba składająca się z 18 cyfr, podzielonych na sześć grup po 3 cyfry w każdej, to znaczy: 6+6+6.

Podczas kryzysowego spotkania EWG w 1974 roku, dr Hanrick Eldeman, zapowiedział, że już wkrótce swoje działanie rozpocznie „Bestia”, potężny superkomputer, którego zadaniem będzie gromadzenie informacji o ludziach. Każdy człowiek na świecie otrzyma numer identyfikacyjny, składający się z 18 cyfr. Wszak dokładnie to samo napisał ksiądz Clark blisko 200 lat wcześniej! Co więcej, również w 1989 roku włoski katolicki miesięcznik Chiesa Viva poinformował, że w Brukseli w siedzibie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej znajduje się superkomputer zwany Bestią, którego przeznaczeniem jest prowadzenie ewidencji wszystkich ludzi na Ziemi. 

Obecnie dla perfekcyjnej kontroli zbędni są agenci i szpiedzy. W jednym z artykułów prasowych podano, że amerykańska firma Applied Digital Solutions Inc. (ADS) zaprezentowała już w październiku 2000 roku w Nowym Jorku produkt nazwany Digital Angel. Jest to rodzaj miniaturowego czipu, który jest zdolny monitorować najważniejsze funkcje organizmu, takie jak temperatura ciała i tętno. Informacje te mają następnie wraz z podaniem dokładnej lokalizacji dzięki systemowi nawigacji satelitarnej GPS być przesyłane do najbliższej stacji monitoringu. Może on być wszczepiany pod skórę człowieka i pełnić rolę elektronicznego “anioła stróża” pozwalającego odnaleźć zaginione dzieci czy zdiagnozować chorobę. W oficjalnych materiałach urządzenie amerykańskiej firmy ma być wykorzystywane do poszukiwania zaginionych rzeczy, zwierząt i osób. 

Dziś nie trzeba się już wszczepiać w ciało obserwowanego obiektu. Wystarczy ogłosić atrakcyjną promocję w salonie telefonów komórkowych. Nabyte urządzenie identyfikuje, zbiera o nas informacje, pozwala śledzić miejsce, w którym się znajdujemy. Za jego pomocą możemy prowadzić bujne życie towarzyskie na portalu Facebook, gdzie serwer regularnie archiwizuje wszystkie udostępniane przez nas informacje. Sami podając swoją lokalizację, ujawniamy krąg znajomych. A ponieważ wszystko dąży do uproszczenia, dlaczego nie pójść dalej? Skoro jednak o wiele prościej jest w ogóle zrezygnować z karty, którą można przecież łatwo zgubić. O wiele praktyczniejszy jest wszczepiony pod skórę chip, pomysł, który po raz pierwszy zastosowano już 7 lat temu w pewnym klubie nocnym w Barcelonie.

Sceptyk stwierdzi, iż przytoczone działania są nielegalne. Naruszają naszą prywatność. Niestety ta kategoria odeszła już w przeszłość. Najlepszym uzasadnieniem okazał się terroryzm. Po zamachach w USA w roku 2001 a później także Madrycie (2004) i Londynie (2005) pojawiły się głosy, by metody identyfikacji były jeszcze skuteczniejsze. Na ratunek przyszły metody identyfikacji biometrycznych, dzięki którym na podstawie takich cech jak linie papilarne, układ tęczówki, barwa głosu, w końcu same rysy twarzy będzie możliwa pełna identyfikacja każdego człowieka. Dziś paszporty biometryczne stają się standardem, bez którego nie można wjechać, ani opuścić niektórych państw.

Krokiem milowym w kontrolowaniu ludzkości było ustanowienie Patriot Act, dokumentu, który nie tylko pozwalał aresztować osoby, które nie są obywatelami Stanów Zjednoczonych bez prawnego wyroku sądowego, ale również gromadzić przez rząd USA dane o swoich obywatelach. Co więcej, serwerownie największych internetowych potentatów gromadzących na nasz temat ogromne ilości danych - Facebook, Google, Twitter czy Yahoo znajdują się w Stanach Zjednoczonych. Konsekwentnie urządzenia elektroniczne stają się „wpływowymi” stymulatorami. Wielki myśliciel i uczony, Nicola Tesla stwierdził kiedyś: 

Fale alfa w ludzkim mózgu funkcjonują w zakresach pomiędzy 6 a 8 hercami. Częstotliwość fal w ludzkiej jamie ciała rezonuje między 6 a 8 hercami. Wszystkie systemy biologiczne człowieka operują w tym samym zakresie częstotliwości. Fale alfa ludzkiego mózgu funkcjonują w tym zakresie, jak również rezonans elektryczny Ziemi znajduje się w przedziale między 6 a 8 hercami. Tak, więc cały nasz system biologiczny, mózg, ale i Ziemia działają na tych samych częstotliwościach. Jeśli będziemy w stanie za pomocą elektroniki kontrolować ten system, możemy bezpośrednio kontrolować umysły całej ludzkości 

W świecie z proroctwa przez Georga Orwella emocje są ograniczone. Miłość, przywiązanie do drugiego człowieka zastępują rzeczy podobno ważniejsze. Praca na rzecz kraju, dyscyplina, a co najważniejsze, bezwarunkowe wsłuchiwanie się w głos partyjnego przywódcy. Winston z roku 1984 miał utrudnione zadanie, nie mógł skorzystać z samochodu, kupić żywności, nawet wyjść na ulicę, gdyż wszechobecne kamery na podczerwień rozpoznawały go w dzień i w nocy. Czy współczesny inwigilowany mieszkaniec planety ma, dokąd uciec? Wielki Brat przestał być anonimowy, co więcej miliony ludzi oswajają się z nim obserwując zamkniętą garstkę osób, otoczonych telewizyjnymi kamerami. To rzeczywistość prorokowana przez Georga Orwella.
Być może trwogą nie powinny napawać nas dziejące się od milionów lat katastrofy i dramatyczne, zapowiadane wydarzenia 2012 roku. Może zamiast niech, `idąc za wizją proroka, wypełnią się słowa tekstu Apokalipsy mówiące o tajemniczych znamionach Bestii i nastąpi koniec naszej cywilizacji? Koniec, który już się rozpoczął? Co więcej, potwierdzą się słowa papieża Piusa XI z jego encykliki “Quadragesimo Anno” z 1931 roku: 

Ci nieliczni, nie będąc nawet właścicielami, spełniają taką rolę, jakby nimi byli, i dzierżą w swym ręku całą strefę gospodarczą do tego stopnia, żeby nikt, wbrew ich woli, nie mógł nawet oddychać.