Na tym słowie powinienem poprzestać, gdyż
wyjaśnia ono wszystko, jest całą i skończoną prawdą o mnie. Jest tym, co
zwarte jest we wszystkich księgach mądrości, we wszystkich religiach
czy światopoglądach.
Jestem, oznacza wyłącznie tu i
teraz, nie ma żadnego związku z czymkolwiek, a już w szczególności z
pytaniami czy odpowiedziami. Nie ma pytań. Nie ma żadnych pytań. Jest
tylko Jestem życiem. Gdy nie ma pytań, nie ma żadnej
konieczności poszukiwania odpowiedzi. Nie ma po prostu ciekawości, która
okazuje się owocem zerwanym z zakazanego drzewa w Raju.
Masz tylko to, czego pragniesz, w co wierzysz, czym jesteś doszczętnie przesiąknięty. A jesteś przesiąknięty przede wszystkim wiedzą obcą, którą uznałeś za prawdę. Ta prawda jest twoim bogiem, od którego nie uwolnisz się tak długo, jak długo będziesz od niego zależeć. Cały jesteś otoczony pajęczyną tej wiedzy, a każda nitka jest nie do zerwania, gdyż ty jej zerwać nie chcesz, jest to przecież twoja wiedza, z której jesteś dumny, nawet wtedy, gdy nie jest ona w stanie w niczym ci pomóc.
Zniszczyć tę wiedzę, a więc zniszczyć wszystkie nici, wszystkie jej połączenia, okazuje się najtrudniejszym zadaniem, przed jakim staniesz, gdy zechcesz w końcu się uwolnić. Jest to śmierć, przez którą musisz przejść, i to w pełnej dobrowolności, wypływającej wyłącznie z twojej wolnej woli.
Nie musisz w tym momencie o nic pytać. Nie musisz poszukiwać jakiejkolwiek odpowiedzi, gdyż wszystko od dawna wiesz, znasz całą prawdę o sobie, masz to wszystko, co posiada życie, nie ma niczego, co by cię odróżniało od innych form.
Zrywając zakazany owoc, otrzymałeś rozum, którym od tej chwili, bezustannie się posługujesz. Rozum stał się twoim największym ograniczeniem, wkraczając przede wszystkim w strefę myśli, kształtując je wedle swojej woli.
W co wierzysz, od tego wyłącznie zależysz.
Twoja wiara jest twoim bogiem, zazdrosnym, mściwym, bezlitosnym, nieznającym innego uczucia prócz zazdrości czy nienawiści. Bóg ten tworzony jest wyłącznie poprzez wiedzę, nigdy poza nią nie wykroczy, gdyż poza nią nie ma dla niego miejsca. Jest to bóg wyłącznie materii, choć przedstawia się go, jako postać nie materialną, nadając mu tak olbrzymie znaczenie, że nawet twój wewnętrzny bunt jest wobec niego bezsilny. Możesz mówić o nim, co tylko zechcesz, nazywać go jak zechcesz, możesz nawet przeciwko niemu bluźnić, nie doznając żadnej kary, lecz nie zmieni to twojego do niego nastawienia, gdyż cały jesteś nim przepojony, każdy kolejny twój krok zmierza w jego kierunku, z czego najczęściej nie zdajesz sobie nawet sprawy.
Różnego rodzaju kapłani wiedzą bardzo dobrze, co należy czynić, byś na zawsze był od niego uzależniony. Wiedzą, czym są dla ciebie wszelkiego rodzaju ceremonie, święta, symbole. Wiedzą, gdyż tkwią w tym od wielu wieków, prawie od samego początku, czego najlepszym przykładem Mojżesz i jego czyny po zejściu z góry, z kamiennymi tablicami. Cóż z tego, że wypisano tam; nie zabijaj, miłuj bliźniego swego jak siebie samego, itp.? przecież to on stworzył prawo, kilkaset nakazów, które każdy musiał przestrzegać.
Podobnie było z naukami Jezusa, Buddy, Mahometa i innych. Wszystkie one prowadzą do oddalenia od niezmiennej i jedynej prawdy, że każdy człowiek nie zależy od nikogo i niczego.
Jedyną budowlą, zasługującą na miano świątyni, jest wnętrze człowieka, jest jego Jestem, niezależne od czasu, przestrzeni, czy jakichkolwiek zewnętrznych uwarunkowań jak i ograniczeń. Przeszkody, i to bardzo skuteczne, mogą powstać tylko tam, a wynikają z wiedzy, która zawsze jest tylko opisem, będącym doświadczeniem czyimś, nigdy twoim. To może być tylko jego prawdą, ja nie mam z nią niczego wspólnego, nigdy też nie będę w stanie całkowicie jej zrozumieć, gdyż zawsze pojawiać się będą różnego rodzaju wątpliwości, które co najwyżej, mogę tylko stłumić, a nie rozwiać.
Jem, bo wpajano mi od najmłodszych lat, że bez jedzenia nie mogę przetrwać. Uwierzyłem w to tak mocno, że teraz muszę tylko jeść, a cały sens życia sprowadza się właściwie tylko do tego.
Muszę pić, ubierać się, muszę mieszkać w domu w otoczeniu różnych urządzeń. Muszę się uczyć, przestrzegać prawa, wszelkich norm moralnych, wszystkiego, co oni bezustannie tworzą. Z każdą chwilą śmieci przybywa, zasypały mnie całkowicie. Nie mogę już oddychać, nie mogę uczynić żadnego ruchu, gdyż tak bardzo mnie ograniczają, lecz nie czynię niczego, by, choć w minimalnym zakresie swój byt poprawić.
Wiedza mnie ogranicza, wiedza mnie zabija, czyni niewolnikiem niezdolnym do myślenia.
Pierwszym krokiem, i chyba jedynym, jest odcięcie się od tej wiedzy, którą hołubię przez jej namiętne zbieranie, umieszczanie na półkach itp. Muszę się od niej odciąć, zabijając wszelkie autorytety, tych pół bogów, od których tak bardzo zależę.
Odcięcie się od zewnętrznej wiedzy, na pozór łatwe, w rzeczywistości jest niezmiernie trudnym zadaniem. Zadanie to przypomina kataklizm, po którym nie pozostaje nic. Uświadomienie sobie prawdy o tym, czym jest wiedza, w jak wielkim procencie z niej tylko się składam, to, że nie jest ona moim tylko doświadczeniem, jest etapem na drodze odrzucenia.
Wszystko, co dzieje się po raz pierwszy budzi niepewność. Tak też jest i w tym przypadku. Na pewno pojawi się cała masa pytań i wątpliwości. Pojawi się wszędobylski strach, który dotychczas był bardzo surowym strażnikiem. Niemal równocześnie nadchodzi panika, pojawia się także chaos, a wszystko to sprzyja błądzeniu, bo w takiej chwili nie wie się, co czynić, gdyż nie wie się, co się za chwilę zdarzy. Tego należy być świadomym, nie wolno tego lekceważyć. W końcu przez ileś tam lat, żyło się wyłącznie przez wiedzę i dla wiedzy, a to kształtowało tak, a nie inaczej.
Podczas wszystkich moich doświadczeń z odrzucaniem wiedzy, nigdy nie zdarzyło się tak, by przebiegało ono raptownie, by towarzyszyły temu jakieś bolesne czy przykre doświadczenia. Jest to proces rozłożony w czasie, i chociaż przypomina jakieś przemyślane działania, nie mam z tym niczego wspólnego. To pojawia się samo, bez mojego w tym udziału.
Nie zastanawiam się skąd, kto, czy co. Nie poszukuję odpowiedzi, po prostu, wszystko samo się zdarza.
Jestem przekonany, że tak jak np. krokodyl, może jeść raz na kilka miesięcy, czynią to i inne zwierzęta, inne formy ŻYCIA, tak samo człowiek ma te możliwości, gdyż jest tak samo życiem, jak i one. Nic mnie od nich nie wyróżnia, nawet mój rozum, którym tak się szczycę. Jestem tym samym, zawsze i wszędzie, jestem tylko życiem, a to oznacza, że podlegam takim samym prawom, z niego tylko wynikającym.
Jeżeli tego nie potrafię, to tylko, dlatego, że życiem moim zaczął rządzić rozum, przy pomocy wiedzy, narzucając rozwiązania występujące przeciwko prawom życia. Rozum wspierany przez wiedzę jest odpowiedzialny za wszystkie moje ograniczenia, uzależnienia i strach. Będąc ograniczonym przez rozum, nie jestem w stanie powrócić do swoich korzeni, ignoruję je tak bardzo, że przynosi to natychmiast fatalne w skutkach zdarzenia.
Tu i teraz.
Cały jestem pochłonięty przeszłością albo przyszłością. Nie znam innego pojęcia czasu. Będąc w tyle lub daleko przed sobą, nie jestem w stanie dostrzec tego wszystkiego, co bezustannie dzieje się we mnie i w najbliższym moim sąsiedztwie. Stawiam krok, znajdując się tuż nad przepaścią. Upadek, jak i bolesne jego doświadczenia niczego mnie nie uczą, nadal zafascynowany wiedzą, staram się przy jej pomocy znaleźć jakieś wytłumaczenie. I zawsze znajduję, tyle tylko, że niczego mi ono nie daje. Większość z moich działań, jest działaniami niepotrzebnymi, pochłaniającą energię, której potem brakuje. Takie marnotrawstwo musi się zemścić, i mści się w sposób okrutny.
Przyszłość ma to do siebie, że towarzyszy jej zawsze obawa. Ta obawa, to strach. Nikt nie zna przyszłości, a to oznacza, że wszystko, co się do niej odnosi, jest wyłącznie życzeniem, które wcale nie musi się spełnić.
Powraca się do przeszłości, gdy nie potrafi się niczego w teraźniejszości osiągnąć. Jest to wyłącznie żal, a ten jest równie złym doradcą, gdyż bardzo często rodzi się z niego złość, zazdrość czy nienawiść. Znajdując się pod działaniem takich uczuć nie ma możliwości stworzenia czegokolwiek dobrego.
Przeszłość jak i przyszłość tworzona jest przez wiedzę. Naukowcy grzebią się albo w przeszłości, albo też wybiegają w przyszłość, a poszukiwacze wiedzy, podążają za nimi, zafascynowani ich odkryciami. Ten bóg wie, co czyni. Wie, że ludzkość, od kiedy zaczęła posługiwać się rozumem, od niego wyłącznie zależy. Bóg wie, że wiedza jest pokarmem, bez którego nikt obejść się nie może. Dlatego odciąga od tego, co najważniejsze, a więc od życia, od teraz, od jestem, kierując uwagę w takim kierunku, gdzie nie ma niczego. A przecież, gdziekolwiek się oglądniesz, wszędzie tylko życie. Ono jest mocą, mądrością, jedynym wzorcem do naśladowania. Nigdy Jezus czy jakakolwiek postać ludzka.
Poganie wiedzieli o tym doskonale, dlatego żyli bez problemów. Żyli wyłącznie tu i teraz, na podobieństwo otaczającej jej przyrody. Nie tworzyli zapasów, nie potrzebowali domów z ogrzewaniem, i temu podobnych wygód, gdyż tak jak drzewo, krokodyl, czy inne istoty, zamierali w bezruchu na czas zimy, czy trudnych warunków. Człowiek jest takim samym zwierzęciem, choć często wyraża się o nim z pogardą. Podlega tym samym prawom, co rośliny, bakterie, cała flora i fauna. Ma, więc w sobie te możliwości, może obyć się bez jedzenia i picia, ograniczając swoją aktywność w odpowiednim do tego czasie.
Musi jednak uwolnić się od całej zgromadzonej dotąd wiedzy. Musi uwierzyć w swoje możliwości. Udowodnił to Jezus, przebywając czterdzieści dni na pustyni. Udowodnili to i inni, choć o nich wiedza stara się nie mówić. Zaliczał się do nich także Gurdżijew, opisujący przykład z baranami na pustyni Gobi, co oczywiście można uznać za żart, lecz równie dobrze za prawdę. Przykładów takich dostarczają mistrzowie dalekiego i bliskiego wschodu, filipińscy uzdrawiacze, także ci, chodzący po rozżarzonych węglach. Wszyscy oni mówią o tym samym, o możliwości wyłączenia świadomości w celu przeżycia w trudnych warunkach.
Jeżeli nie myślisz o jedzeniu, głód cię nie trapi. Jeżeli nie myślisz o zimnie, na pewno nie będzie ci dokuczać. Ponieważ jednak cały składasz się z wiedzy, od niej uzależniasz każdy swój krok, nie czynisz tego, co chcesz, bo albo tego nie wolno, albo nie wypada, albo uważasz to za idiotyzm. Cały czas podlegasz ustalonym przez kogoś wzorcom, nie starając się ich nawet zrozumieć.
Teoria względności Einsteina, jest tego najlepszym przykładem. Uważasz ją za tak trudną, gdyż nie jesteś naukowcem, że ograniczasz się wyłącznie do tego, co oni na ten temat powiedzą. A Einstein, chociaż był wybitnym fizykiem, był zarazem wybitnym znawcą ŻYCIA. Zbyt dobrze wiedział, co oznacza względność wszystkich pojęć, także tych zawartych w E=mc2. Każda nazwa, wartość, czy cokolwiek, co człowiek wymyślił, jest wyłącznie względnością, czyli czymś umownym. Nie jest to bezwzględną prawdą, gdyż ta jest tylko jedna, a jest nią ŻYCIE. To tylko ono dyktuje warunki, ono jest formą skończoną idealnie, niepodlegającą, niczemu i nikomu, gdyż samo z siebie wynika.
Każdy istniejący system polityczny czy ekonomiczny, niewynikający z ŻYCIA, jest tworem niedoskonałym, a jako taki podlega śmierci. Wszelka władza, będąca zaprzeczeniem ŻYCIA, jest wyłącznie tworem jemu szkodzącym, musi, więc ulec zniszczeniu, jeżeli nie przez ludzi, to na pewno przez ŻYCIE. Te nigdy nie wystąpi przeciwko sobie, nie może sobie szkodzić i siebie zabijać. Umiera tylko to, co jest niedoskonałe, co jest klonem, mutantem, zwyrodnieniem, kreaturą. To nie może być ŻYCIEM, co najwyżej dla niego pożywką.
Kto chce widzieć śmierć, dostrzeże ją wszędzie. Jest ona dla niego bogiem, a skoro w nią wierzy, jej podlega. Nie rozumiejąc jej, boi się, i to panicznie, czym ją stwarza. A przecież wystarczy tylko zrozumieć, że ŻYCIE jest, dlatego ŻYCIEM, że trwa bezustannie, że nie zna pojęcia śmierci. Zastanawianie się nad tym, co jest po śmierci, jest jedynie próbą oszukania samego siebie. Żaden dowód nie jest w stanie dać prawdziwego uspokojenia, gdyż nigdy dowodem nie będzie. Jeżeli chcę się dowiedzieć, co jest potem, muszę tego sam na sobie doświadczyć, a nie wysłuchiwać opowieści nie z tej ziemi, bo te zawsze będą tylko opisem.
Masz tylko to, czego pragniesz, w co wierzysz, czym jesteś doszczętnie przesiąknięty. A jesteś przesiąknięty przede wszystkim wiedzą obcą, którą uznałeś za prawdę. Ta prawda jest twoim bogiem, od którego nie uwolnisz się tak długo, jak długo będziesz od niego zależeć. Cały jesteś otoczony pajęczyną tej wiedzy, a każda nitka jest nie do zerwania, gdyż ty jej zerwać nie chcesz, jest to przecież twoja wiedza, z której jesteś dumny, nawet wtedy, gdy nie jest ona w stanie w niczym ci pomóc.
Zniszczyć tę wiedzę, a więc zniszczyć wszystkie nici, wszystkie jej połączenia, okazuje się najtrudniejszym zadaniem, przed jakim staniesz, gdy zechcesz w końcu się uwolnić. Jest to śmierć, przez którą musisz przejść, i to w pełnej dobrowolności, wypływającej wyłącznie z twojej wolnej woli.
Nie musisz w tym momencie o nic pytać. Nie musisz poszukiwać jakiejkolwiek odpowiedzi, gdyż wszystko od dawna wiesz, znasz całą prawdę o sobie, masz to wszystko, co posiada życie, nie ma niczego, co by cię odróżniało od innych form.
Zrywając zakazany owoc, otrzymałeś rozum, którym od tej chwili, bezustannie się posługujesz. Rozum stał się twoim największym ograniczeniem, wkraczając przede wszystkim w strefę myśli, kształtując je wedle swojej woli.
W co wierzysz, od tego wyłącznie zależysz.
Twoja wiara jest twoim bogiem, zazdrosnym, mściwym, bezlitosnym, nieznającym innego uczucia prócz zazdrości czy nienawiści. Bóg ten tworzony jest wyłącznie poprzez wiedzę, nigdy poza nią nie wykroczy, gdyż poza nią nie ma dla niego miejsca. Jest to bóg wyłącznie materii, choć przedstawia się go, jako postać nie materialną, nadając mu tak olbrzymie znaczenie, że nawet twój wewnętrzny bunt jest wobec niego bezsilny. Możesz mówić o nim, co tylko zechcesz, nazywać go jak zechcesz, możesz nawet przeciwko niemu bluźnić, nie doznając żadnej kary, lecz nie zmieni to twojego do niego nastawienia, gdyż cały jesteś nim przepojony, każdy kolejny twój krok zmierza w jego kierunku, z czego najczęściej nie zdajesz sobie nawet sprawy.
Różnego rodzaju kapłani wiedzą bardzo dobrze, co należy czynić, byś na zawsze był od niego uzależniony. Wiedzą, czym są dla ciebie wszelkiego rodzaju ceremonie, święta, symbole. Wiedzą, gdyż tkwią w tym od wielu wieków, prawie od samego początku, czego najlepszym przykładem Mojżesz i jego czyny po zejściu z góry, z kamiennymi tablicami. Cóż z tego, że wypisano tam; nie zabijaj, miłuj bliźniego swego jak siebie samego, itp.? przecież to on stworzył prawo, kilkaset nakazów, które każdy musiał przestrzegać.
Podobnie było z naukami Jezusa, Buddy, Mahometa i innych. Wszystkie one prowadzą do oddalenia od niezmiennej i jedynej prawdy, że każdy człowiek nie zależy od nikogo i niczego.
Jedyną budowlą, zasługującą na miano świątyni, jest wnętrze człowieka, jest jego Jestem, niezależne od czasu, przestrzeni, czy jakichkolwiek zewnętrznych uwarunkowań jak i ograniczeń. Przeszkody, i to bardzo skuteczne, mogą powstać tylko tam, a wynikają z wiedzy, która zawsze jest tylko opisem, będącym doświadczeniem czyimś, nigdy twoim. To może być tylko jego prawdą, ja nie mam z nią niczego wspólnego, nigdy też nie będę w stanie całkowicie jej zrozumieć, gdyż zawsze pojawiać się będą różnego rodzaju wątpliwości, które co najwyżej, mogę tylko stłumić, a nie rozwiać.
Jem, bo wpajano mi od najmłodszych lat, że bez jedzenia nie mogę przetrwać. Uwierzyłem w to tak mocno, że teraz muszę tylko jeść, a cały sens życia sprowadza się właściwie tylko do tego.
Muszę pić, ubierać się, muszę mieszkać w domu w otoczeniu różnych urządzeń. Muszę się uczyć, przestrzegać prawa, wszelkich norm moralnych, wszystkiego, co oni bezustannie tworzą. Z każdą chwilą śmieci przybywa, zasypały mnie całkowicie. Nie mogę już oddychać, nie mogę uczynić żadnego ruchu, gdyż tak bardzo mnie ograniczają, lecz nie czynię niczego, by, choć w minimalnym zakresie swój byt poprawić.
Wiedza mnie ogranicza, wiedza mnie zabija, czyni niewolnikiem niezdolnym do myślenia.
Pierwszym krokiem, i chyba jedynym, jest odcięcie się od tej wiedzy, którą hołubię przez jej namiętne zbieranie, umieszczanie na półkach itp. Muszę się od niej odciąć, zabijając wszelkie autorytety, tych pół bogów, od których tak bardzo zależę.
Odcięcie się od zewnętrznej wiedzy, na pozór łatwe, w rzeczywistości jest niezmiernie trudnym zadaniem. Zadanie to przypomina kataklizm, po którym nie pozostaje nic. Uświadomienie sobie prawdy o tym, czym jest wiedza, w jak wielkim procencie z niej tylko się składam, to, że nie jest ona moim tylko doświadczeniem, jest etapem na drodze odrzucenia.
Wszystko, co dzieje się po raz pierwszy budzi niepewność. Tak też jest i w tym przypadku. Na pewno pojawi się cała masa pytań i wątpliwości. Pojawi się wszędobylski strach, który dotychczas był bardzo surowym strażnikiem. Niemal równocześnie nadchodzi panika, pojawia się także chaos, a wszystko to sprzyja błądzeniu, bo w takiej chwili nie wie się, co czynić, gdyż nie wie się, co się za chwilę zdarzy. Tego należy być świadomym, nie wolno tego lekceważyć. W końcu przez ileś tam lat, żyło się wyłącznie przez wiedzę i dla wiedzy, a to kształtowało tak, a nie inaczej.
Podczas wszystkich moich doświadczeń z odrzucaniem wiedzy, nigdy nie zdarzyło się tak, by przebiegało ono raptownie, by towarzyszyły temu jakieś bolesne czy przykre doświadczenia. Jest to proces rozłożony w czasie, i chociaż przypomina jakieś przemyślane działania, nie mam z tym niczego wspólnego. To pojawia się samo, bez mojego w tym udziału.
Nie zastanawiam się skąd, kto, czy co. Nie poszukuję odpowiedzi, po prostu, wszystko samo się zdarza.
Jestem przekonany, że tak jak np. krokodyl, może jeść raz na kilka miesięcy, czynią to i inne zwierzęta, inne formy ŻYCIA, tak samo człowiek ma te możliwości, gdyż jest tak samo życiem, jak i one. Nic mnie od nich nie wyróżnia, nawet mój rozum, którym tak się szczycę. Jestem tym samym, zawsze i wszędzie, jestem tylko życiem, a to oznacza, że podlegam takim samym prawom, z niego tylko wynikającym.
Jeżeli tego nie potrafię, to tylko, dlatego, że życiem moim zaczął rządzić rozum, przy pomocy wiedzy, narzucając rozwiązania występujące przeciwko prawom życia. Rozum wspierany przez wiedzę jest odpowiedzialny za wszystkie moje ograniczenia, uzależnienia i strach. Będąc ograniczonym przez rozum, nie jestem w stanie powrócić do swoich korzeni, ignoruję je tak bardzo, że przynosi to natychmiast fatalne w skutkach zdarzenia.
Tu i teraz.
Cały jestem pochłonięty przeszłością albo przyszłością. Nie znam innego pojęcia czasu. Będąc w tyle lub daleko przed sobą, nie jestem w stanie dostrzec tego wszystkiego, co bezustannie dzieje się we mnie i w najbliższym moim sąsiedztwie. Stawiam krok, znajdując się tuż nad przepaścią. Upadek, jak i bolesne jego doświadczenia niczego mnie nie uczą, nadal zafascynowany wiedzą, staram się przy jej pomocy znaleźć jakieś wytłumaczenie. I zawsze znajduję, tyle tylko, że niczego mi ono nie daje. Większość z moich działań, jest działaniami niepotrzebnymi, pochłaniającą energię, której potem brakuje. Takie marnotrawstwo musi się zemścić, i mści się w sposób okrutny.
Przyszłość ma to do siebie, że towarzyszy jej zawsze obawa. Ta obawa, to strach. Nikt nie zna przyszłości, a to oznacza, że wszystko, co się do niej odnosi, jest wyłącznie życzeniem, które wcale nie musi się spełnić.
Powraca się do przeszłości, gdy nie potrafi się niczego w teraźniejszości osiągnąć. Jest to wyłącznie żal, a ten jest równie złym doradcą, gdyż bardzo często rodzi się z niego złość, zazdrość czy nienawiść. Znajdując się pod działaniem takich uczuć nie ma możliwości stworzenia czegokolwiek dobrego.
Przeszłość jak i przyszłość tworzona jest przez wiedzę. Naukowcy grzebią się albo w przeszłości, albo też wybiegają w przyszłość, a poszukiwacze wiedzy, podążają za nimi, zafascynowani ich odkryciami. Ten bóg wie, co czyni. Wie, że ludzkość, od kiedy zaczęła posługiwać się rozumem, od niego wyłącznie zależy. Bóg wie, że wiedza jest pokarmem, bez którego nikt obejść się nie może. Dlatego odciąga od tego, co najważniejsze, a więc od życia, od teraz, od jestem, kierując uwagę w takim kierunku, gdzie nie ma niczego. A przecież, gdziekolwiek się oglądniesz, wszędzie tylko życie. Ono jest mocą, mądrością, jedynym wzorcem do naśladowania. Nigdy Jezus czy jakakolwiek postać ludzka.
Poganie wiedzieli o tym doskonale, dlatego żyli bez problemów. Żyli wyłącznie tu i teraz, na podobieństwo otaczającej jej przyrody. Nie tworzyli zapasów, nie potrzebowali domów z ogrzewaniem, i temu podobnych wygód, gdyż tak jak drzewo, krokodyl, czy inne istoty, zamierali w bezruchu na czas zimy, czy trudnych warunków. Człowiek jest takim samym zwierzęciem, choć często wyraża się o nim z pogardą. Podlega tym samym prawom, co rośliny, bakterie, cała flora i fauna. Ma, więc w sobie te możliwości, może obyć się bez jedzenia i picia, ograniczając swoją aktywność w odpowiednim do tego czasie.
Musi jednak uwolnić się od całej zgromadzonej dotąd wiedzy. Musi uwierzyć w swoje możliwości. Udowodnił to Jezus, przebywając czterdzieści dni na pustyni. Udowodnili to i inni, choć o nich wiedza stara się nie mówić. Zaliczał się do nich także Gurdżijew, opisujący przykład z baranami na pustyni Gobi, co oczywiście można uznać za żart, lecz równie dobrze za prawdę. Przykładów takich dostarczają mistrzowie dalekiego i bliskiego wschodu, filipińscy uzdrawiacze, także ci, chodzący po rozżarzonych węglach. Wszyscy oni mówią o tym samym, o możliwości wyłączenia świadomości w celu przeżycia w trudnych warunkach.
Jeżeli nie myślisz o jedzeniu, głód cię nie trapi. Jeżeli nie myślisz o zimnie, na pewno nie będzie ci dokuczać. Ponieważ jednak cały składasz się z wiedzy, od niej uzależniasz każdy swój krok, nie czynisz tego, co chcesz, bo albo tego nie wolno, albo nie wypada, albo uważasz to za idiotyzm. Cały czas podlegasz ustalonym przez kogoś wzorcom, nie starając się ich nawet zrozumieć.
Teoria względności Einsteina, jest tego najlepszym przykładem. Uważasz ją za tak trudną, gdyż nie jesteś naukowcem, że ograniczasz się wyłącznie do tego, co oni na ten temat powiedzą. A Einstein, chociaż był wybitnym fizykiem, był zarazem wybitnym znawcą ŻYCIA. Zbyt dobrze wiedział, co oznacza względność wszystkich pojęć, także tych zawartych w E=mc2. Każda nazwa, wartość, czy cokolwiek, co człowiek wymyślił, jest wyłącznie względnością, czyli czymś umownym. Nie jest to bezwzględną prawdą, gdyż ta jest tylko jedna, a jest nią ŻYCIE. To tylko ono dyktuje warunki, ono jest formą skończoną idealnie, niepodlegającą, niczemu i nikomu, gdyż samo z siebie wynika.
Każdy istniejący system polityczny czy ekonomiczny, niewynikający z ŻYCIA, jest tworem niedoskonałym, a jako taki podlega śmierci. Wszelka władza, będąca zaprzeczeniem ŻYCIA, jest wyłącznie tworem jemu szkodzącym, musi, więc ulec zniszczeniu, jeżeli nie przez ludzi, to na pewno przez ŻYCIE. Te nigdy nie wystąpi przeciwko sobie, nie może sobie szkodzić i siebie zabijać. Umiera tylko to, co jest niedoskonałe, co jest klonem, mutantem, zwyrodnieniem, kreaturą. To nie może być ŻYCIEM, co najwyżej dla niego pożywką.
Kto chce widzieć śmierć, dostrzeże ją wszędzie. Jest ona dla niego bogiem, a skoro w nią wierzy, jej podlega. Nie rozumiejąc jej, boi się, i to panicznie, czym ją stwarza. A przecież wystarczy tylko zrozumieć, że ŻYCIE jest, dlatego ŻYCIEM, że trwa bezustannie, że nie zna pojęcia śmierci. Zastanawianie się nad tym, co jest po śmierci, jest jedynie próbą oszukania samego siebie. Żaden dowód nie jest w stanie dać prawdziwego uspokojenia, gdyż nigdy dowodem nie będzie. Jeżeli chcę się dowiedzieć, co jest potem, muszę tego sam na sobie doświadczyć, a nie wysłuchiwać opowieści nie z tej ziemi, bo te zawsze będą tylko opisem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz