wtorek, 1 maja 2012

Śmierć.

Czym tak naprawdę jest? Dlaczego uważamy ją za koniec wszystkiego? A może to dopiero początek? Tak wiele pytań a jakże mało odpowiedzi. Spróbuję zmierzyć się z tym tematem, choć cały czas zdaję sobie sprawę z tego, jak trudne to zadanie.
16.09.2011

ŚMIERĆ! Trudno ją pojąć czy zrozumieć, szczególnie, gdy pojawia się nagle, gdy człowiek sam sobie odbiera życie pod wpływem niezrozumiałych okoliczności.
Trudno pogodzić się z tym faktem, bo w takich okolicznościach pojawiają się emocje, a te zawsze kierują się sobie tylko znanym trybem, nie pozwalając na spokojne przyjrzenie się faktom, które przecież o czymś świadczą. Dotknęło mnie to kilka dni temu, gdy dowiedziałem się, że Maria, której poszukuję, popełniła samobójstwo na dworcu w Poznaniu, rzucając się pod pociąg.

Taka wiadomość musiała mną wstrząsnąć, musiała uruchomić emocje pośród których na pierwsze miejsce wysunęła się wściekłość i chęć osądzania. W takiej chwili człowiek nie bardzo wie co czyni a jego decyzje najczęściej są błędne tak jak i ocena sytuacji. Dzisiaj rano uświadomiłem sobie, że ta śmierć, choć tak absurdalna, wręcz niewytłumaczalna, ma swój głęboki sens. Jest on ukryty w tajemnicy samej śmierci, która na pewno nie oznacza końca, jak powszechnie się sądzi, gdyż życie nie może podlegać śmierci, która zawsze dotyczy tylko materii, a więc ciała, w które zostało obleczone.

Śmierć zawsze jest początkiem życia, bo te musi trwać, w przeciwnym razie już dawno doszłoby do zagłady wszechświata, a tak nie jest, o czym najlepiej świadczy wszystko to, co cały czas dzieje się w odległym wszechświecie. Śmierć Marii niesie z sobą dla nas, jej najbliższych, przesłanie, które odczytamy jeżeli tylko zechcemy, lub też pójdzie na marne, jak to często się zdarza.

Nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko zostało jakby dokładnie zaplanowane, co oczywiście jest dla nas niezrozumiałe, bo przywykliśmy do oceniania wszystkiego tylko przy pomocy rozumu, zapominając całkowicie o czymś takim jak intuicja, podświadomość, nawet o Bogu, którego imię tak często lubimy wymieniać. Każde zrodzone życie musi zostać wypełnione dokładnie tak, jak zostało mu to przypisane. Można się z tym nie zgadzać, można dyskutować, można nawet przeklinać ten stan rzeczy, lecz nic a nic nie zmieni to tego, co postanowione. Tak było i w przypadku Marii. Po prostu musiało dokonać się to, co się dokonało, a jej ofiara ma przemówić do tych, którzy ją znali, między innymi i do mnie.

Pod wpływem emocji postanowiłem nie jechać na jej pogrzeb, chciałem zniszczyć wszystko, co z nią było związane, tak jakby miało mnie to uzdrowić, czy w czymkolwiek pomóc. Na szczęście szybko przyszło otrzeźwienie. Jak mógłbym nie pojawić się na jej pogrzebie? Czyż nie dałbym w ten sposób do zrozumienia innym, że oto nawet najbliżsi się jej wyrzekli, że potępili ją i tak szybko osądzili?

Nie, nie ja jestem sędzią i nie mnie sądzić żywych czy umarłych. Ja mam tylko wypełnić swoje przeznaczenie w sposób najlepszy jak tylko potrafię. Obecnie moim zadaniem jest zrozumieć to, co się stało, by wyciągnąć z tej lekcji jak najwięcej dla siebie. Ta ofiara nie może pójść na marne. A była to z jej strony ofiara olbrzymia, złożyła przecież na ołtarzu samą siebie, i nie ma żadnego znaczenia dlaczego, gdyż to tylko ona wie i na nic nasze domysły czy przypuszczenia.

Pan życia i śmierci robi, co uzna za stosowne i przed nikim nie musi tłumaczyć się ze swych decyzji. Postanawiając, by dopełniło się jej życie, dał jej odpowiedni sygnał do działania, na który musiała zareagować.

Jej śmierć dała mi wiele, przede wszystkim więcej zrozumienia, nauczyła większej pokory, uzmysławiając, jak nie wiele wiemy sami o sobie, a co dopiero mówić o Bogu czy innych działających wokół nas warunkach. Jestem teraz spokojniejszy, nie mam już żalu, powoli nawet smutek przemija, bo wiedząc to, o czym wcześniej pisałem, wiem, że i moje życie musi zostać wypełnione do końca tak, jak zostało to postanowione. Mój bunt, wszelkie próby ucieczki czy też oddalenia tego obowiązku niczego nie dadzą i niczego nie zmienią, bo na te sprawy nie mam żadnego wpływu, mogę, co najwyżej sobie pomarzyć czy poplanować, co oczywiście z rzeczywistością nie ma niczego wspólnego.

Zamiast oskarżać czy sądzić, wolę podziękować jej za to wszystko, co mi dała, a dała naprawdę wiele, choć w ferworze życia najczęściej tego nie zauważałem. Nie wątpię ani przez chwilę, że jej śmierć natychmiast przerodziła się w życie. Oczywiście w jakie, tego nie wiem i wiedzieć nie będę, gdyż takie informacje do niczego nie są mi potrzebne, mogłyby też więcej mi zaszkodzić, więc lepiej po prostu ich nie znać. 20 września 2011 roku zostaniesz kochana pochowana zgodnie z Twoją wolą. Spoczniesz koło swojej matki i brata i niechaj zawsze już towarzyszy Ci tylko spokój i radość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz